Halo – recenzja serialu. Czyżby kolejna udana ekranizacja gier?

Udane ekranizacje gier mógłbym wymienić na palcach jednej ręki. O ile takowe faktycznie istnieją. Bo w większości przypadków rozjazd pomiędzy oryginałem i filmową lub serialową wersją są zbyt duże, aby można je było zaakceptować. Czy tak samo było z serialową wersją Halo? W tym przypadku akurat ekranizacja należy do tych, które trudno wrzucić do worka z produkcjami wybitnymi. Ale nie można jej również z marszu skreślać.

Serial Halo oparty jest na serii gier o tym samym tytule. Głównym motywem były w nich przygody MasterChiefa – uniwersalnego żołnierza, tzw. Spartana. Należy on do oddziału genetycznie ulepszonej piechoty. Ta jednostka specjalna, działając na usługach organizacji UNSC, bierze udział w walkach z wrogim Przymierzem. Gry były typowymi strzelankami FPS osadzonymi w futurystycznym świecie. Główny bohater lądował na różnych planetach i mierzył się z różnorakimi przeciwnikami. Gry były bardzo dobrze przyjęte, miały również rzeszę wiernych fanów. Po wielu latach Paramout+ nabyło prawa do tytułu i wyprodukowało serial oparty na motywach znanych z gier. Dzięki temu otrzymaliśmy bardzo kosztowną, a zarazem bardzo efektowną produkcję. Pozostają dwa pytania. Czy Halo oferuje cokolwiek poza wspomnianymi efektami? Oraz – czy jest w stanie zadowolić fanów gier? Tak i (wydaje mi się, że w większości) również tak.

Zobacz również: Najlepsze polskie gry

halo

Nie sprawi to, że na starcie Halo otrzyma jednocześnie kosmicznie wysoką ocenę. Bo jest kilka rzeczy, których można się w serialu przyczepić. Na wstępie wspomnę, że serię Halo znam. Grałem w 2, może 2,5 tytułów, więc nie mam zamiaru czepiać się stuprocentowej wierności względem oryginału. Zresztą, w czasach nieco wymuszonej innowacyjności ze strony twórców ciężko krytykować odstępstwo od pierwowzoru. Z początku byłem przekonany, że twórcy zaserwują nam raczej typową formę serialu w stylu odcinek-historia, gdzie każdy epizod przedstawiałby inną misję, a gdzieś pomiędzy przemycany będzie główny wątek. Cieszy mnie, że twórcy podeszli do tematu bardziej ambitnie. Czy wyszło to na plus? Rozrywkowo raczej nie, ale jakościowo jak najbardziej. Zamiast odrębnych historii mamy tutaj spójną fabułę, wiele wątków, które nie są prowadzone po macoszemu, ale każdy z nich jest rozwijany skrupulatnie, aby widz mógł doświadczyć tego naprawdę bogatego świata.

Zobacz również: Miłość, śmierć i roboty, sezon 3 – recenzja serialu. Rozlew krwi i fabularna stagnacja

Twórcy od początku przyłożyli dużą wagę do pokazania, że świat, w którym dzieje się ta historia jest naprawdę bogaty i, poza głównym konfliktem Ludzie-Przymierze, jest tu sporo miejsca na inne wątki. Pokazali to na przykładzie wyprawy Sorena i Kwan, gdzie nie spiesząc się dali im bardzo dużo miejsca w paru odcinkach. Dzięki temu ten motyw, mimo średnio wciągającej fabuły, był po prostu dopracowany. Tak jak w przypadku ostatniej ekranizacji Reachera, gdzie reżyserzy nie musieli spinać się czasowo, tylko rozłożyli fabułę równomiernie na kilka odcinków.

halo

Akcji jest tu dość mało, co może być zaskoczeniem z uwagi na fakt, że mamy do czynienia z ekranizacją strzelanek FPS. Jednak gdy już dochodzi do starcia, to sceny są zrealizowane naprawdę dobrze. Osobiście czułem satysfakcję, gdy w końcu „coś zaczęło się dziać”, bo choć scen walk, strzelanin czy batalii jest jak na lekarstwo, to widać jakość i staranne ich przygotowanie w każdej sekundzie. I szczerze, to w ogólnym rozrachunku wolę skąpą ilość akcji na wysokim poziomie, niż napakowanie serialu średnią jakością strzelanin. Zresztą – ostatnie odcinki ten całościowy niedobór skutecznie nadrabiają.

Zobacz również: Stranger Things Sezon 4, część I – recenzja. Tik Tak

Konieczną do poruszenia jest kwestia bohaterów, i dobranych do ich odegrania aktorów. I powiem wprost – Pablo Shrieber od początku nie pasował mi do roli kozackiego marine. W scenach gdy był w pełnym „rynsztunku” jeszcze się bronił, chociaż jak na dłoni widać było inspirację m.in. Mandalorianinem z serialu Disney+, chociażby w sposobie poruszania się. Minimalizm, który dobrze znamy od innych bohaterów sprawdzał się i tutaj, chociaż nie był niczym oryginalnym. W momencie gdy zdjął maskę na końcu pilotażowego epizodu byłem wręcz pewien – to nie był dobry casting.

Z biegiem odcinków moja antypatia jednak ostygła, gdy zrozumiałem, w jakim kierunku idzie fabuła. Tutaj jednak potrzebny był aktor, który potrafi pokazać silne emocje i Shrieberowi się to udało. Skoro twórcy znacznie większy nacisk położyli na budowę klejącej się fabuły, a nie czystej akcji, to uznaje wybór głównego aktora za rozsądny. Podobnie zresztą jak pozostałych, wcielających się w Spartan. Dobrze podkreślili odmienności charakterów, mimo że ich czas ekranowy był mocno ścięty.

Na plus wypada fakt, że twórcy postanowili w pełni zaprezentować cały oddział Spartan. Widzimy jak się różnią, jak odmienne mają metody walki, charaktery, podejście. I co najważniejsze – że przy głównym bohaterze nie wychodzą na kompletne pierdoły, co często gęsto miało miejsce w innych produkcjach. Podreślone jest, że chociaż MasterChief to przywódca, to reszta zbytnio nie odstaje od niego w kwestii skuteczności na polu bitwy. Aktorsko całkiem nieźle wypadła też Charlie Murphy jako Mackee, świetnie i przekonująco wypadła Cortana w wykonaniu Jen Taylor. Natascha McElhone natomiast, mimo widocznych wysiłków, w ogóle nie sprawdziła się w swojej roli. Chociaż grała chyba najlepiej jak umiała to najzwyczajniej w świecie nie była przekonująca.

Zobacz również: Najlepsze komiksowe ekranizacje według Popkulturowców

Serial Halo jest naprawdę niezłą produkcją science fiction, z dobrze napisaną historią, bogatym światem, i sprawnie zrealizowaną akcją. I choć niektóre wątki „nie pyknęły”, głównie ze względu na bohaterów, którzy je prowadzili, to widać w nich potencjał na inne sezony. W każdej scenie czuć, że Paramout nie zamierzał zrobić jednostrzałowego serialu, ale odrobił lekcję i zostawił sporo otwartych furtek na przyszłe serie. Nie wiem, czy w pełni zadowoli absolutnie wszystkich fanów serii, ponieważ jego siła leży w nieco innych elementach, niż w przypadku gier. Mimo wszystko polecam to jako lekką produkcję, typowo dla fanów sci-fi. Tylko z góry uprzedzam – nie spodziewajcie się fajerwerków.

Plusy

  • Bogaty, ciekawy świat
  • Spokojnie poprowadzona fabuła, która była przygotowana przemyślanie
  • Przekonujący bohaterowie, bardzo dobrze zaprojektowani Spartanie

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Troszkę za mało akcji, jak na ekranizację strzelanek
  • Bardzo słabo zagrany antagonista
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Patrycja Grylicka

Czy nieznajomość gier będzie w czymś przeszkadzać podczas oglądania? Chciałam użyć tego serialu jako odskoczni w trakcie sesji (wtedy wszystko jest lepsze niż nauka, hah), aczkolwiek chociaż Halo siedzi sobie grzecznie w mojej bibliotece już od dłuższej chwili, to wciąż jakoś nie znalazłam czasu, żeby je w końcu ograć