Górzysta Rumunia i jej mroczne legendy o nieśmiertelnych, odzianych w czerń ludziach pijących ludzką krew. Niesławne lata 90., kiedy to kraj znad Morza Czarnego przetrawiał tragedie uprzednich lat. Tysiące dzieci w zamkniętych sierocińcach. A między nimi zapalona biolożka, odnajdująca niezidentyfikowanego niemowlaka, którego umiejętności zadają kłam całej jej wiedzy o ludzkim organizmie…
Dan Simmons to światowy pisarz z wszechstronnym piórem. W Polsce zasłynął dzięki powieści sci-fi Hyperion (za którą otrzymał nagrodę Hugo) oraz dzięki przerażającemu Terrorowi. Po 30 latach od pierwszego wydania mamy okazję przeczytać Simmonsową wariację na temat wampiryzmu. Dzieci Nocy opowiadają o starzejącym się Draculi, który u progu śmierci powraca do rodzinnego kraju, wspominając czasy swej potęgi.
Zobacz również: Czarna ambrozja – recenzja książki. Muzyka, której się nie oprzesz
Dzieci Nocy – będące co prawda fikcją literacką – stanowią ciekawą lekcję historii. Dan Simmons we wstępie przybliża realia lat 90. w Rumunii, która po dwudziestu latach dyktatury podnosiła się z kolan, zdewastowana i zezwierzęcona. W wielkich magazynach (niby-sierocińcach) przetrzymywano łącznie około 600 tysięcy dzieci oddzielonych od rodziców i pozbawionych odpowiedniej opieki. Wstrzykiwano im krew dorosłych, co rzekomo miało je wzmocnić. Krew tę pobierano od narkomanów, bezdomnych i nosicieli HIV.
Zobacz również: Słoneczny – recenzja książki. „Highway” THROUGH hell
Autor zwiedzał Rumunię, podążając śladem legendarnego Włada III Palownika, zwanego też Draculą. Urodzony w 1431 roku w Sighișoarze w Transylwanii wyrósł na władcę siejącego terror i strach. To od niego wzięła się legenda o wampiryzmie, a bestialskie dokonania księcia zapisały się na kartach historii. Dan Simmons odwiedził miejsce jego narodzin, miejsce pochówku, a także popularny Zamek Draculi w Branie – który w istocie jest tylko atrakcją turystyczną. Pisarz za wszelką cenę pragnął odnaleźć prawdziwy zamek Włada Palownika. Nie było to łatwe, wszak mieszkańcy okolic – mimo upływu ponad pięciuset lat – wciąż niechętnie rozmawiali o tej postaci. W końcu jednak Simmons dotarł do ruin skrytych na skalnych turniach – prawdziwego Zamku Draculi, zwanego dziś Cytadelą Poenari.
Ten nieco przydługi wstęp do recenzji pozwoliłem sobie zaserwować, gdyż uważam, że wątki historyczne są największym plusem Dzieci Nocy. I coraz bardziej zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem nie są jedynym plusem.
Dan Simmons i jego smęty
Kolokwialnie mówiąc, książka Simmonsa jest nudna jak flaki z olejem. Autor miał spore pole do manewru, posługując się intrygującym materiałem źródłowym, jednakże zdecydował się zaserwować czytelnikom mieszankę naukowego bełkotu i taniego melodramatyzmu. Fabuła opleciona wokół nadzwyczajnego dziecka, którego organizm funkcjonuje w sposób inny niż ludzki, zasadniczo mogłaby być ciekawa. Mogłaby być ciekawa nawet mimo tego, iż podąża najbardziej oczywistymi ścieżkami, a wszystko, co nastąpi, można przewidzieć kilkadziesiąt stron wcześniej. Mogłaby być ciekawa, gdyby Simmons liczył się z tym, że pisze dla czytelników szukających przygód, a nie ludzi cierpiących na bezsenność.
Zobacz również: Inwazja Jaszczurów – recenzja książki
Autor sam nie może się zdecydować, o czym tak naprawdę opowiada i w jaki sposób powinien to zrobić. Przerażające wspomnienia umierającego Vlada Draculi zostają przyćmione przez zupełnie nudne i nic nie wnoszące do historii dialogi, momenty napięcia i akcji rozładowane zostają rozwleczonymi relacjami z nicnierobienia. Nie zrozumcie mnie źle – Dan Simmons ewidentnie potrafi pisać. Tworząc Dzieci Nocy zapewne świetnie się bawił, zatopiony w swej historii, momentami jednak zapominał o odbiorcy – przez co czytanie powieści nie stanowi już tak dobrej zabawy.
To, co najbardziej odrzuca mnie w Dzieciach Nocy, to brak jakiejkolwiek wartości twórczej: powieść nie wnosi nic nowego do motywu wampiryzmu. Okej – mamy tu próbę wytłumaczenia działania wampirów od strony biologicznej, co zasadniczo wygląda na całkiem ciekawe. Jednakże nieobeznani z podstawami biologii – jak ja – będą się czuć, jakby rozmawiali z obcokrajowcem. Pojęcia takie jak immunokorekcja, dysplazja czy immunokompetencja to dla mnie niezrozumiała abstrakcja, tym bardziej, że zatrzymałem się na etapie hemoglobiny i halucynacji.
Dzieci Nocy to historia z potencjałem, niepotrafiąca jednak sprostać oczekiwaniom. Jako fan dobrej literatury grozy zawiodłem się mocno. Niewątpliwie jednak polskie wydanie książki pozwala spojrzeć na nią nieco łagodniej – mroczna, działająca na wyobraźnię okładka przywołuje klimat Transylwanii jeszcze przed otwarciem pierwszej strony, porządnie zrealizowany przekład pozwala czytać z lekkością, mimo że historia nie wciąga. Plusów jest niewiele – ale jakieś są. Dzieci nie nadają się na początek przygody z tym autorem, jeżeli jednak znacie już jego twórczość – śmiało sięgajcie. Być może sprawią wam więcej radochy niż mnie.
Zobacz również: The Quarry – recenzja gry. W lesie dziś zaśnie każdy
Finalnie nie odradzam, ale i nie polecam. Dzieci Nocy to bez wątpienia intrygująca lekcja historii – i za to ogromny plus. Dla oczytanych w biologii historia może mieć drugi wymiar, dla poszukiwaczy przygód oraz smakoszy grozy może okazać się jednak ledwie wczorajszym tostem z domieszką zaschniętej krwi.