Kid Cudi – Entergalactic – recenzja płyty

Kid Cudi wraca z nową płytą ! Kilka lat temu byłaby to informacja, o której pisałyby wszystkie portale. Teraz mam wrażenie, że wrześniowa premiera nie jest nawet w TOP5 oczekiwanych. 

Choć w ostatnich miesiącach Kid Cudi coraz częściej o sobie przypominał to nadal ciężko powiedzieć, że na jego ósmy album był jakikolwiek hype. Ostatni głośny album, jaki wydał raper – Man on the Moon III: The Chosen niestety brutalnie ukazał miejsce artysty w szeregu. Recenzenci określali pracę Kid Cudiego jako po prostu średnią i nawet można znaleźć zdanie, że część tracków była swego rodzaju parodią twórcy. Hype na najnowszy album pojawił się w momencie, kiedy ogłoszono, że płyta doczeka się animowanej wizualizacji produkcji Netflix Animations oraz samego Cudiego. Entergalactic faktycznie wstrząsnął mediami w dniu premiery, ale bardziej niż o samej płycie wszyscy mówią o filmie.

Zobacz również: Interpol – The Other Side of Make-Believe

https://www.youtube.com/watch?v=c_pHCqZkXvY&t=24s

Mam wrażenie, że nigdy nie byłem targetem twórczości Kid Cudiego. Niejednokrotnie łapałem się na tym, że nawet zapominałem o tym, że raper jeszcze wydaje nowe płyty i nadal traktowałem go jako „tego od Day’N’Night„. Nawet kultowe już w wielu kręgach Man on the Moon: The end of the day kompletnie przeszło obok mnie. Pomimo tego dałem się przekonać do odsłuchu albumu tylko dlatego, że mnie zaintrygował fakt powstania wizualizacji. Chciałbym podkreślić, że przesłuchałem jedynie album, a filmu jeszcze nie obejrzałem.

Z początku można zauważyć, że album ma strukturę bardzo zbliżoną do ścieżek dźwiękowych z filmów. W muzyczny seans wprowadza nas Entergalactic Theme. Intro ma według mnie charakter bardzo osobisty, zmuszający wejścia w ten album tylko po to, żeby zrozumieć co autor chce nam przedstawić. Tak jak pierwszy track wywarł na mnie jakąkolwiek ciekawość, to niestety dalej jest już gorzej.

Zobacz również: Snoop Dogg – Od Doggystyle do Doggyland

Album skupia się bardzo mocno na relacjach międzyludzkich, a w szczególności na miłości. Widać tu pewien schemat filmowy opowiadający historię pewnej znajomości. Do What I Want aż gryzie swoją metaforą do wolności, jaką daje bycie singlem. Wszystko zmienia się w następnych utworach. Sporo tu piosenek balladowych jak na przykład Angel czy Ignite The Love, o których prócz tego, że łączą R&B oraz hip-hop nie można powiedzieć nic więcej, bo są po prostu nijakie. Rozumiem, że piosenki symbolizują pierwsze zauroczenia, ale mam wrażenie, że jest to aż zbyt dosłowne, a uczucie staje się sztuczną hiperbolą.

Zobacz również: Editors – EBM – recenzja płyty

Nie chce, żeby odbierano to, jako że krytykuje tę płytę tylko dlatego, że nie Kid Cudi do mnie „nie trafia”. Pomimo mojego narzekania płyta to znajdę również piosenki przynajmniej dobre. Jednym z przykładów jest Livin’ My Truth, które moim zdaniem jest najlepszą piosenką z całej płyty. Nie wiem, czy to fakt, że słuchałem po raz pierwszy tej piosenki akurat w drodze do pracy, ale użyty sampel wprowadza lekki, poranny vibe, z którym aż chce się zacząć coś robić.

Zobacz również: Johnny – recenzja filmu. Niewypał, czy petarda

Wielkim plusem całego albumu jest ekipa producencka. Prócz głównych producentów Kid Cudiego i Dot Da Geniusa są między innymi: Skrillex, Take A Daytrip, Steve Aoki czy Jean Baptiste. Sprawia to, że nie mamy do czynienia z nudą melodyczną. Każdy track zawiera inne cechy specyficzne dla każdego producenta. W efekcie my jako słuchacze się nie nudzimy i sam raper może się bardziej wykazać, zaoferować coś więcej.

Niestety o sukcesie płyty hip-hopowej często decyduje obecność tzw. bangera. Na szczęście można tu znaleźć piosenkę, która według mnie pełni taką funkcję. Piosenka Can’t Believe It nagrana z 2 Chainzem wskakuje tu na najwyższy poziom energii. Dzięki temu, nawet jeśli nie mamy na to ochoty to przynajmniej raz ruszymy się do beatu. Nie wiem, czy piosenka się przebije, ale jest miłym odstępstwem od wcześniejszego nadmiaru romansu.

Według mnie Entergalactic jako osobny twór nie daje nam możliwości odczuć w pełni tego, co chciał osiągnąć twórca. Piosenki w większości przypadków nie prezentują niczego co można było by określić innym słowem niż średnie. W skrócie Kid Cudi dalej mnie do siebie nie przekonał, ale chętnie skonfrontuje moje odczucia co do płyty z filmem. Kto wie, może wizualizacja zmieni moje zdanie ?

 

Plusy

  • Świetna robota ekipy producenckiej
  • Znajdą się małe perełki (Livin My Truth!)

Ocena

5 / 10

Minusy

  • Nic twórczego
  • Metafora aż nadto widoczna
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze