Kącik azjatycki #2 – 2046. Porozmawiajmy o odtrąceniu

Czasem trudno uwierzyć, jak wielką więź możne nawiązać film z widzem podczas seansu. Z reguły bowiem, kiedy tylko coś oglądamy, doświadczamy sympatii do jednych bohaterów, antypatii do drugich i nie ma w tym absolutnie nic dziwnego. Czasem staramy się kogoś zrozumieć, a czasem wprost odnajdujemy się w jego sytuacji. W końcu od tego jest kino, aby przedstawić nam czyjąś historię. 2046 jest filmem pod tym względem wyjątkowym, bo relacja z odbiorcą, jaką wytwarza, sprawia, że pod koniec seansu czujesz autentyczną stratę. Stratę, o której chcę Ci opowiedzieć!

Jeśli oglądałeś Spragnionych miłości, możesz śmiało uznać 2046 jako ich bezpośrednią kontynuacje i zabrać się niezwłocznie do seansu. Jeśli zaś z jakichś przyczyn nie podobał ci się pierwszy wspomniany film, bądź go przegapiłeś… również możesz sięgnąć po 2046, nie kłopocząc się pierwszym wspomnianym. Kar Wai Wong zadbał, aby te połączone ze sobą opowieści… były sobie kompletnie obce.

2046
fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)

Rzecz o powinowactwie


W Spragnionych miłości główny bohater chciał pisać, w 2046 jest już wziętym pisarzem, któremu opowiadania sci-fi zapewniły rozpoznawalność i w miarę dobrą sytuację majątkową. To samo miejsce akcji, podobna otoczka przytłoczenia i powolnie budowane wyobcowanie poprzez kontrast cieni i samotnego człowieka weń wplątanego. Wszystko wskazuje, że oba filmy są opowieściami o tych samych ludziach. Na Boga, nawet aktorzy pozostają ci sami, włącznie z miłością głównego bohatera, tworząc więź z poprzednim dziełem reżysera! A jednak… są to zupełnie inne historie i oddzielnie powinieneś na obie patrzeć. Jeśli i to będzie konieczne, jeden z nich możesz sobie odpuścić, a to właśnie do tego właśnie omawianego priorytetowo zamierzam Cię zachęcić.

Zobacz również: Kącik Azjatycki – Spragnieni miłości. Niebanalna historia zwykłej miłości

2046
fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)

Spragnieni miłości opowiadają w gruncie rzeczy – o miłości. Jakby to zdanie banalnie nie brzmiało z racji śmiesznego tytułu polskiego dystrybutora, taka jest prawda. Mowa o zawiłej, trudnej, nieszczęśliwej – ale jednak miłości. Nie wiem, ile razy przyjdzie mi jeszcze powtórzyć to słowo, ale wiedz, że podczas seansu obserwujemy bliskość dwojga ludzi, którzy nie mogą być ze sobą. 2046 z kolei opowie nam o człowieku, który swoją miłość już utracił.

Zobacz również: Dyskretny urok zła – dlaczego uwielbiamy psychopatów?

Daruj mi ten przydługi wstęp, ale musiałem nakreślić powyższe sprawy, abyś lepiej zrozumiał głębie omawianego filmu. Jest to dla mnie tym ważniejsze, mowa tu o bez wątpienia jednym z moich ulubionych filmów i postawiłem sobie za cel choć minimalnie cię do niego przekonać!


Dramat człowieka odrzuconego


Główny bohater jest z całą pewnością człowiekiem dobrym, co na przestrzeni filmu udowadnia i nie sposób nie czuć do niego sympatii. Wierzy on również w miłość, co w ostatecznym rozrachunku – sprowadziło na niego zgubę i nie pozwala się otrząsnąć. Został w końcu odrzucony przez wybrankę serca, a w chwili, gdy go poznajemy, nie potrafi już nawiązać relacji z żadną inną kobietą.

fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)
fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)

Z reguły decyduje się na krótkotrwałe znajomości, każdą metodą unikając ponownego odrzucenia. Nawet jeśli miałoby to wiązać się z podłością, czy wręcz – okrucieństwem w stosunku do uczuć drugiej osoby. Nie robi tego z czystej złości, perfidii, a i powiedziałbym, że odwrotnie – jakąś częścią siebie pomaga tym kobietom uciec od swojej osoby. Mało, robiąc to zdaje się bardziej cierpieć od nich, co skrzętnie ukrywa.

2046
fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)

Jest on bowiem człowiekiem wewnętrznie pustym, który – z racji swojego bagażu emocjonalnego – nie potrafi otworzyć się na kolejną osobę. Wie, że ponowne odrzucenie by go zabiło, boi się i tkwi w martwym punkcie, samemu cierpiąc w ciszy. Rozpoznawalność poprzez karierę zapewnia mu względy przeróżnych pań, ale on nie potrafi zapomnieć o tej poprzedniej, która tak go skrzywdziła. Każdy uśmiech, który ukazuje nam aktor, jest bezsprzecznie serią jednych z najsmutniejszych, z jakimi można się spotkać w historii kina.

Zobacz również: Wielka wojna o Pierścienie Władzy – o toksyczności Hollywoodu i fandomów


Gdy pojawi się kobieta…


Statyczne życie pisarza zmienia dopiero jego nowo-poznana sąsiadka, z którą przez czysty przypadek i cień zainteresowania wchodzi w relację. Na starcie zaznacza jednak, że nie zależy mu na długotrwałym związku, co ta z początku akceptuje. W późniejszym czasie jednak pojawia się uczucie, a kobieta zaczyna wymagać od naszego bohatera coraz więcej zaangażowania. Tylko czy on będzie w stanie jej to zapewnić? Czy zdoła przezwyciężyć traumę związaną ze stratą? Może w końcu… otworzy się na pokochanie drugiej osoby?

2046
fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)

Film jest wybitnym stadium rozumowania porzuconego człowieka, który przechodzi różne fazy. Przez utwierdzanie się we własnym nieszczęściu, spoglądanie na innych zakochanych z nostalgią i wiele innych emocji, o których nie podobna mi opowiadać bez zdradzania więcej fabuły, czego żadną miarą nie popełnię! Ręczyć jednak mogę, że jest to niezwykle ludzki opis, w który da się uwierzyć i z którym można sympatyzować, niezależnie od nastroju czy własnej sytuacji.  Kto wie, może niektóre jego myśli i zachowania rozpoznasz w sobie? Któż z nas w końcu nie radził sobie z odrzuceniem czy zerwaniem, któż nie cierpiał z racji utraty ukochanej osoby?

2046
fot. Materiał prasowy/ 2046 (2004)

Bohater przedstawia swoje cierpienie za pomocą opowiadań, z czego my uświadczymy m. in. historię pewnego robota, który – wbrew wszelkiej logice! – pokochał człowieka, którego polecenia powinien wykonywać i absolutnie się doń nie przywiązywać. Domyślasz się już, jak może zakończyć się ta opowieść? Czy dalsze przeżycia naszego pisarza… również znajdą odzwierciedlenie w jego utworach? I, co najważniejsze – będą szczęśliwe?

Z racji wyżej nakreślonego wątku futurystycznego niekiedy spotykam się z oznakowaniem tego filmu jako sci-fi, co jest zdecydowanie nad wyraz powiedziane. Uświadczymy, co prawda, fragmentów opowiadań głównego bohatera rodem z prozy Lema, ale cała produkcja stąpa twardo po ziemi. Jest… cóż, do bólu prawdziwa.

Zobacz również: Akademia Dobra i Zła – recenzja. Kolorowa baśń o przyjaźni w Hollywoodzkim stylu


Gratka dla kinomanów


2046 to arcydzieło, które zostawiło na mnie niewidoczny ślad, niby bliznę, która co jakiś czas swędzi i zmusza mnie do ponownego seansu. Nie jestem w stanie zbytnio znaleźć słów, aby powiedzieć o tym filmie cokolwiek więcej, aby nie zostawić cię z salwą pochlebstw i zachwalania każdego aspektu produkcji, od scenografii, scenariusza, na aktorstwie kończąc. Sam musisz to zobaczyć, aby wyrobić sobie opinię i powiedzieć mi wprost – miałem rację, a może zdrowo przesadziłem?

Czujesz się zachęcony podjąć to wyzwanie i zorganizować sobie wieczór na seans 2046?

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze