I ujrzałem Bestię wychodzącą z morza, mającą dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów, a na jej głowach imiona bluźniercze. Bestia, którą widziałem, podobna była do pantery, łapy jej – jakby niedźwiedzia, paszcza jej – jakby paszcza lwa. A Smok dał jej swą moc, swój tron i wielką władzę. I ujrzałem jedną z jej głów jakby śmiertelnie zranioną, a rana jej śmiertelna została uleczona. A cała ziemia w podziwie powiodła wzrokiem za Bestią; i pokłon oddali Smokowi, bo władzę dał Bestii. I Bestii pokłon oddali, mówiąc: Któż jest podobny do Bestii i któż potrafi rozpocząć z nią walkę? To nie Biblia, to Monster Naokiego Urasawy.

Jest to ceniona i powszechnie uznana manga wspomnianego autora. Na jej podstawie powstało anime o tym samym tytule, które również spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem publiki. Mimo tego ani oryginalny Monster, ani jego adaptacja nie są tak powszechnie znane i omawiane, jak chociażby bardzo popularny w ostatnich latach Atak Tytanów, nieśmiertelny Dragon Ball, czy nawet obecnie wychodzący Chainsaw Man. Choć trzeba oddać, że bez wątpienia jest to najbardziej znane dzieło Urasawy. Pluto czy Chłopaki z dwudziestego wieku cieszą się znacznie mniejszą popularnością.
Zobacz również: Monster, tom 1 – recenzja mangi. Kto tutaj tak naprawdę jest potworem?
Monstera poznałem w ubiegłym roku za sprawą anime, jednak tutaj będę chciał się skupić głównie na mandze, którą ostatnio nadrobiłem. Jest ona minimalnie lepsza, ale jeżeli ktoś wolałby obejrzeć, to niech się nie martwi – adaptacja jest bardzo wierna i trzyma wysoki poziom. Chcę tutaj zaznaczyć, że będę starał się unikać większych spoilerów (czyli zwrotów akcji, zakończenia, rozwiązań fabularnych). Nie jestem jednak w stanie przedstawić Monstera bez wspominania o wątkach, motywach i rozwoju niektórych postaci. Dlatego pewne poszlaki i wskazówki dotyczące fabuły mogą się w tym tekście pojawić.

Za specjalistę od mang i anime raczej bym siebie nie uznał. Jest to ogromna część japońskiej kultury, którą ledwie zacząłem poznawać. Bardzo selektywnie wybieram to, co chciałbym obejrzeć lub przeczytać. Monster Naokiego Urasawy jest jednak dziełem, o którym każdy nawet lekko interesujący się popkulturą powinien usłyszeć. Mógłbym nawet powiedzieć, że właściwie wszyscy powinni się z tą mangą zapoznać, ponieważ jest ona wyjątkowa. Wyjątkowa w sposób piękny, ale jednocześnie bolesny, a przy tym dość prosty (przynajmniej w założeniu). A dlaczego tak jest? Ponieważ Monster w bardzo dużym, niemalże ogromnym uproszczeniu, jest historią o relacji dobra i zła.
Kto ma rację?
Protagonistą mangi jest Kenzo Tenma – wybitny neurochirurg, któremu życie układa się bardzo dobrze. Jako lekarz przeprowadza wiele skomplikowanych operacji, które zazwyczaj kończą się sukcesem. Ponadto ma ciepłe relacje z dyrektorem szpitala, co znacznie ułatwia mu wspinanie się po szczeblach kariery. Ponadto spotyka się z jego córką – Evą Heinemann. Pierwszym punktem zwrotnym w jego życiu jest uratowanie postrzelonego chłopca zamiast burmistrza, co powoduje pogorszenie stosunków z dyrektorem. Kolejnym (i zarazem tym, który rozpoczyna właściwą fabułę Monstera) jest spotkanie Johana Lieberta. To ten sam chłopak, którego Kenzo uratował na początku historii. Jednak teraz jest on bezwzględnym mordercą.

Fabuła mangi opiera się na relacji tych bohaterów. Jak łatwo się domyślić, Tenma jest wcieleniem dobra, a Liebert reprezentuje zło. Jest to bardzo prosty koncept, od którego w swoim dziele wychodzi Urasawa. Jednak wraz z biegiem fabuły poznajemy przeszłość i skrawki motywacji Johana. Dowiadujemy się wielu informacji o jego rodzinie, powiązaniach z najróżniejszymi ugrupowaniami oraz o tajemniczym picture booku – Bezimiennym Potworze. Razem z głównym bohaterem przemierzamy państwa Europy Środkowej, zbierając poszlaki, wypytując ludzi i łącząc w całość wszystkie wątki. Właśnie tak tworzymy portret psychologiczny antagonisty, który nadawałby się do analizy dla studentów psychologii.
Zobacz również: Dyskretny urok zła – dlaczego uwielbiamy psychopatów?
Czym jednak byłby znakomity antagonista, gdyby nie równie ciekawy i rozbudowany protagonista. Na temat Lieberta możemy znaleźć wiele pochwał, esejów lub analiz psychologicznych, przez co bardzo często zapomina się o doktorze Tenmie. Kenzo jest osobą o dobrym sercu i twardym kręgosłupie moralnym. Gdy uświadomił sobie, że jest tylko popychadłem dyrektora szpitala, natychmiast mu się postawił. Od tego momentu do prawie samego zakończenia stara się być wiernym idei głoszącej, że każde życie jest równe. Mimo tego Tenma zmienia się – możemy zobaczyć, jak stopniowo zaczyna wątpić w to, co wyznaje, oraz zmiany w jego charakterze. Z czasem Kenzo przestaje być miłym i sympatycznym lekarzem, a sytuacja zmusza go do podejmowania bardzo trudnych i niekiedy sprzecznych z jego moralnością decyzji.

Jak wspomniałem, relacja tej dwójki jest podstawą Monstera. Przywołana wcześniej relacja dobra i zła jest punktem wyjścia ich ideologicznej batalii. Jednak na przestrzeni całej historii możemy zobaczyć, w jak nieoczywisty i niejednoznaczny sposób ukazani są reprezentanci tych skrajnych wartości. Widzimy to w ich zachowaniu. W końcu Tenma zawsze ma przy sobie broń, która czasami jest niezbędna, a w motywacjach i postępowaniu Johana tkwi drugie dno, które pozwala inaczej spojrzeć na jego postać. Wraz z biegiem historii tego rodzaju niejednoznaczności pojawia się coraz więcej.
Zobacz również: Najlepsze seriale animowane, część I (1957-2000)
W ten sposób Urasawa z dwóch pozornych skrajności wychodzi do ogromnego eseju o człowieczeństwie oraz zmianach, które w nim zachodzą przez kontakt z najróżniejszymi bodźcami. Monster jest pewnego rodzaju psychologiczną analizą natury człowieka oraz jego moralności. Przy tym jest to również studium głębokiego nihilizmu oraz jego opozycji – wiary w lepsze jutro. Mimo że większość tych kwestii wychodzi z interakcji Tenmy i Johana, to nie są oni jedynymi znakomicie zarysowanymi bohaterami. Przez to właściwie każda pojawiająca się postać rozbudowuje wspomniane motywy.
Rewelacyjny drugi plan
Bohaterowie drugoplanowi w mandze Urasawy są rewelacyjnie napisani, jednak nie jest to ich największy atut. Bardzo urzekło mnie, że niektórzy z nich na początku historii są apatyczni i zniechęcający, a na koniec zdobywają tak wielką sympatię czytelnika, że ten będzie siedział na skraju fotela i do samego końca martwił się o ich los. Sztandarowym przykładem jest tutaj inspektor Lunge. To detektyw o dziwacznym sposobie bycia, którego trudno polubić. Jednak wraz z biegiem historii poznajemy jego słabości i przekonania, z których wynikają podejmowane przez niego decyzje. Sam bohater natomiast uczy się na własnych błędach i potrafi wyciągnąć z nich wnioski. W efekcie pod koniec mangi jego wątek śledzi się z zapartym tchem, a ostatnia konfrontacja i powrót do pracy Lungego jest chyba moim ulubionym momentem w całej serii.

Poza nim od początku historii towarzyszy nam również Eva Heinemann – córka dyrektora szpitala. Prawdopodobnie każdy, kto sięgnął lub sięgnie po Monstera, po pierwszych rozdziałach przypisze jej wiele niecenzuralnych określeń. Później bohaterkę wciąż trudno polubić, jednak Urasawa powoli dokłada nam kolejne elementy do jej niepozornie złożonej osobowości. Jej perypetii raczej nie śledzimy w ciągłym napięciu, ale autor w przekonujący sposób pokazuje nam, że coś, co na początku wydawało się mało wiarygodną sprawą, z czasem okazuje się kluczowe dla tej postaci. Do Evy raczej trudno czuć sympatię, ale nie można o niej powiedzieć, że jest postacią tekturową lub jednowymiarową.
Zobacz również: Chainsaw Man Buddy Stories – recenzja Light Novel. Przyjemny zbiór opowiadań
Do tego poznajemy jeszcze zagubioną, ale zdeterminowaną Ninę Fortner. Jest to postać kluczowa dla Johana oraz fabuły Monstera, o której trudno cokolwiek powiedzieć bez zdradzania fabuły. Ponadto na przestrzeni całej historii spotykamy szereg innych, równie intrygujących bohaterów. Wolfgang Grimmer, Roberto, Jan Suk czy Hans George Schuwald nie towarzyszą czytelnikowi od początku, jednak gdy się pojawiają, ich wątki od razu go angażują. Perypetie tych postaci bywają zaskakujące i emocjonujące, a one same potrafią wzbudzić współczucie, radość, a niekiedy odrazę. Niestety nie dla każdego historia skończy się szczęśliwie, co może być bolesnym doświadczeniem dla czytelników.

Strony: 1 2