The Walking Cat, tom 3 – recenzja mangi. Trudny żywot ocalałych

Dość powszechnie utarło się przeświadczenie, że każdy kolejny sequel jest zwykle gorszy od poprzedniego. Ale, co ciekawe, zdarzają się też serie, gdzie działa to dokładnie odwrotnie. I The Walking Cat to właśnie jedna z nich.

Po kiepskim pierwszym i całkiem niezłym drugim, przyszedł czas na trzeci tom Apokalipsy Oczami Kota. The Walking Cat, tom 3 kontynuuje przygodę białego kocura wśród zombie. Tym razem Yuki trafia w ręce chłopca imieniem Fuuta. Młodzieniec ratuje futrzaka z opanowanej przez nieumarłych wyspy, po czym postanawia odszukać jego właścicielkę i zwrócić pupila. Dokonanie tego jednak nie jest takie proste. Świadom, że może nie dać rady samemu, Fuuta dołącza do napotkanej grupy nastolatków i wraz z nimi przemierza pełne żywych trupów tereny w poszukiwaniu zarówno poprzedniej towarzyszki Yukiego, jak i własnego spokojnego miejsca do życia.

Zobacz również: The Walking Cat, tom 1 – recenzja mangi. Apokalipsa według kota

Fabuła trzeciej części domyka w sposób bezpośredni wątek kończący poprzedni tom, co, przyznam szczerze, trochę mnie zaskoczyło. Spodziewałam się, że autor zostawi dwójkę niedopowiedzianą, tak jak wcześniej jedynkę, ale, o dziwo, wcale nie. Trzeci tom zaczynamy w tym samym momencie, w którym zakończył się poprzedni, w związku z czym pierwsze, co czytelnik śledzi, to zmagania Kaoru chcącej uratować matkę przed truposzami. Co ciekawe, towarzyszy jej w tym również Yuki, który, mimo iż zostawiony nowym właścicielom na końcu poprzedniej części, uciekł i pomknął za swoją panią z powrotem w głąb wyspy. Yuki oraz Kaoru rozdzielają się na dobre dopiero po dokończeniu tego wątku, co naprawdę mnie cieszy. Dzięki temu wreszcie mogłam poczuć, że The Walking Cat to jedna, ciągła historia, a nie zbiór luźno powiązanych opowiadań.

The Walking Cat, tom 3
Fot. strona z trzeciego tomu mangi The Walking Cat

Co zaś się tyczy tej „głównej” części, w której Yuki towarzyszy już Fuucie, a nie Kaoru – tutaj również fabuła trzyma całkiem przyzwoity poziom. Oczywiście zdarzały się dość naciągane momenty (ze wszystkich ludzi w Japonii grupka małolatów z kotem trafiła akurat na znanego zabójcę, kto by się spodziewał?), ale jako całokształt historia okazała się na tyle ciekawa, żebym przymknęła na to oko, przynajmniej na czas czytania. Dobrze było czuć ten apokaliptyczny klimat, dla którego w ogóle sięgnęłam po tę serię. Kameralne przestrzenie z zagrożeniem wiszącym w powietrzu, desperackie próby uniknięcia zarażenia oraz walka o zasoby w świecie pozbawionym zaufania, gdzie nie tylko zombie, ale też inni ludzie są przeciwko tobie. Na to właśnie od początku czekałam – i w końcu to dostałam. Szkoda tylko, że tak późno.

Zobacz również: The Walking Cat, tom 2 – recenzja mangi, Koto-sztafeta

Wartym uwagi zabiegiem pisarskim jest klamra kompozycyjna na samym końcu mangi. Czego jak czego, ale jej to się tam nie spodziewałam. Dla niektórych jej pojawienie się może być rozczarowujące – w końcu wychodzi z tego taki finał bez finału – i w pełni to rozumiem. The Walking Cat, tom 3 rzeczywiście wygląda na mocno niedomknięte, jak gdyby autor chciał wybadać rynek, żeby ewentualnie dopisać później dalsze części. Osobiście jednak nie uważam tego za minus. Co więcej, moim zdaniem zastosowane rozwiązanie jest ciekawsze niż „kot żyje długo i szczęśliwie, finito”, na które przez chwilę się zanosiło. Tym niemniej faktycznie pozostawia pewien niedosyt, tutaj muszę przyznać zawiedzionym czytelnikom rację. Nie na tyle duży, żebym uznała to za wadę, ale jednak wciąż doskwierający.

Dość już jednak o fabule, czas na bohaterów. Najważniejszym z nich, oprócz Yukiego oczywiście, jest Fuuta – tymczasowy opiekun kocura. Charakterologicznie przypomina on niestety swoich poprzedników. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, brak mu czegoś unikalnego, co wyróżniałoby go na tle setek podobnych postaci. Ot, sympatyczny, czysty moralnie, heroiczny główny bohater zachowujący się w przewidywalny dla czytelnika sposób. Aczkolwiek za to, w jaki sposób poradził sobie z ugryzieniem truposza, ma ode mnie plusik. Już się bałam, iż nagle okaże się jeszcze odpornym na zombifikację wybrańcem losu, tylko tego nam do kompletu brakowało. Na szczęście tak się jednak nie stało. Schematyczność tej postaci co prawda i tak czuć, ale przynajmniej nie do przesady. To już coś.

Zobacz również: Star Wars. Leia, tom 1 – recenzja mangi. Girl, you’ll be a woman soon

Drugi dość istotny nowy bohater to wspomniany wcześniej morderca. Mężczyzna mieszkał samotnie na uboczu i wcale nie miał ochoty tego zmieniać – od razu widać było, iż pojawienie się Fuuty oraz jego kumpli jest mu nie w smak. Mimo wszystko poszedł im na rękę, choć też nie do końca; pozwolił im zostać, ale tylko na kilka dni, czego zresztą pożałował. Urywkowo wyjaśniona przeszłość tej postaci niezbyt przypadła mi do gustu, szczerze powiedziawszy. Skoro już autor chciał stworzyć kogoś kontrowersyjnego, kto wywoła konflikt natury moralnej w grupie, to niepotrzebnie usprawiedliwiał czytelnikowi jego przeszłe działania. W ten sposób z powrotem stworzył się podział na dobrych i złych, co zepsuło mi zabawę – może nie całą, ale większość. Pod względem osobowości też mieliśmy już co najmniej jednego podobnego jegomościa w poprzednich tomach. Reasumując: ani oryginalny, ani intrygujący. Dla mnie najsłabsza kreacja w tej części.

Fot. strona z trzeciego tomu mangi The Walking Cat

Na koniec zostali nam jeszcze koledzy Fuuty, którzy zgarnęli go po ucieczce z wyspy i wcielili w szeregi swojej ekipy. Najczęściej działają oni jako bohater zbiorowy, choć na tle pozostałych czasami wyróżnia się Gee – jedyna dziewczyna w składzie. Nawet ona jednak wybija się wyłącznie obcesowością, prócz tego nie różni się zbytnio od Iana i Caleba. Dzieciaki po wydarzeniach na wyspie straciły zaufanie do dorosłych, więc postanowiły działać na własną rękę. W swoich czynach wydają się jednak dosyć odczłowieczone. I jak zrozumiałabym, że w trakcie apokalipsy zabijanie nie robi na nikim wrażenia, tak ten argument wytrąca mi z ręki sam autor – w końcu Fuuta żyje w tym samym świecie (ba, pochodzi nawet z tej samej osady), a pomysł mordowania kogokolwiek – niezarażonego! – wywołuje u niego zupełnie inną, bardziej ludzką reakcję. Dałoby się to zwalić również na ich trudną przeszłość, ale wymagać, bym wiedziała to z jednego kadru na łebka, trochę nie wypada.

Zobacz również: Samuraj i Stich, tom 1 – recenzja mangi. Dziwne, prawda – ale dobre!

A jak tam rysunki? Progres, regres, plateau? Cóż, na pewno nie ma tu takich błędów jak feralny kadr z uderzeniem z poprzedniego tomu. Wciąż zdarzają się jednak jakieś drobniejsze zgrzyty, najczęściej dotyczące Yukiego. Uszy w złym miejscu, dziwna faktura łapy czy inne tego typu małe wpadki to już standard. Po pewnym czasie idzie się przyzwyczaić, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że jest co poprawiać. Znacznie przyjemniej czytałoby się mangę o kocie, w której kot faktycznie dobrze by wyglądał. Do postaci ludzkich za to nie mam chyba zastrzeżeń – niektórzy mężczyźni to kartofle z twarzy, ale jak Tomo Kitaoka chce, to umie narysować ładnego faceta, więc zakładam, że to celowe.

W ostatecznym rozrachunku The Walking Cat, tom 3 wypadło nadspodziewanie dobrze – w porównaniu z poprzednikami, rzecz jasna. W historii czuć apokaliptyczny klimat oraz ciągłość z prequelami, czego dotychczas mi w tej serii trochę brakowało. Wciąż roi się wprawdzie od schematów, a ilustracje mają swoje wzloty i upadki, aczkolwiek jako rozrywka trzeci tom sprawdził się naprawdę nieźle i poprawił moje mniemanie o całej trylogii. Cieszę się zatem, że jednak ją dokończyłam. The Walking Cat z każdym kolejnym tomem robi się trochę lepsze, więc nie warto dać się zrazić jedynką.


The Walking Cat tom 3 plakat

Autor: Tomo Kitaoka
Tłumaczenie: Amelia Lipko
Wydawca: Waneko
Premiera: 1 grudnia 2022 r.
Oprawa: miękka z obwolutą
Stron: 165
Cena: 24,99 zł


ŚLEDŹ NAS NA IG
https://www.instagram.com/popkulturowcy.pl/

Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Waneko

Plusy

  • Całkiem ciekawa fabuła
  • Zamiast odcięcia historii między tomami grubą krechą, tak jak było z jedynką i dwójką, w tym tomie dostajemy pełnoprawną, płynną kontynuację przygód z poprzedniej części
  • W końcu czuć wyraźniej ten apokaliptyczny klimat, na który czekałam od początku

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Naciągnięte zbiegi okoliczności
  • W rysunkach wciąż zdarzają się błędy (choć dużo mniej poważne niż w tomie 2)
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze