Pentatonix – relacja z koncertu z Warszawie

Mimo że Polska nie leży na końcu świata, to niektórym zespołom wyjątkowo trudno jest się tutaj dostać. Pentatonix jako najsławniejszy zespół a capella wybierał się do nas od czterech lat. Koncert, który miał się odbyć w 2019 roku przełożono na 2023, a fani niecierpliwie ściskali bilety. Aż wreszcie ten historyczny moment nadszedł i pięcioro niezwykłych artystów stanęło na scenie warszawskiego Torwaru. 


Poniższy tekst powstał dzięki współpracy z Fource, organizatorem koncertu.


Koncert grupy Pentatonix w Polsce należał do tych długo wyczekiwanych. Kolejki ludzi spragnionych muzyki a capella ciągnęły się wokół budynku, by następnie przemienić się w morze ludzi koczujących na sali koncertowej. Nie można się było doszukać pustego miejsca na trybunach, a na płycie tłoczyli się najwięksi wielbiciele zespołu. Podkasałam więc rękawy i przepraszając tłum na lewo i prawo, zaczęłam się przebijać do przodu. Trochę to trwało, ale zdążyłam przed supportem – od tego też więc zaczniemy.

Zobacz również: Depeche Mode – Memento Mori – Wbrew i wspak

Nie znałam Ellie Dixon i podejrzewam, że nie ja jedyna. Sama artystka była świadoma, że musi się przedstawić. Między piosenkami powiedziała parę słów o sobie – także o tym, że produkuje muzykę, przy czym przeprowadziła widownię przez ten proces. Oprócz autorskich utworów, takich jak świeżutki singiel Dopamine, artystka zagrała kilka popularnych coverów. Moim ulubionym momentalnie został mash-up utworów Gorillas Feel Good, Inc. oraz New Rules Duy Lipy.

Ellie Dixon zrobiła też to, co cenię w supportach. Nawiązała muzycznie do głównego zespołu i jedną piosenkę wykonała w harmonii na trzy głosy za pomocą syntezatora. Support jednak skończył się szybko i powstała półgodzinna wyrwa w oczekiwaniu na gwiazdy wieczoru. W tym czasie organizatorzy stanęli na wysokości zadania i rozprowadzali wodę – na szczęście! Domyślam się, że zapobiegli w ten sposób wielu omdleniom. A kiedy wreszcie nadszedł czas, Pentatonix stał się pierwszym zespołem w moim koncertowym dorobku, który pojawił się na scenie punktualnie.

Członkowie grupy wbiegli i zaśpiewali utwór Sing, od razu zachęcając widownię właśnie do tego, by śpiewać. Świetne otwarcie, jeżeli wsłuchamy się w tekst piosenki, który mówi, że nieważne co się dzieje, mamy śpiewać głośno, odważnie klaskać i cieszyć się muzyką. Śmiem twierdzić, że zachęta nie była nawet konieczna, bo tłum stłoczony pod sceną był żywy i rozśpiewany od pierwszej chwili. Od początku do końca publiczność angażowała się w koncert.

Zobacz również: Ed Sheeran – Subtract – recenzja płyty

Pentatonix w swoim programie koncertowym wciąga widownię w różne interakcje. Oprócz klasycznego już nagrywania wspólnego TikToka, pojawiły się inne urozmaicenia. Scott Hoying podzielił salę na trzy części i próbował stworzyć harmonię do utworu Creep Radiohead. Próba jest tu słowem kluczem, bo skala dźwięków była niemal nie do pokonania dla zwykłych śmiertelników. Później też baryton zespołu opowiedział historię z początków zespołu, kiedy to trwały poszukiwania beatboxera.

Cała historia była wstępem do krótkiego koncertu w koncercie. Kevin Olusola zwrócił na siebie uwagę zespołu wykonaniem utworu Julie-O na wiolonczeli wraz z jednoczesnym beatboxowanien. Kiedy zasiadł do instrumentu i zagrał ten utwór – który, jak sam powiedział, odmienił jego życie – czuć było powiew historii. Następnie wiolonczelista zaprezentował też własne aranżacje klasyków Mozarta i zaparł nam dech w piersiach.

Zobacz również: Relacja z NEXT FEST – to było prawdziwe święto muzyki!

W pewnym momencie dołączył do niego Matt Sallee i razem poprowadzili tz. Sing Along – czyli grę, w której widownia ma dołączyć do artystów i zaśpiewać fragmenty znanych utworów. Postawili tutaj na klasyki rocka. Pojawił się między innymi fragmenty Livin’ On A Prayer czy We Will Rock You. W hołdzie Queen pojawiło się też klasyczne zagranie Freddiego Mercury’ego polegające na podawaniu dźwięków, które publiczność na powtórzyć.

Należę do grupy ludzi, która chodzi na koncerty, żeby skakać, śpiewać, machać rękami i ogólnie mówiąc, robić rzeczy z myśl zasady co się dzieje na sali koncertowej, zostaje na sali koncertowej. Wszystkie te gry i interakcje z widownią nie były dla mnie niczym nowym, a jednak zrobiły na mnie wrażenie. Często artyści wydają się zagubieni w takiej formie lub wyglądają, jakby odgrywali ten sam scenariusz po raz tysięczny – co często jest prawdą. Pentatonix wykazał się imponującą naturalnością w tych wszystkich zabiegach. I choć każda widownia przed nami też słyszała, że jest najlepszą ze wszystkich – wszystkie uwierzyły.

Koncert to jednak przede wszystkim świetna muzyka – a tej nie brakowało. Można by zapomnieć, że Pentatonix wszystkie dźwięki tworzy za pomocą głosów pięciorga artystów. Scott Hoying jako baryton, Mitch Grassi jako tenor, Kirstin Maldonado jako sopran, Matt Sallee jako bas oraz Kevin Olusola jako beatbox to połączenie idealne. Harmonia ich głosów na żywo nie ustępuje ani o krok temu, co możemy usłyszeć na nagraniach ze studia.

Zespół wykonał nawet jeden utwór stojąc nad jednym mikrofonem – a przez salę nie przeszedł ani jeden dźwięk. My Heart With You w takiej odsłonie zwyczajnie sparaliżowało widownię. Oczywiście nie wszystko opierało się na sentymentalnych balladach o miłości. Nie zabrakło dynamizmu pod postacią składanek, takich jak moje ukochane Daft Punk czy 90s Dance Medley. Na dodatek zespół wykonał składankę kilku piosenek z albumu The Lucky Ones z 2021 roku. Wśród najpopularniejszych piosenek nie zabrakło też The Sound of SilenceHallelujah czy Bohemian Rhapsody zagranego na bis.

Zobacz również: Najlepsze piosenki Pentatonix

Koncert Pentatonix to naprawdę niezwykłe przeżycie. Po raz pierwszy w Polsce, po tylu latach oczekiwania – niezmiernie się cieszę, że mogłam się tam znaleźć. Zespół zapowiada powrót i miejmy nadzieję, że niejednokrotny i nie tak długo wyczekiwany. Patrząc po tym, ilu zdeterminowanych ludzi znalazło się na tym koncercie, kolejne sale koncertowe z pewnością również wypełnią się po brzegi.

Obrazek główny: Muno.pl.

Anna Baluta

Jeśli nie odpisuje, to pewnie ogląda serial. Wykształcona amerykanistka, która z premedytacją zapisuje się na kolejne zajęcia z telewizji. Jak nie ogląda, to czyta, słucha albumów, czasem przypomni sobie o studiowaniu i pracy - ale to w międzyczasie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze