Citadel – recenzja serialu. A na co mi to potrzebne?

Jakiś czas temu platforma Amazon Prime uraczyła nas swoją kolejną oryginalną produkcją. A w zasadzie superprodukcją. Cytadela od pewnego czasu była zapowiadana i promowana jako najdroższy serial w historii studia. Od początku brzmiało to intrygująco, zważywszy na ogromną ilość mamony wyrzuconej w błoto przy okazji kręcenia Pierścieni Mocy. Za sterami bracia Russo, do niedawna stanowiący symbol wysokiej jakości, którzy jednak po wpadce w postaci netfliksowego Gray Mana (nomen omen również cholernie wysokobudżetowego) muszą wrócić do łask publiczności. Jedno głośne nazwisko w obsadzie i drugie raczej średnio znane. Zapowiedź szerszego uniwersum oraz spektakularnej opowieści. A podsumowując to wszystko co w zasadzie otrzymaliśmy? Cóż – nie nastawiajcie się zbytnio na tę spektakularność.

Super-szpiedzy. Diaboliczne organizacje. Zamachy. Spiski. Klisza za kliszą. Ileż już widzieliśmy takich szpiegowskich historii. Z jednej strony są to opowieści, które teoretycznie się nie nudzą. Mamy na to wiele przykładów. Mimo swej powtarzalności serie takie jak Mission Impossible, James Bond, Jason Bourne i tym podobne z każdą kolejną odsłoną gromadzą przed ekranami wierne grono fanów. Jest tu jednak kilka warunków. Z drugiej strony każda z tych serii, przynajmniej tych odnoszących sukces ma to coś, czym się wyróżnia, jakiś swój symbol. A zatem nie sztuka stworzyć kolejną typową gatunkowo historię. Trzeba dać jej to coś. Błędem jest jednak udawanie, że produkcja wnosi powiew świeżości, gdy w rzeczywistości jest inaczej. Citadel od Amazona jest tego sztandarowym przykładem.

Tytułowa Cytadela jak sie dowiadujemy w trakcie serialu stanowi niezależną organizację szpiegów z całego świata, funkcjonującą od prawie 200 lat. Nie są lojalni żadnemu Państwu, ani żadnej polityce. Stoją na straży ogólnoświatowego porządku. Stabilizują konflikty, usuwają terrorystów, i takie tam. Krótko mówią to są Ci dobrzy, ostatni bastion, próbujący utrzymać świat w ryzach. Jakże rycersko. Cóż, trzeba przyznać, że jest to pewna odmiana względem znanych nam agentów z wymienionych wcześniej blockbusterowych serii. Ale niestety na tym świeżość się kończy. Reszta, ze smutkiem przyznaję, przypomina niestety ponury festiwal powtarzalności.

Zobacz również: Najlepsze seriale oryginalne Amazona

Historia zaczyna się w momencie…końca. Końca Cytadeli jako organizacji, ponieważ pierwsza misja jaką przyjdzie nam obserwować, przeradza się w zmasowany atak na członków tej organizacji. Za zamachami jak się okazuje odpowiada wyrastająca znikąd Mantykora, czyli organizacja-nemezis. Tajemniczy syndykat burzy w proch agencję szpiegowską, a z życiem uchodzi zaledwie garstka. Póki co, wiemy o trzech osobach i to ich losy przyjdzie nam śledzić.

Mason Kane, człowiek legenda, najlepszy w swoim fachu, super agent, Bond i Cruise w jednej osobie. Groźny i charyzmatyczny. Przynajmniej tak nam wmawia każda sekunda tej historii. Osobiście praktycznie ani razu niestety nie wyczułem tej „legendarności”. Jest jeszcze jego koleżanka po fachu Nadia Singh. Równie zabójcza agentka, z którą jak przyjdzie nam się dowiedzieć z fabuły (lub, hehe, zwiastunów…) połączy Masona romans a później miłość.

Citadel
fot: Amazon Prime

W zasadzie biorąc się za ich charakterystykę nie wiem od czego zacząć. Jak to szpiedzy, są świetnie wyszkoleni, bystrzy, zabójczy. Do tego władają chyba 15 językami, co musi być podkreślone już w pierwszej ich rozmowie, a wygląda po prostu komicznie i żałośnie, gdy przeskakują od francuskiego pytania do riposty po rumuńsku.. Poza tym specjaliści od broni palnej białej, czy walce na gołe pięści – standard. Z początku bohaterowie są diabelnie nijacy. Gdyby nie odgórne, narracyjne podkreślanie na każdym kroku, jacy są zajebiści nie miałbym okazji się o tym przekonać.

Sceny akcji nie powalają w żaden sposób rozmachem, czy kaskaderskim przygotowaniem, choreografią. Mam wrażenie, że na tym polu twórcy poszli po najmniejszej linii oporu, nawet nie starając się dać nam pełnym emocji i adrenaliny sekwencji. Nie czuć tu emocji, sceny akcji są krótkie i nudne. Co więcej, nawet gdy jakaś w końcu się trafi, a jest ich cholernie mało jak na ten gatunek filmowo-serialowy, to w żaden sposób nie udowadnia ona jakości wyżej wymienionych agentów.

Zobacz również: Ted Lasso – recenzja finałowego sezonu. Rysa na szkle

Pod kątem aktorstwa również nie jest najlepiej. Richard Madden stara się jak może, jednak dopiero widać to dopiero w zestawieniu teraźniejszości z flashbackami. Gdyby jedno funkcjonowało bez drugiego, można by uznać, że aktor nie radzi sobie w ogóle. Jego ekranowa partnerka o dziwo radzi sobie znacznie lepiej. Priyanka Chopra jest dużo bardziej przekonująca w swojej roli, mimo, że nie jest tak jak Madden rozstrzelona aktorsko między dwie płaszczyzny czasowe. Średnio wypada Stanley Tucci, który jak sądziłem że pociągnie ten temat, jednak tu uważam że scenariusz mocno go ograniczył, początkowo robiąc z niego swoistą Wyrocznię, „człowieka na krześle”, gładko przechodząc do cwaniaczka, a potem naiwniaka.

Citadel
fot.: kadr z serialu

Sama obsada świadczy według mojej opinii o tym, że wielu aktorów, którzy mogli być potencjalnymi odtwórcami głównych ról, nie pokładało w projekt wiary po przeczytaniu części scenariusza. I tak oto na okładce plakatu prezentują się Richard Madden i Pryianka Chopra Jones, czyli gwiazdy z kategorii tych niestety mniej głośnych. Sama „popularność” nie przeszkadzała by to jednak, nieraz przecież aktorzy mniej znani zaskakiwali widzów i otwierali przed sobą nowe angaże. Jednak wyżej wymieniona para sprawdza się na ekranie po prostu słabo. Już pierwsza sekwencja strasznie ich przerysowuje, bohaterowie próbują doścignąć charakterystyczne postacie z innych filmów szpiegowskich.

Wydawałoby się, że w dzisiejszych czasach nakręcenie wciągających i efektownych sekwencji, biorąc pod uwagę obecne możliwości oraz budżet – który przypomnę nie jest mały w przypadku tego tytułu – nie jest niewykonalne. Wiele współczesnych produkcji to udowadnia. Kino z tego gatunku jest przecież nastawione na pełne emocji sceny akcji, więc wielu twórców kładzie na to największy nacisk, często kosztem innych elementów. A jednak coś tu nie wyszło.

Zobacz również: Ghosted – recenzja filmu. Obejrzeć i zapomnieć

Citadel sprawia wrażenie, że twórcy chcieli stworzyć widowiskową akcję, i są z efektu zadowoleni. W rzeczywistości jednak, w czasach, gdy kino akcji widziało już wiele, te rzekomo dobre sekwencje wypadają tak samo miernie jak para głównych bohaterów. Niskobudżetowe produkcje posiadają o niebo lepsze sceny, które imponują wykonaniem. Nowy serial Amazona imponuje tylko tym, jak mało słabą akcję można stworzyć w produkcji z kosmicznym budżetem. A miało być tak pięknie…

Citadel
fot: Amazon Prime

Fabuła? Mam tu diabelnie mieszane uczucia, ponieważ – bezapelacyjnie – jest to średniej jakości opowieść. Jednak nie wiem na co zwalić tutaj winę. Przez cały seans najwięcej psów wieszałem na przytłaczającą ilość retrospekcji, wrzucanych na dobrą sprawę bez ładu i składu w najgorszych momentach. Flashbacki kradły całą uwagę, a przez większość czasu również wybijały z rytmu. Nie były subtelne, jak w większości produkcji, nie dopowiadały tego co nieznane, nie wyjaśniały tylko tego co absolutnie niezbędne. Na dobrą sprawę 80% scen to właśnie te dziejące się w przeszłości. I to nie było skakanie na zasadzie „Przed upadkiem Cytadeli” i „Po upadku Cytadeli”, czyli teraz i 8 lat temu. Scenarzyści skaczą przez różne epoki, teraz jesteśmy w tym miejscu, za chwilę, 6 miesięcy temu, za chwilę 8 lat wcześniej, a potem rok później. Drażni to niemiłosiernie, zabija całą uwagę i chęć wczucia się w historię.

Zobacz również: Urodzony w Ameryce – recenzja serialu. Disney znowu to zrobił…

Z drugiej jednak strony, widzę, że każda z tych płaszczyzn czasowych, a w szczególności, olaboga, teraźniejszość, jest na tyle mało wciągająca, że żadna nie jest w stanie istnieć bez drugiej. Przeszłość to banalna wręcz historia szpiegowska z wątkiem miłosnym w tle – czy też odwrotnie. Teraźniejszość to żenująca pod kątem wiarygodności opowieść o powrocie agentów zza grobu. Również wyważenie, wyrównanie ilości scen przeszłość/teraźniejszość działa na dużą niekorzyść.

Na dobrą sprawę jedyne, co delikatnie podbija ocenę w jakości tej historii to zwroty akcji. Lepsze, czy gorsze, udane lub mniej, ale jednak są jedynym, co w sumie potrafiło mnie utrzymać przy tym serialu. Bardzo dużo takich plot twistów było z góry przewidywalnych, jednak samo ich umiejscowienie sprawiło, że aż tak nie waliły po oczach. Czy jednak te kilka dobrych momentów uratowało tę historię? Zdecydowanie nie.

Citadel
fot: kadr z serialu/ Amazon

Amazon po raz kolejny odniósł spektakularny sukces. Zbombardował nas reklamami swojej serialowej słabizny, która co gorsza zarobiła krocie, ponieważ oglądalność delikatnie mówiąc się zgadzała. Citadel to wysokobudżetowa produkcja, w której nie widać ani budżetu, ani zaangażowania. Aż szkoda uwierzyć, że wokół czegoś takiego już buduje się szpiegowskie uniwersum, które Prime ochrzcił mianem Citadel: Spyverse. Mam jedynie nadzieję, że następne produkcje będą choć odrobinę lepsze, niż ten tragiczny protoplasta.


Źródło grafiki głównej: mat. prasowe/ Amazon Prime Video

Plusy

  • 2-3 zaskakujące momenty

Ocena

4 / 10

Minusy

  • Słabe, krótkie i niewciągające sceny akcji
  • Mierni bohaterowie
  • Przewidywalna fabuła bez emocji
Czarek Szyma

#geek z krwii i kości. Miłośnik filmów, seriali i komiksów. Odwieczny fan Star Wars w każdej formie, na drugim miejscu Marvela i DC Comics. Recenzent i newsman. Poza tym pasjonat wszelakich sztuk walki, co zapoczątkowało oglądanie akcyjniaków w hurtowej ilości. O filmach i serialach hobbystycznie piszę od kilku lat. Ulubione gatunki to (oczywiście) akcja, fantasy, sci-fi, kryminał, nie pogardzę dobrą komedią czy dramatem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze