Pikmin 4 – recenzja gry. Najlepsza odsłona serii? Oj, zdecydowanie!

Po 10 latach oczekiwania, w końcu się doczekaliśmy. Pikmin 4 to najnowsza odsłona serii Pikmin, zapoczątkowanej w 2001 roku. Czy spełnił pokładane w nim nadzieje i oczekiwania?

Nie tak dawno mogliśmy ogrywać dwie pierwsze części tego cyklu, zremasterowane z myślą o Nintendo Switch. Stanowiły one naprawdę dobrą przystawkę przed daniem głównym, jakim miała być premiera czwórki. Bardzo mnie to zresztą ucieszyło, bo o tej serii słyszała zdecydowanie za mała ilość graczy. Przygody kosmonauty i jego warzywopodobnych, kolorowych towarzyszy zasługiwały na znacznie większy rozgłos i – mam nadzieję – dzięki Pikmin 4, rzeczywiście go dostaną.

Zobacz również: Gran Turismo – recenzja filmu. Czarny koń wyścigu

W Pikmin 4 po raz pierwszy dostajemy opcję grania jako własna postać. Nasz avatar jest członkiem Korpusu Ratunkowego, a Twoim zadaniem jest zebranie zaginionej załogi i naprawa statku oddziału. Gdzie w międzyczasie jest znany z poprzednich części kapitan Olimar? Tego nie zdradzę, choć pewnie możecie się domyślać po nazwie Korpus Ratunkowy, iż nie jest on raczej na wakacjach. Założenie fabularne jest jak najbardziej udane dla sequela, niemniej ponowna awaria statku i zbieranie jego części w ramach naprawy może pachnieć odgrzewanym kotletem.

Najświeższa odsłona serii wprowadza nowe elementy, które wyróżniają ją na tle poprzedniczek. Już na starcie otrzymujemy psiego towarzysza, na którym możemy jeździć i wydawać mu polecenia. Cóż, tak naprawdę nie jest to piesek, ale jest równie uroczy, zwłaszcza gdy Pikmin chwyta się go podczas jazdy. Jest też kilka nowych, tytułowych stworków. Świecące Pikminy można używać na poziomach spowitych mrokiem, zaś lodowe Pikminy mogą zamrażać wodę i wrogów. Sama rozgrywka i jej mechaniki są wprowadzane znacznie szybciej, chociaż poziom wyzwania jest zdecydowanie łatwiejszy względem poprzedniczek. Jest to w większości wolne od presji doświadczenie, gdzie z łatwością zdobędziesz tak wiele Pikminów, że nie będziesz wiedział co z nimi zrobić. Czwarta odsłona Pikmina wyraźnie stawia na miękki restart, skierowany do graczy nowej generacji. I mi taka forma pasuje; gra jak mało która sprawdza się idealnie jako forma satysfakcjonującego relaksu, od którego ciężko się oderwać.

Zobacz również: Everybody 1-2-Switch! – recenzja gry. Przeraża mnie fakt, jak się bawią Japończycy

Choć w Pikmin 4 gracz tworzy własnego protagonistę, to w trakcie przygody pomoże mu cała ekipa uroczych postaci. Oczywiście, ponieważ twoją misją jest uratowanie tych kumpli, będą się oni stopniowo przedstawiać w miarę postępów w kampanii. Za każdym razem, gdy odwiedzasz obszar centrum, zawsze możesz odblokować nowe gadżety i przedmioty u sprytnego wynalazcy, wytresować swojego pieska, podziwiać swoją kolekcję skarbów z ciekawskim Schnauzem i odkrywać nowe ziemie dzięki pomocnemu Collinowi.

Podczas gdy poprzednie gry z serii generalnie polegały na eksploracji z jasno określonymi celami, Pikmin 4 podkręca tempo, oferując szeroką gamę zadań sprawiających czasem uczucie obcowania z Metroidvanią. Na przykład, możesz odzyskać materiały generyczne, a następnie wymienić je w hubie lub przekształcić je w glinę, aby przedłużyć most na środku poziomu. To poczucie wolności jest wspaniałe, a jeśli dodamy do tego podziemne obszary wyzwań i mnóstwo błyszczących skarbów do zebrania, otrzymamy sporą listę rzeczy do zrobienia. Moją ulubioną częścią są jednak bitwy, w których ty i przeciwnik staracie się zgromadzić jak najwięcej przedmiotów, sabotując się nawzajem. Występują one również jako tryb wieloosobowy i muszę przyznać, że mieliśmy z bitw sporo frajdy ze znajomymi.

Zobacz również: Najlepsze gry na PlayStation 2

Czwarta część przygód warzywopodobnych stworków bierze wszystko to, w czym zakochaliśmy się w poprzednich odsłonach i rozbudowuje w sprytny, nieoczekiwany sposób. Dla osób, które nigdy wcześniej nie miały do czynienia z tą serią, Pikmin 4 jest niesamowitą demonstracją potencjału serii i małym arcydziełem projektowania świata, mechaniki rozgrywki i wizji artystycznej. Jeśli poznaliście już Mario, Donkey Konga, Kirbiego czy Linka – zaszalejcie i zaproście do siebie Pinkminy. Gwarantuję wam, że warto!

Plusy

  • Prosta i relaksująca, acz przemyślana rozgrywka na długie godziny...
  • Mnóstwo rzeczy do zrobienia i odkrycia
  • Naprawdę ładny design świata przedstawionego

Ocena

9.5 / 10

Minusy

  • ... choć niektórzy mogą uznać ją za zbyt prostą i mało innowacyjną względem poprzedniczek
  • Rzadko bo rzadko, ale jednak praca kamery
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze