Lanberry wróciła z nowym singlem! Notting Hill to utwór będący następcą albumu Obecna. Jest to zarazem kolejny w repertuarze piosenkarki utwór o relacji. Tym razem jednak mowa o takiej, na którą czeka się całe życie. Z tej okazji miałem przyjemność porozmawiać z Lanberry i zadać jej parę pytań.
Krystian Błazikowski (K): Spotykamy się przy okazji premiery twojego najnowszego singla pt Notting Hill. Zanim zaczniemy wgłębiać się w tematykę utworu, czy mogłabyś przybliżyć czytelnikom, jak powstawał ten utwór?
Lanberry (L): Powstawał we współpracy z moimi przyjaciółmi: Kubą Krupskim i Mimi Wydrzyńską. Najpierw powstała muzyka, potem bardzo szybko napisaliśmy tekst. Chciałam jak najszybciej wypuścić go w świat. Miałam taki głód wydawniczy przy tej piosence, być może dlatego że idealnie odzwierciedla to, co się dzieje teraz w moim życiu. Chciałabym, żeby była zastrzykiem optymizmu dla słuchaczy, dawała nadzieję, że po trudnych chwilach wychodzi słońce. Wymaga to jednak pracy nad sobą – przyjrzeniu się relacji z samym sobą i z drugim człowiekiem.
K: Czy Notting Hill jest potwierdzeniem, że nadchodzi kolejny album?
L: Nadchodzi, ale nie wcześniej niż w przyszłym roku.
K: Dlaczego akurat padło na tytuł Nothing Hill?
L: Chciałam nawiązać do lat 90., do czasów kiedy byłam dzieckiem. Ten sentymentalny ton słychać również w tekście utworu. Myśląc o tytule, miałam oczywiście też w głowie ten klasyczny rom-com. Nie bez przyczyny, ponieważ fabuła tego filmu opowiada o przypadkowym spotkaniu dwójki osób i tym samym śpiewam w piosence.
Zobacz również: Lanberry – Obecna – recenzja płyty
K: Czy jest inne dzieło, filmowe, serialowe, a może postać, z którą się utożsamiasz w tej chwili?
L: Chyba nie. Po prostu sobie płynę pomiędzy kolejnym sezonem serialu albo kolejną wizytą w kinie. Choć do kina chodzę teraz rzadko. Kiedyś w dzieciństwie bardzo intensywnie oglądałam Przeminęło z Wiatrem. To był bardzo dziwny wybór jak na 6-latkę, ale pamiętam, że strasznie wtedy chciałam być Scarlett O’Harą.
K: Ostatni twój album Obecna, w moim odczuciu, stanowi klamrę dla okresu rozrachunku z traumą oraz i negatywnymi przeżyciami w kontekście relacji międzyludzkich. Czy w przypadku Nothing Hill chcesz odwrócić tę koncepcję, czyli skupić się na zdrowej, szczęśliwej relacji?
L:.Tematyka skomplikowanych relacji międzyludzkich zawsze mnie interesowała, bo też takie są również moje doświadczenia – skomplikowane. Myślę, że jeszcze będzie miejsce na zabieg retrospekcji w kilku utworach, ale rzeczywiście jestem teraz na takim etapie, że piosenek przepełnionych bardzo dobrą energią będzie więcej. Ułożyłam się z samą sobą.
Zobacz również: Travis Scott – UTOPIA – recenzja płyty
K: A jak według ciebie powinna wyglądać zdrowa relacja międzyludzka?
L: Przede wszystkim trzeba przyjrzeć się sobie. Dopóki w sobie nie zauważy się problemów i wyzwań, nie popracuje nad tym, nie ma szans na zbudowanie dobrej relacji z drugim człowiekiem. Prędzej czy później nieprzepracowane rzeczy, zaniedbane, nieprzytulone fragmenty siebie, wychodzą. Poza tym każda relacja – czy to romantyczna, czy zawodowa – jeśli jest oparta na transparentności, zaufaniu i lojalności, ma większe szanse, żeby przetrwać.
K: Czy jest utwór z okresu sprzed Obecnej, który nadal jest przy tobie?
L: Wszystkie są mi bliskie i za każdym razem odkrywam je na nowo podczas koncertów. Na przykład utwór Tracę, który mówi o pokonywaniu własnego lęku. Zależy mi, żeby teksty moich piosenek były w jakiś sposób uniwersalne.
K: A jak odbierają je słuchacze i fani na koncertach?
L: Wspaniale! Koncerty są dla mnie celebracją tego, co się dzieje w moim życiu. Spotkania z fanami na koncertach, chwile, w których możemy sobie przybić piątkę, zawsze we mnie zostają. Podpisuję płyty, rozmawiam z ludźmi, jestem dla każdej osoby. Odbiór piosenek w wersji koncertowej może być dla niektórych szokujący, ponieważ różnią się od nagrań płytowych. Celowo tak zrobiliśmy, ponieważ chcemy nadać tym utworom nowy wymiar. To było dla nas bardzo, bardzo ważne.
Zobacz również: Miles Kane – One Man Band – recenzja płyty
K: Trochę czasu minęło od twojego debiutanckiego singla, czyli Podpalimy Świat. Pamiętasz jeszcze emocje związane z odtworzeniem twojej piosenki w radiu? Czy pomimo upływu lat nadal czujesz ekscytację przy kolejnej premierze?
L: Każda premiera to wielkie emocje i dreszczyk ekscytacji. Ukazuje się w końcu kolejne moje muzyczne dziecko, więc to dla mnie święto. Natomiast jeśli chodzi o Podpalimy Świat to zrobiliśmy z zespołem nową wersję tego utworu – koncertową idącą w stronę emo pop rock z lat dwutysięcznych. Zachęcam do posłuchania, jeśli ktoś lubi takie brzmienie. Sama bardzo lubię wracać do piosenek, które były. Zwłaszcza tych, które były dla mnie kamieniami milowymi.
K: Nadchodzi nowa edycja programu The Voice of Poland, w którym jesteś trenerką. Czego ty, jako artystka, szukasz u młodych wykonawców?
L: Szukam osób, którzy nie boją się wychodzić poza linijkę. Ludzi, którzy odważnie eksperymentują ze swoim głosem. Takich, którzy są w stanie nawet covery przefiltrować przez siebie i swoją wrażliwość. Chcę usłyszeć ich muzyczne DNA.
K: A jak wspominasz udział w programie?
L: To był wspaniały, produktywny czas. Poczułam się jak w domu za sprawą wspaniałej produkcji, zespołu, moich kolegów trenerów i koleżanki trenerki i oczywiście uczestników, bo przede wszystkim to jest czas dla nich.
Zobacz również: Post Malone – AUSTIN – recenzja płyty
K: Wyciągnęłaś naukę z tamtego okresu?
L: Weszłam do programu z intencją podzielenia się swoim doświadczeniem, spostrzeżeniami i wiedzą, ale też z otwartą głową. Nauczyłam się przy tym wielu rzeczy. To był mój pierwszy raz w takim programie i poczułam się wspaniale zaopiekowana. Zostałam dobrze przyjęta zarówno przez publiczność, jak i przez całą produkcję. I jestem za to bardzo wdzięczna.
K: Wracasz do programu do The Voice of Poland jako trenerka?
L: Dziś już mogę powiedzieć, że tak! Właśnie ruszają nagrania do kolejnego sezonu, z czego bardzo się cieszę. Nie mogę się też doczekać spotkań z kolejnymi uczestnikami.
Kontynuuj czytanie wywiadu z Lanberry na następnej stronie
Strony: 1 2