Ostatni Gambit. The Inheritance Games – recenzja książki

Wyobraźcie sobie, że istnieje książka, w której znajdziemy połączenie filmu Na noże oraz klimatu wyjętego z kryminałów Agaty Christie. Brzmi intrygująco, prawda? Dodajmy jeszcze do tego, cholernie bogatych, przystojnych dziedziców fortuny i główną bohaterkę, która znalazła się pomiędzy nimi zupełnie przez przypadek. Właśnie dzięki tym elementom Jennifer Lynn Barnes stworzyła fantastyczne The Inheritance Games. Przesiąkniętą zagadkami, zwrotami akcji i tajemnicami serię, którą pokochał czytelniczy świat. Pierwsze dwa tomy były rollercoasterem emocji i każdy z nich dał nam zakończenie, które wbijało w fotel. Ostatni Gambit to zamykający trylogię tom. Czy był równie dobry, jak poprzednicy?

Wiesz na czym polega prawdziwa różnica między milionami a miliardami? Na tym, że od pewnego etapu nie chodzi już o pieniądze.

Ostatni Gambit opowiada historię Avery Kylie Grambs. Nastolatki, która chciała tylko skończyć szkołę średnią, zdobyć stypendium i wyrwać się ze swojego dołka. Wszystko przebiegało zgodnie z planem, aż do momentu, kiedy jej plany popsuł niejaki Tobias Hawthorne. A konkretnie jego śmierć i przepisanie praktycznie całego majątku na nią. Mężczyzna, którego nigdy nie widziała na oczy, pozostawia jej tyle pieniędzy. Czy to pułapka? Avery, aby otrzymać swoje dziedzictwo, musi przenieść się do ogromnej posiadłości, pełnej zagadek, tajnych przejść i tajemnic. Do miejsca, w którym mieszka cała rodzina zmarłego i jest wstrząśnięta, że senior wydziedziczył ich ze swojego majątku.

Zobacz również: A jeśli jesteśmy złoczyńcami – recenzja książki. E tu, Brute?

Czterech wnuków Tobiasa, w kolejności: Nash, Grayson, Jameson i Alexander żyli od dziecka w przeświadczeniu, że to właśnie oni są dziedzicami majątku Hawthorne’ów. Wydaje się dziwnym, że nie otrzymali wszystkie aktyw, a odziedziczyła je zupełnie obca dziewczyna? Czy Avery jest oszustką, która zmusiła seniora do zmiany testamentu, a może jest ostatnią zagadką, którą przygotował Tobias Hawthorne?

Z biegiem czasu okazuje się, że nie tylko bracia oraz Avery są na szachownicy w rozgrywce zmarłego seniora. W grze pojawia się dużo potężniejszy przeciwnik, który brał w niej udział od samego początku i nie zawaha się, by odebrać wszystko nowej dziedziczce majątku Tobiasa Hawthorne’a.

Zobacz również: Najlepsze książki na letnie wyjazdy

Hawthorne’owie niczego nie kochali bardziej od rywalizacji i wygrywania.

Na przestrzeni poprzednich dwóch tomów autorka rozwinęła fabułę i zaserwowała nam sporo plot twistów. Zakończenie drugiej części zdecydowanie ostudziło trochę emocje, ale w trzecim już od początku zostajemy wciągnięci w nową grę. A właściwie taką, która zaczęła się długo wcześniej niż narodziny Avery. Brzmi to bardzo ekscytująco i czekając na ostatni tom, nie mogłam się doczekać, jakie kolejne tajemnice  odkryje przez nami Jennifer Lynn Barnes. I zdecydowanie nie zawiodłam się!

Ostatni Gambit od samego początku wpycha nas w akcję. Poznajemy nową bohaterkę, która była już wspominana w poprzednim tomie i wiemy już, kim jest. I niestety jest to mankament tej książki, bo bohaterka jest przedstawiona w sposób nader bardzo irytujący. Od początku coś nie zagrało w przypadku pojawienia się tej postaci i dla czytelników, którzy znają się choć trochę na seriach kryminalnych, wiedzą, że pojawienie się kogoś takiego może oznaczać jedno – kłopoty. Eva jest niestety osobą przewidywalną i jakoś niekoniecznie miałam ochotę próbować ją polubić. W dodatku próba złączenia jej z jednym z braci Hawthorne’ów wręcz wywoływała u mnie chęć rzucenia książką (spokojnie, żadna z nich nie ucierpiała podczas czytania).

Zobacz również: Władca soli i kości – recenzja książki. Erotyki nie takie straszne!

Nie istnieje coś takiego jak nieczysta gra. O ile prowadzi do zwycięstwa.

Co z lepszych rzeczy, które możemy poczuć, czytając Ostatni Gambit to zdecydowanie fantastyczny klimat, który autorka utrzymuje od początku serii. Nie można powiedzieć, że nie ma tu momentów przestoju, ponieważ takowe się znajdą, jednak nie odbierają one radości z czytania. Jennifer Lynn Barnes stworzyła książkę, w której przepadniecie na godziny i zapomnicie o świecie. Czytanie o tym, jak w głowie bohaterki układają się rozwiązania w sposób zrozumiały dla czytelnika, jest bardzo pochłaniające. Tutaj autorka opisuje wszystkie myśli, które towarzyszą Avery podczas przetwarzania zagadki. Co nie ukrywam, dla takiego zagadkowego laika jak ja, jest świetnym zagraniem.

Plot twistów jest tutaj tyle, że praktycznie do końca nie jesteśmy w stanie ocenić, jak będzie wyglądać zakończenie całej rozgrywki. Zbyt duża ilość wcale nie jest tutaj zła, a to dlatego, że senior, tworząc tę rozgrywkę, wiedział dokładnie, co wydarzy się nawet po jego śmierci. Zawsze był dwanaście kroków przed kimkolwiek. Czytając o tym, jak wszystko łączy się w całość, dosłownie musiałam na chwilę odkładać książkę, by złapać oddech. Bo gra, którą stworzył Tobias Hawthorne, wcale nie była przeznaczona dla Avery czy jego wnuków, została stworzona z myślą o dużo potężniejszym przeciwniku. Musicie przyznać, że sama świadomość tego, że cała rozgrywka powstała na dużo wcześniej niż początkowo myśleliśmy, jest świetna!

Zobacz również: Jezus umarł w Polsce – recenzja książki. Czy historia nas z tego rozliczy?

Zgadywanie jest dla tych, którzy mają zbyt słaby intelekt lub ducha, by dociekać prawdy.

Mimo iż wszystkie zagadki rzeczywiście są bardzo pochłaniające i fabuła gna, nie pozwalając się oderwać, to jednak nie podobało mi się finałowe starcie z głównym złoczyńcą. Było zbyt szybkie, brakowało mi tutaj więcej emocji, a całość zawiązała się na dwóch stronach. Nie ukrywam, rozczarowało mnie to. Przez całą książkę autorka budowała przeświadczenie, że główny przeciwnik jest osobą sprytną, inteligentną oraz gotowym zrobić wszystko. Dlatego miałam przeczucie, że będzie to potyczka na miarę tytanów. A otrzymałam jedynie dwustronicową rozgrywkę i gambit hetmański, jednak nie był aż tak imponujący, jak myślałam.

Oczywiście można pokochać tę książkę za świetny pomysł na fabułę, klimat, zagadki, ale to, za co czytelniczki pokochały The Inheritance Games to bracia Hawthorne’owie. Złoci chłopcy, którzy zawładnęli sercami wielu. Najstarszy to Nash, jest to mężczyzna, którego można opisać dwoma słowami: kapelusz kowboja i już wiemy, z jaką postacią mamy do czynienia. Kolejny jest Grayson, który powagą góruje nad wszystkimi i jest najbardziej odpowiedzialny z całego rodzeństwa. Jameson, który jest istnym wcieleniem wolnego ducha, kochającego ryzyko i życie na krawędzi. No i oczywiście, najmłodszy Xander, który w swoich projektach i cynizmie jest w stanie prześcignąć Starka. Ta czwórka tworzy wręcz wybuchową całość. Dialogi między nimi praktycznie zawsze są okraszone żartami i dogryzkami. Jeszcze w tym roku ma mieć premiera czwartego tomu – The Brothers Hawthorne, który skupi się w całości na nich. Jako naczelna fanka Jamesona już nie mogę się doczekać!

Zobacz również: To, czego nie mówię – recenzja książki. Bo o tym trzeba mówić!

Przejdziesz próbę ognia, lecz bynajmniej nie musisz spłonąć.

Podsumowując, The Inheritance Games. Ostatni Gambit  to świetne zakończenie historii, która okazała się dużo bardziej złożona, niż początkowo mogliśmy zakładać. Książka w dalszym ciągu utrzymuje tempo i nie można się na niej nudzić. Rozwiązanie najnowszej zagadki również było prowadzone w ciekawy sposób. Seria Jennifer Lynn Barnes zabierze was na długie godziny do starej posiadłości, pełnej zagadek i niebezpiecznej rozgrywki.

Recenzja powstała przy współpracy z wydawnictwem Media rodzina.

Źródło obrazka wyróżniającego: materiały prasowe/ kolaż.

Plusy

  • Zwroty akcji, klimat i świetnie prowadzona fabuła
  • Bracia Hawthorne'owie i ich styl bycia (#teamJameson)
  • Fakt, że wszystko było ze sobą połączone od momentu początków na drodze zostania miliarderem przez Tobiasa

Ocena

8 / 10

Minusy

  • Zbyt szybie zakończenie finałowego starcia ze złoczyńcą
  • Mało przekonująca postać Evy
Luiza Czarnecka

Zakochana w twórczości J.R.R. Tolkiena od dziecka (tak, trylogia Jacksona była zapalnikiem). W wolnych chwilach czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, ale najbardziej cenię dobrą fantastykę z kubkiem herbaty. W międzyczasie studiuje i oglądam dobre filmy i seriale (fanka Darklinga numer 1). Zainteresowań i hobby nigdy nie mało, więc próbuję wszystkiego po trochu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze