Ciemność – recenzja komiksu. Ciemno wszędzie, głucho wszędzie…

Wszyscy wiemy, że kiedy w grę wchodzi księżniczka zamknięta samotnie w starym zamku, prędzej czy później musi znaleźć się rycerz, który zechce ją uwolnić. Co jednak, jeśli królewnę trzeba ocalić wcale nie przed potworami, a przed nią samą?

Ciemność autorstwa Huberta Boularda oraz Vincenta Mallié to tom zbiorczy zawierający oba zeszyty komiksowej miniserii pod tym samym tytułem. Zhańbiony rycerz otrzymuje szansę na odzyskanie honoru – wystarczy, że uwolni księżniczkę z ponurego zamczyska. Zaraz po wykonaniu zadania okazuje się jednak, iż jego zleceniodawczynie, trzy podejrzane staruchy, okłamały go. Dziewczyna nie tylko nie potrzebowała pomocy, ale nawet wręcz przeciwnie; sama, z własnej woli ulokowała się w tej twierdzy, a one chciały ją stamtąd uprowadzić. Aby naprawić swój błąd, Arzhur postanawia osobiście odeskortować księżniczkę do jej ojca, chroniąc ją po drodze przed jej niedoszłymi porywaczkami. W czasie tejże podróży rycerz poznaje zaś mroczną historię stojącą za izolacją młodej dziedziczki tronu.

Zobacz również: Contrition – recenzja komiksu. Zło jest w nas

Fabuła Ciemności to dość ciekawa modyfikacja klasycznej baśni. W tym przypadku to nie rycerz miał ocalić królewnę przed potworami, tylko potwory przed rycerzem – i niestety nie podołały. Siłą przywrócona do społeczeństwa Islena zaczyna notorycznie generować problemy; córka króla z każdym dniem stanowi coraz większe zagrożenie dla siebie i wszystkich wokół. Mimo tego jednak Arzhur wciąż przy niej trwa i stara się jej pomóc, by odpokutować za wydobycie jej z poprzedniego schronienia wbrew jej woli. Zhańbionego rycerza nie odstraszają ani niebezpieczne moce, ani trudna przeszłość dziewczyny. Wręcz przeciwnie – wojownik zakochuje się w niej, co przysparza im obojgu kolejnych kłopotów.

Fot. strona z komiksu

Historię wspomnianej wcześniej dwójki bohaterów śledziło mi się aż nadspodziewanie przyjemnie. Mimo iż romans jest tutaj bardzo ważnym – jeśli nie wiodącym – motywem, nie można też narzekać na brak akcji czy mrocznego klimatu dark fantasy. Podróż dwójki wyrzutków oraz tworząca się między nimi więź okazały się szalenie ciekawe do obserwowania. Wspólnie pokonywane trudności oraz wciąż wiszące w powietrzu niebezpieczeństwo w naturalny sposób zbliżyło ich do siebie, dzięki czemu rzeczywiście uwierzyłam w chemię między nimi. Przez niemal cały komiks trzymałam kciuki zarówno za ich relację, jak i powodzenie w walce o choć względnie lepsze życie. Z tejże racji zebrałam wprawdzie kilka emocjonalnych ciosów podczas czytania, ale na ten temat zbyt wiele Wam zdradzać nie będę – przekonajcie się sami, bo warto.

Zobacz również: Skorpion, tom 2 – recenzja komiksu. Przygoda, przygoda i jeszcze raz przygoda!

No dobrze, wiemy już, że relacja Isleny i Arzhura prezentuje się naprawdę dobrze. Ale jak w takim razie ta dwójka wypada osobno?

W tym duecie to chyba jednak Arzhur bardziej mnie do siebie przekonał, chociaż krążące wokół niego kontrowersje pozostawiły pewien niesmak. Mimo burzliwej młodości, zhańbiony rycerz z biegiem lat zauważalnie wyszedł na ludzi. W momencie pierwszego spotkania z Isleną mężczyzna ma już znacznie mocniejszy kręgosłup moralny oraz serce po właściwej stronie. Potrafi przyznawać się do popełnionych błędów i próbuje je odpracowywać; widać, iż nauczył się pokory, odkąd utracił swój rycerski honor. Jego stoickie usposobienie połączone z lojalnością oraz gotowością do poświęceń w imię ukochanych osób bez trudu zaskarbiło sobie moją sympatię. Byleby tylko to jego wersja zdarzeń, przez które go zdegradowano, była prawdziwa – w innym wypadku musiałabym znacznie obniżyć swoje mniemanie o nim.

Fot. strona z komiksu

Co zaś się tyczy Isleny – ją również polubiłam, choć mam do niej pewne „ale”. Naszej morderczej księżniczce nie można odmówić charyzmy; dziewczyna jest odważna, stanowcza i potrafi stawiać na swoim. Jedyne, co niezbyt mi się w niej spodobało, to jej tendencja do błyskawicznego skreślania ludzi. Ma to wprawdzie dość zrozumiałe podłoże w jej przeszłych doświadczeniach, aczkolwiek, mimo tego, kiedy widzę, iż po usłyszeniu jakiejś plotki na temat Arzhura (wtedy już od pewnego czasu jej partnera) nawet nie próbuje z nim porozmawiać, tylko strzela focha i ucieka, to trochę mnie to frustruje. Żeby tak po prostu, bezrefleksyjnie uwierzyć słowom jakiejś losowej typiary poznanej tego samego dnia, no błagam…

Zobacz również: Róża, tom 1 – recenzja komiksu. Gnijąca śpiąca królewna

Rzeczą, o której stosunkowo rzadko piszę w recenzjach, a która w przypadku Ciemności wymaga pochwały, jest świat przedstawiony. Krainy przemierzane przez Arzhura oraz Islenę są naprawdę piękne i doskonale podkreślają klimat opowieści. Na ogół nie przepadam za stylizowanym na średniowiecze fantasy, ale tutaj muszę oddać cesarzowi, co cesarskie – Ciemność stanowi wyjątek od tej reguły. Atmosfera panująca w tym uniwersum kupiła mnie w pełni; nie mam na co narzekać, nawet gdybym chciała. No, może ewentualnie poza kilkoma zbyt sztywnymi dialogami, aczkolwiek to już jest naprawdę, za przeproszeniem, pierdoła.

Fot. strona z komiksu

Równie dużą zaletą tego komiksu jest też jego styl graficzny. Być może to tylko osobista preferencja, ale moim zdaniem rysunki są tutaj prześliczne. Vincent Mallié umieścił na ilustracjach bardzo dużo szczegółów, jednocześnie jednak wciąż utrzymując je we względnie prostym, nieprzekombinowanym baśniowym duchu. Gość jest świetnym artystą i mam szczerą nadzieję, iż Ciemność nie będzie jego jedynym dziełem wydanym w Polsce. Z radością przeczytałabym jego kolejne komiksy choćby i tylko dla samych rysunków. Naprawdę mi się one spodobały.

Zobacz również: Flavor Girls – recenzja komiksu. Czarodziejki prosto z drzewa

Ciemność zdołała wbić się szarżą do grona moich ulubionych komiksów. Chociaż, rzecz jasna, nie jest bez skazy, to plusy zdecydowanie przeważają nad minusami. Dość sympatyczni bohaterowie, wiarygodna chemia między nimi, fantastyczna oprawa graficzna, dobrze nakreślony klimat… Kurczę, czego chcieć więcej? Co prawda wciąż wątpię, iż kiedykolwiek zostanę jakąś wielką fanką fantasy, ale jedno jest pewne – tytuły takie jak ten znacznie podnoszą na to szansę. Trzymam kciuki, by trafiało mi się takich jak najwięcej.


Autorzy: Hubert Boulard, Vincent Mallié
Tłumaczenie: Maria Mosiewicz
Okładka: Vincent Mallié
Wydawca: Egmont
Premiera: 23 sierpnia 2023 r.
Oprawa: twarda
Stron: 152
Cena katalogowa: 119,99 zł


https://buycoffee.to/popkulturowcy
Postaw nam kawę wpisując link: https://buycoffee.to/popkulturowcy
lub klikając w grafikę

Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Egmont
Grafika główna: materiały promocyjne – kolaż (Egmont)

Plusy

  • Fantastyczna oprawa graficzna. Vincent Mallié ma talent
  • Interesująca fabuła z dobrze zaznaczonym klimatem dark fantasy
  • Wiarygodna relacja głównych bohaterów

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Niektóre dialogi wypadają dosyć sztywno
  • Ismena czasami bywa z lekka irytująca
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze