Im bardziej zagłębiam się w japońską kulturę, tym bardziej zastanawiam się, w którym dokładnie momencie nastąpiła transformacja z honorowych samurajów w… Eeee… To, czym Japonia i Japończycy są dzisiaj…
Jakiś czas temu recenzowałem grę Everybody 1-2-Switch!, która do dzisiaj śni mi się po nocach. Koszmar będzie trwał dalej, a najpewniej nabierze na sile, bo oto cały na biało wchodzi WarioWare: Move It!, oferujący kolejną porcję dziwacznych, niepokojących i często przerażających minigierek ruchowych. Jest to moja pierwsza styczność z serią, która liczy już dobre dziesięć części. Zdecydowanie nie żałuję braku znajomości poprzedniczek, ale nie mogę odmówić WarioWare swego rodzaju osobliwego uroku. Jak w przypadku Everybody 1-2 Switch! byłbym zdziwiony, że ktoś w to gra, tak tu absolutnie nie dziwi mnie fakt całkiem sporej grupy wiernych fanów.
Zobacz również: Super Mario Bros. Wonder – recenzja gry. Co różni Ratcheta od Mario?
Gra oferuje dwa tryby rozgrywki. Tryb fabularny (starczający na jakieś dwie godziny!) przeprowadza nas przez kilkanaście poziomów, w których to w solo lub w duecie, pokonujemy serię minigierek z wykorzystaniem naszych Joy-Conów. Jak wygląda rozgrywka? Ano dzierżąc kontrolery w dłoniach, przybieramy różne pozycje, których uczy nas gra. Od najprostszych, jak zwyczajne trzymanie rąk nad głową, przed sobą czy prostopadle do ciała, aż do tych bardziej – ekhm – skomplikowanych… Po zakomunikowaniu przez grę pozycji, którą obrać ma gracz, odpala się dana minigierka, w której wiemy co zrobić lub nie. W grze niestety często panuje chaos. Krótka instrukcja co należy zrobić w minigrze pojawia się dosłownie na moment, by natychmiastowo odpaliła się już sama minigra, która trwa około pięciu sekund. Jest mało czasu na myślenie i oswojenie się z zasadami potyczki.
Często będziemy dochodzić więc do sytuacji, gdzie kończą się nam życia. Nie lękajcie się, WarioWare: Move It! daleko od Dark Soulsów. Za każdym razem, gdy wyczerpuje się nam limit szans, gracz ma szansę ratunku poprzez – tu werble – minigierkę! Minigierka polega na arcyłatwym odtworzeniu przez gracza pozy wyświetlonej na ekranie TV – szansa na przegranie jest więc praktycznie zerowa, chyba, że ktoś naprawdę, ale to naprawdę nie ogarnia. W takim wypadku prawdopodobnie nie powinien grać w ten tytuł, a może nawet i nie pokazywać się publicznie wśród ludzi. Warto wspomnieć, iż w trybie fabularnym istnieje plansza Muzeum, w której to będziemy mogli zapoznać się bliżej z każdą minigrą.
Zobacz również: Headbangers: Rhythm Royale – recenzja gry
Niektóre rywalizacje są dość oczywiste (rąbanie drewna, odbicie piłki bejsbolowej), inne pomysłowe (minigry wyjęte ze świata Zeldy, Mario czy Animal Crossing), a jeszcze inne – na wskroś japońskie. Poza samą dziwaczną otoczką wizualną większości gier, zdecydowanie najdziwniejszą rywalizacją była ta, w której musimy przetransportować zatrute jabłko przez labirynt z jelit Śnieżki tak, by je mogła wydalić. 15 lat pisania tekstów, a to i tak najdziwniejsze zdanie, jakie mi przyszło kiedykolwiek napisać.
Zobacz również: Najlepsze gry 2023 roku
W grze zaimplementowano również tryb imprezowy, który przy dwugodzinnym trybie fabularnym, stanowi w zasadzie główne danie tego tytułu. I tu rzeczywiście znajdują się ukryte pokłady miodu. Nie jest to może miód prosto z ula ani nawet dobrej jakości słój miodu z supermarketu. Bardziej taki miodek w plastikowych, malutkich opakowaniach, które widujemy w hotelach. Niemniej – jest i przy odpowiednim towarzystwie i odpowiednim stężeniu alkoholu we krwi, WaioWare: Move It! rzeczywiście może okazać się ciekawą opcją na imprezy czy wspólnie spędzony wieczór z drugą połówką. Multiplayer oferuje kilka teleturniejów, które ciekawie urozmaicają zwykłą rozgrywkę o różne aspekty.
Trochę boję się polecić wam ten tytuł, bo potem go kupicie, zobaczycie, że to jakieś dziwne, japońskie wariactwo i voila – żegnajcie, resztki mojej wiarygodności. Jeśli lubicie interaktywne zabawy przed ekranem i znudziły się wam już FIFY, PlayLinki czy inne imprezówki, w których siedzicie kuprem na kanapie – może to być potrzebny powiew świeżości na waszych spędach. Ale na pewno nie za tę cenę – połowa ceny sklepowej i wtedy śmiało, możecie robić z siebie idiotę przed TV!