Niemal cztery lata temu, światło dzienne ujrzała gra mobilna Disney Sorcerer’s Arena. Nie słyszeliście o niej? Nie dziwne – ja dowiedziałem się o jej istnieniu w trakcie szukania odpowiedzi na pytanie, czemu design postaci w jej planszowym odpowiedniku jest tak obrzydliwie kanciasty.
Powoli mi się kończą pomysły na wstępniaki o produkcjach znakowanych logiem Disneya. W tym roku obchodzimy setną rocznicę powstania studia, co sprowadza się właściwie do dwóch rzeczy. Po pierwsze do tego, że w tym historycznym dla wytwórni roku, zalicza ona historyczne dla niej wtopy w Box Office. Patrząc na jakość tych produkcji, ciężko się dziwić – ale to już temat na inny artykuł. Po drugie zaś do tego, że gdzie człowiek nie spojrzy, tam Myszka Mickey. Szczególnie fani gier planszowych powinni się tym tematem zainteresować, gdyż w ostatnim kwartale roku, dostają oni dwie niezwykle interesujące propozycje – Dixit Disney oraz recenzowany tu Disney Sorcerer’s Arena: Legendarne sojusze, który na rynku pojawił się równolegle z dwoma opcjonalnymi dodatkami.
Zobacz również: Najlepsze bajki Disneya
Jak wspomniałem, Disney Sorcerer’s Arena powstało na podstawie gry mobilnej o tym samym tytule, w której cała rozgrywka sprowadza się do tego, że rozmaici bohaterowie bajek i filmów Disneya oraz Pixara, spotykają się na arenie, by dać sobie w mordę. Nie inaczej jest w przypadku planszowej wersji gry, z zaznaczeniem, że o ile pierwowzór jest darmowy (free to play, pay to win), ma multum postaci i można w niego grać w kilka osób, tak planszówka kosztuje około 230 złotych, zawiera jedynie ósemkę bohaterów i oferuje wyłącznie grę w duecie lub kwartecie. Także, zoomerzy, możecie przestać w tej chwili czytać. Boomerzy – zapraszam do kolejnego akapitu.
W pięknie stylizowanym pudełku znajdziemy pod planszą jedno z najbardziej niefunkcjonalnych wypełnień jakie widziałem w planszówkach ever. Nie wiem kto to wymyślił, ale nie ma sensownego miejsca na inne elementy gry, niż karty. A elementów uwierzcie mi, jest sporo. Osiem figurek z podstawkami i pierścieniami (które się w ogóle nie trzymają podstawek – to te niebieskie i czerwone kółka), znaczniki tury, osiem kafelków kolejności i 24 kafelki stanów, 15 znaczników stanów oraz 18 żetonów-punktów zwycięstwa. Dodatkowo, ona – instrukcja! Instrukcja w bardzo przystępny i mądry sposób tłumaczy zasady gry, wprowadzając graczy do rozgrywki etapami. Rozegramy w ten sposób cztery partie, z czego każda kolejna wprowadza nowy element gry. Podoba mi się ten sposób nauki – nie przytłacza już na wstępie nowych graczy zbyt dużą ilością informacji. Podobne wprowadzenie było obecne chociażby w świetnej Ciężarówką Przez Galaktykę. No ale dobrze, na czym polega zabawa w Disney Sorcerer’s Arena we dwoje? Naszym celem będzie zebranie dwudziestu punktów, które zdobędziemy kończąc swoją turę na specjalnych, punktowanych polach bądź pokonując bohaterów przeciwnika (punkty za pokonanie bohatera różnią się w zależności od jego punktów życia)..
Zobacz również: Terraformacja Marsa: Gra Kościana – recenzja gry planszowej. Here we go again.
Na samym początku rozgrywki, gracze wybierają po trzech bohaterów. Do wyboru mamy dość dziwną zbieraninę disneyowskich postaci – Diabolinę, Arielkę, Gastona, Myszkę Mickey jako czarodzieja, Aladyna, Sully’ego, Doktora Faciliera oraz Demonę z Gargulców. Bohaterowie mają swoją figurkę, kartę postaci, talię oraz indywidualne zdolności i statystyki. Dla przykładu, Doktor Facilier sprawdzi się raczej w walce na odległość i rzucaniu klątw, ale dzięki jego obecności będziemy mogli zacząć grę z większą ilością kart (antagonista Księżniczki i Żaby zapewnia ich trzy). Będzie jednak łatwy do pokonania, bo ma tylko 7 punktów życia. Natomiast taki Sully czy Gaston, idealnie nadają się do walki bezpośredniej i mają więcej HP, ale ich wpływ na ilość naszych kart będzie znacznie mniejszy – oboje zapewniają tylko po jednej karcie na start. Wraz z wyborem bohaterów, trzeba więc myśleć również o sposobie, w jakich chcemy grać. Następnie gracze rozgrywają naprzemiennie tury każdym z bohaterów. Każda tura składa się z dwóch faz, rozgrywanych w dowolnej kolejności – ruchu i akcji.
Podczas obu możemy wykonać standardowe działania (ruch – przesunięcie pionka, bądź akcja – zaatakowanie przeciwnika) albo zagrać z ręki odpowiednią kartę zapewniającą dodatkowe efekty. Jak wspomniałem, zaczynamy grę z taką ilością kart, na którą pozwalają nam dani bohaterowie. Mając w drużynie Sully’ego, Faciliera i Gastona, tych kart będziemy mieć pięć, ale gdyby drużyna składała się z Faciliera, Arielki i Aladyna, kart byłoby już siedem. Co ciekawe, na koniec rundy nie dobieramy kart do początkowej wartości. Nawet jeśli podczas rundy wypstrykaliśmy się ze wszystkich kart, na początku każdej kolejki dobieramy tylko jedną kartę z talii (ta zaś składa się z trzech zmieszanych talii naszych bohaterów). Gra kończy się w momencie, gdy któryś z graczy osiągnie 20 punktów.
Zobacz również: Wędrujące wieże – recenzja gry planszowej. Widział ktoś mojego maga?
Choć napisałem aż trzy akapity, to i tak był to dość ogólny skrót rozgrywki Legendarnych Sojuszy. Mechanik gry jest jeszcze więcej, że wspomnę o wykorzystywaniu umiejętności bohaterów, nadawaniu stanów czy ulepszaniu swoich postaci za pomocą kart z cmentarza. Planszówka ta stoi w szerokim rozkroku. Z jednej strony, jest to dość dziecinnie wyglądająca gra bitewna z prostymi zasadami. Z drugiej, tych zasad i mechanik jest albo za dużo, albo są tak skonstruowane, że zamiast mnożyć fun płynący z gry, to go skutecznie obniża. Efektem tego jest bardzo szybkie uczucie znudzenia tytułem zarówno u dorosłych, jak i dzieci. Dlatego zamiast Legendarnych Sojuszy, znacznie bardziej poleciłbym inne gry w tematyce Disneya – wspomniane wcześniej Dixit Disney oraz Disney Villainous (kiedy wypuszczą te dodatki ze Skazą i Cruellą…?).
Disney Sorcerer’s Arena: Legendarne sojusze w serwisie Planszeo.pl.
Tytuł | Disney Sorcerer’s Arena: Legendarne sojusze |
Wydawca | Rebel |
Twórcy | Sean Fletcher |
Wiek | 13+ |
Czas rozgrywki | ok. 35 minut |
Liczba graczy | 2 lub 4 |