Składanka coverowa – nie wiem, jak u Was, ale u mnie zawsze takie twory budzą co najmniej ostrożność. Zwykle to zestaw chwytliwych, dobrze znanych utworów, czasem zręcznie połączonych aranżami. Tides and Times jest składanką coverową, ale zupełnie wyłamuje się ze schematu, który do tej pory tkwił w mojej głowie.
Macieja Pawlaka ani Kariny Komendery nie trzeba przedstawiać nikomu, kto choć trochę się interesuje sceną musicalową w Polsce. 26 listopada 2023 roku wydali w duecie płytę Tides and Times, prezentując nieznane oblicza musicalu w kameralnej wersji.
Album Tides and Times wyróżnia się spośród rynkowych składanek pełnych aranżacji różnych orkiestr czy wykonawców. Od pierwszej do ostatniej nuty każdy utwór został zagrany i zaśpiewany przez Komenderę i Pawlaka, a aranżacje piosenek ujednolicone tak, by słuchacz nie miał wątpliwości, że całość stanowi zamkniętą kompozycję. W jednej z piosenek będzie można też usłyszeć gościnnie Natalię Kujawę. Twórcy starannie wybrali kompozycje, tworząc głęboko przemyślaną listę, której kolejność odtwarzania nadaje albumowi zamkniętą, spójną całość. Dzięki temu udało im się stworzyć intrygującą narrację muzyczną.
Zobacz także: tik, tik… BUM! – recenzja spektaklu. Rób, a nie gadaj!
Płyta zawiera utwory będące musicalową odpowiedzią na cykle pieśni klasycznych, a także samodzielne songi, które kojarzyć się mogą polskim widzom z piosenką aktorską czy poezją śpiewaną oraz utwory wyrwane z popularnych musicali. Wszystkie one wykonywane są w oryginalnej, angielskiej wersji językowej.
Przez całą płytę przewija się motyw upływającego czasu, przemijania, czasem również wręcz namacalny motyw wody jak w By the River, Anyway. A czasem tylko jako niepokój nurtu albo spokojne chlupanie dźwięku. Utwory są ułożone w taki sposób, aby uwypuklić przekaz autorów i dostrzec emocje zawarte w słowach i muzyce – wyrwanych z pierwotnego kontekstu. To emocjonalna podróż przez momenty w życiu człowieka, które jak nagły przypływ morza zmieniają bieg naszego życia.
Chcieliśmy, żeby nasz album przypominał spacer wzdłuż dzikiej rzeki, która momentami płynie spokojnie, migocząc obfitym światłem, by po chwili ujawnić swą porywczą, destrukcyjną naturę. Była tu przed nami i będzie długo po nas. Z jej historii, dźwięków i obrazów powstało Tides and Times.

Album otwiera piosenka Quiet z musicalu Matylda, która, mimo że jest dość niepokojąca, bardzo płynnie wprowadza w klimat całej płyty. Cisza i spokój w oku cyklonu. Wondering z musicalu Bridges of Madison County to wewnętrzny monolog, który porusza uczucie niepewności, tęsknoty i skomplikowanych emocji.
Pierwszym utworem, w którym zauważymy obecność innego instrumentu niż fortepian jest Anyway z Tales from the Bad Years. I będzie to zaskakujące, bowiem usłyszymy tu perkusję. To pierwsza piosenka z dodatkiem radosnego migoczącego dźwięku i wyraźnym motywem wody. To sing to bardzo nastrojowa, spokojna ballada utrzymana w filmowym klimacie. Pochodzi z cyklu Songs from an Unmade Bed, mówiącego o życiu samotnego homoseksualnego mężczyzny w Nowym Jorku, czyli temacie rzadkim i trudnym.
Zobacz także: Matylda – recenzja spektaklu. Hit z West Endu w Teatrze Syrena
Znakomicie słucha się Flight. To rozdzierający, pełen żalu utwór przypominający najbardziej ze wszystkich klasyczne brzmienie musicalu. Jest to jedyny duet wokalny na płycie, który Maciej Pawlak tworzy z Natalią Kujawą. Potem mamy może nieco naiwny, subtelny utwór Love to Me z The Light in the Piazza. To uspokajający muzyczny monolog, umieszczony pomiędzy dwoma silnymi utworami pozwala na złapanie oddechu, ale nie jestem pewna, czy ma szansę zaistnieć samodzielnie. Trudno bowiem walczyć o uwagę z Epic III. To ujmująca ballada z mitologicznego Hadestown, która charakteryzuje się wyjątkową wokalizą. Stawia nie tylko wysokie wymagania techniczne, ukazując intensywne emocje, ale także opowiada fascynującą historię o miłości i stracie. Co interesujące, wszystkie chórki do tego dzieła zostały nagrane osobiście przez Pawlaka. Wyczuwalna jest harmonia i przestrzeń, tworzące razem niepowtarzalne doświadczenie dźwiękowe. I jest to zdecydowanie mój faworyt.
Następnie mamy znów dość bezpieczne ballady. Najpierw falująca, ale w zdecydowanie niższych amplitudach Hero and Leander. W utworze o niespełnionej miłości kochanków można usłyszeć nieoczywiste harmonie. A tuż za nim Answer Me z The Band’s Visit, czyli ballada z nerwem. Utwór z charakterem, który w brzmieniu uchwyca tęsknotę i dążenie do zrozumienia. Słychać w nim bardzo subtelny dialog muzyczny zwłaszcza w warstwie lirycznej, gdzie ponownie słychać chórki, dograne przez Pawlaka, co nadaje całości intymny charakter.
Zobacz także: Peter Gabriel – I/O. Recenzja płyty
Po spokojnych utworach następuje Come Back z musicalu Dogfight, który stawia pytania dotyczące sensu powrotów. Zarówno w warstwie wokalnej, jak i instrumentalnej utwór ten jest rozdzierający i nerwowy. W głosie Pawlaka oraz pod palcami Komendery słychać rozedrganie, ulotność i panikę. Artyści przekazują pewien rodzaj psychodeliczności, nadając utworowi niepowtarzalny klimat, który wplata słuchacza w wir emocji i refleksji. Następny utwór By the River pochodzi z musicalu December Songs. Jest to kompozycja niezwykle malownicza, ale jednocześnie chłodna i nasycona zimowym klimatem. Piosenka o przemijaniu, której nie można zaliczyć do spokojnych czy utulających. Trzeba jednak docenić wirtuozerię pianistki, która w tym utworze prezentuje swoje znakomite umiejętności, dodając mu subtelnego wyrafinowania.

Płyta kończy się dwoma utworami, które pozwalają na wyciszenie i uspokojenie. How Glory Goes z musicalu Floyd Collins dotyczy momentu przejścia między światami. Traktuje o życiu, śmierci, tęsknocie i transcendencji. To pytanie o to, jak przeżywamy i doświadczamy „chwały” w kontekście naszego istnienia. Piosenka poruszająca w wydźwięku, co ważniejsze, wokalnie wspaniale dopracowana. Z bardzo intensywnym i napiętym brzmieniem instrumentów smyczkowych. Utwór zamykający płytę w streamingu to Mountains / The Second Piano Concerto z musicalu Preludia, którego publiczność teatralna w Polsce nie miała okazji usłyszeć ze sceny. Jest najcichszy na całym albumie, w którym pierwsze skrzypce gra fortepian.
Wersja fizyczna płyty zawiera jeszcze bonus track, jakim jest piosenka Flight. Tym razem wykonana wyłącznie przez Macieja Pawlaka.
Zobacz także:Świat Mitów. Orfeusz i Eurydyka. Demeter i Persefona – recenzja komiksu
Tides and Times stanowi wysmakowaną i niezwykle przyjemną dla ucha mozaikę znanych, jak i nieznanych utworów. Album jest ambitny zarówno pod względem formy, jak i brzmienia. Jednocześnie utrzymany w niszy muzycznej pomiędzy piosenką musicalową a poezją śpiewaną. Płyta ta została złożona z zamysłem pokazania przemijania jako stałości i nabiera sensu po przesłuchaniu całego dzieła. Poszczególne utwory, choć pochodzące z różnych źródeł, zyskują nowe znaczenie w kontekście całości. A całej płyty słucha się w zamyśleniu, ale ostatecznie zostawia po sobie iskrę nadziei i spokoju.
Album opisać można słowami z otwierającego utworu:
Like silence, but not really silent
Just that still sort of quiet