Biznes od kuchni – recenzja spektaklu. Zastaw się a postaw się już się nie opłaca

Warszawski Teatr XL w swojej najnowszej premierze Biznes od kuchni w reż. Diany Karamon sięga po opowieść o młodej parze, która postanawia otworzyć własny biznes. Inwestycja wszystkich oszczędności w to przedsięwzięcie okazuje się jednak niezbyt dobrym pomysłem.

Biznes od kuchni wita nas bielą i złotem. Tuż po przekroczeniu progu kawiarni, przez którą trzeba przejść, by dotrzeć do sali Teatru XL, jesteśmy bardzo profesjonalnie i miło zaopiekowani. Sytuacja na wpół nieformalna, bo spektakl jeszcze się nie zaczął, ale już mamy jego przedsmak. Przestrzeń gastronomiczna została podzielona na środku długą białą wykładziną. Po obydwu jej stronach stoją złote krzesła, ławki i ozdoby. Widzowie zostają podzieleni na gości panny młodej i pana młodego. Obsługa nie omieszkała również poczęstować przybyłych kieliszkiem wódki. I kiedy jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu pojawia się alkohol – zapala mi się czerwona lampka.

Zobacz również: Zimowo-wiosenne premiery musicalowe – przegląd

Po takim wstępie zaskoczenia nie ma – mamy scenę wesela. Kto na polskim weselu był i obserwował lub uczestniczył zwłaszcza w zabawach oczepinowych, wie jak niekomfortowy jest to moment. Pary młode coraz częściej starają się minimalizować straty i wymyślają jak najmniej cringe’owe zabawy. Są nawet tacy, którzy w ogóle rezygnują z tego staropolskiego obrzędu, który dawno porzucił już swoje pierwotne znaczenie. W spektaklu natomiast ta scena jest zdecydowanie przeciągnięta i niepozbawiona niezręcznych sytuacji. Nie wnosi też nic do narracji. Z pozytywnych aspektów – pojawia się świetne wykonanie piosenki ludowej Oj chmielu, chmielu, którego motyw będzie wracać. Po prologu otwierają się panele oddzielające kawiarnię od typowej sali teatralnej i widzowie mogą się przesiąść do foteli po drugiej stronie.

Biznes od kuchni
Fot. Rafał Meszka

Gdy dla głównych bohaterów kończy się czas świętowania, pojawia się kurz zwykłej, szarej codzienności. Ewa (Julia Bochenek) i Roman (Tomasz Ostach) postanawiają od razu zainwestować wszystkie swoje oszczędności w wymarzoną kawiarnio-księgarnię. Jeszcze szybciej okazuje się, że pracownikom nie można ufać, przyjaciele zamiast wspierać – wbijają nóż w plecy, związek się sypie a inwestycja się nie zwraca. W teorii jest to równia pochyła do totalnego bankructwa. Jednak w przedstawieniu jest sporo nieścisłości, które zaburzają tę linię narracji.

Zobacz również: Glory Game – recenzja spektaklu. Let’s watch it in slow motion

Po pierwsze, główni bohaterowie mają normalną, etatową pracę. W dodatku Roman dostaje całkiem intratny kontrakt na wydanie swoich wierszy. Po drugie, obydwoje noszą ogromne, wysadzane drogimi kamieniami pierścienie. Co prawda w którymś momencie one znikają, ale raczej jest to wynik grania przez artystów po kilka postaci, co wymaga zmiany kostiumów. Do samego końca natomiast Roman razi po oczach wielkim, złotym zegarkiem. Ciężko przekonać się do „problemów”, które mają stać się przyczyną rozpadu związku, zerwania przyjaźni i upadku biznesu.

Biznes od kuchni
Fot. Rafał Meszka

Twórcy bardzo ambitnie podeszli do inscenizacji, rozgrywając spektakl w odsłoniętej kawiarni i na scenie jednocześnie. Dzięki temu zabiegowi zyskują przestrzeń i głębię pola gry. Pozycja mobilnych paneli oddzielających te dwie przestrzenie często sygnalizuje zmianę miejsca lub czasu akcji. Zmiany są jednak tak gęste, że widok aktorów przesuwających tę część scenografii często dominuje w danej scenie. Imponująca jest również liczba bohaterów, granych przez czteroosobową obsadę. Każdy z artystów gra co najmniej trzy postaci. Często są to krótkie epizody, dla których twórcy zdecydowali się na gruntowną zmianę charakteryzacji.

Zobacz również: Kelnerka- recenzja spektaklu. (Nie) tego chciałam!

Logistyka takiej produkcji zasługuje na najwyższy szacunek. Zastanawiające jest jednak czy na pewno było to konieczne. Takie rozwiązanie sprowadza spektakl do bardzo dosłownego poziomu. Z drugiej strony mamy ciekawe i zaskakujące sceny choreograficzne np. tańca inspektorów Sanepidu czy kontroli PIP. Wybija się w nich zwłaszcza Julia Bochenek, która świetnie odnajduje się w tych scenach. Jej ruch jest pełen wyrazu i bardzo plastyczny.

Biznes od kuchni
Fot. Rafał Meszka

Biznes od kuchni jest ogromnym przedsięwzięciem – ilość zmian scenografii i kostiumów, zgranie wszystkiego w czasie zawiesza poprzeczkę bardzo wysoko. Twórcy poradzili sobie z tym wyzwaniem logistycznie, ale scenariusz jest zdecydowanie przeładowany. Odbija się to też niestety na jakości gry aktorskiej, gdzie zwyczajnie brakuje czasu na zbudowanie postaci i ciągu przyczynowo-skutkowego wydarzeń. Dobrym kierunkiem są bardziej abstrakcyjne sceny performatywne. Chciałoby się oglądać ich nawet więcej.

Zobacz również: Polowanie na osy – recenzja spektaklu. Żądło (nie)sprawiedliwości

Biznes od kuchni
Premiera: 26.01.2024
Teatr XL imienia Artystów Zaangażowanych

Autorka: Diana Karamon
Reżyseria: Diana Karamon
Ruch i choreografia: Amanda Nabiałczyk
Obsada: Julia Bochenek, Miłosz Broniszewski, Maciej Adam Łabaz, Tomasz Ostach
Reżyseria świateł: Roman Woźniak
Konsultacje scenograficzne i ruchu scenicznego: Roman Woźniak
Muzyka: team producencki i kompozytorski Basia Giewont i Korneliusz Flisiak
Kostiumy: Sebastian Szarata
Charakteryzacja: Monika Dzięcioł
Opracowanie muzyczne: Diana Karamon

Zdjęcie wyróżniające: fot. Rafał Meszka

Plusy

  • Wykonanie piosenki "Oj chmielu, chmielu"
  • Welon panny młodej
  • Próba włączenia elementów taneczno-performatywnych

Ocena

2 / 10

Minusy

  • Zbyt długa scena wesela
  • Za dużo postaci i zmian scenografii
  • Luki w historii
Kinga Senczyk

Kulturoznawczyni, fanka teatru muzycznego, tańca i performansu a także muzyki i tańca tradycyjnego w formach niestylizowanych. Sama tańczy, improwizuje i performuje. Kocha filmy Bollywood, francuskie komedie i łażenie po muzeach. (ig: @kinga_senczyk)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze