Cradle of Filth – Necromantic Fantasies – relacja z koncertu w warszawskiej Progresji

Po 5 latach przerwy, Cradle of Filth powrócił do Polski na 5 koncertów. Po lutowych występach w Gdańsku, Warszawie i Krakowie, zespół wróci do nas w sierpniu i odwiedzi Wrocław oraz Katowice. A jak wypadły kultowe Kredki w stolicy?

Każdy zapalony koncertowicz zapewne zna warszawski klub Progresja. Ja sam miałem przyjemność poznać go dopiero w zeszłym roku, przy okazji koncertów Blind Guardian oraz zaskakująco różnorodnego Fun Lovin’ Criminals. To właśnie tam zawitał zespół Daniego Filth’a, wraz z supportem w postaci kapel Drift, Sick  N’ Beautiful oraz Wednesday 13. Po intensywnym i męczącym dniu pełnym wrażeń, z wciąż znieczuloną gębą po dentyście, zjawiłem się w Progresji o godzinie 18:00 i zająłem miejsce przy barierkach, przy samej ścianie. Jeszcze o tym nie wiedziałem, ale jak się później okazało, była to kluczowa decyzja tego wieczoru…

Zobacz również: Najciekawsze koncerty 2024 roku w Polsce. Na tych koncertach musisz być!

Po 45 minutach stania pod ścianą i narzekaniu na życie moim biednym redaktorom na messengerowej konwersacji, na scenę wyszedł pierwszy support – Drift. Chociaż melodia sklejała im się całkiem nieźle, tak średni wokal i kiczowaty wizerunek połączony z obciachową choreografią sprawiły, że Drift zdecydowanie nie znajdzie się w przyszłości na moich playlistach. Później było już znacznie lepiej, bo oto widowni objawiła się kapela Sick N’ Beautiful. Włoski band, kojarzący się swym wizerunkiem z tematami voodoo, zombie i czarownic, zrobił show, które wywołało niemały uśmiech na mej twarzy. Ba, powiedziałbym nawet o umiarkowanym zachwycie! Używanie szlifierki na gitarze, miotacz ognia, przebranie się między kawałkami i samozapalająca się księga. Takiego show nie powstydziłby się sam King Diamond. Widowisko pierwsza klasa, a i muzycznie też było jak najbardziej ok – będzie śledzone!

Następnie na scenie pojawił się zespół Wednesday 13. Przed koncertem zrobiłem sobie mały muzyczny risercz, żeby zorientować się kto co gra. Wednesday 13 rzeczywiście przekonało mnie do tego, aby mimo ciężkiego dnia, zjawić się również na supporty. Nie spodziewałem się jednak, że na żywo ten zespół spodoba mi się jeszcze bardziej. Może to dlatego, że ich set składał się z utworów poprzednich grup Johnny’ego Poole’a – Murderdolls oraz Frankenstein Drag Queens From Planet 13. Trzeba oddać tu też samemu wokaliście, który dwoił się i troił na scenie, aby rozgrzać publikę do czerwoności – i to mimo tego, że w zasadzie nie musiał za dużo robić. Bowiem po pojawieniu się na scenie Środy 13, pierwsze rzędy dosłownie eksplodowały okrzykami. Sam wykazałem się sporą ignorancją, bo byłem przekonany, że kapela Johna Poole’a to względnie świeży twór, a sam piosenkarz (przypominający fuzję Mansona i Eckerströma) może być i młodszy ode mnie. No cóż – kapela obchodzi 20-lecie, a Poole dobiega już 50-tki. Zła wiadomość jest taka, że chyba kiepsko się starzeję. Dobra zaś, że mam do nadrobienia niemal 3 dekady działalności Poole’a!

Zobacz również: Avatar – Dance Devil Dance Tour – relacja z koncertu w Warszawie


Setlista:

1. 197666 (Frankenstein Drag Queens From Planet 13 cover)

2. Slit My Wrist (Murderdolls cover)

3. Love at First Fright (Frankenstein Drag Queens From Planet 13 cover)

4. Die My Bride (Frankenstein Drag Queens From Planet 13 cover)

5. Pieces of You (Murderdolls cover)

6. People Hate Me (Murderdolls cover)

7. Nowhere (Murderdolls cover)

8. White Wedding (Billy Idol cover)

9. Dead in Hollywood (Murderdolls cover)

 10. I Love to Say Fuck (Frankenstein Drag Queens From Planet 13 cover)


W końcu – wybiła 21:30, a zza kulis pojawiła się gwiazda wieczoru, Cradle of Filth. Zespół, który towarzyszył mi w sumie od najmłodszych lat. I to zdecydowanie wbrew mojej woli. Mój starszy brat lubił puszczać Kredki na swojej wieży, przekraczając przy tym przyzwoitą liczbę decybeli. A gnieżdżąc się w piątkę w małym mieszkaniu, chcąc nie chcąc, musiałem tego słuchać. Przez lata nie rozumiałem, dlaczego mój brat lubił Kredki na tyle mocno, że przy jazgocie Filtha umiał zwyczajnie zasnąć. Powiedzmy, że na koncercie mnie olśniło i chyba w końcu zrozumiałem, ale zdecydowanie nie mam na myśli tu tak olśniewającego występu zespołu, że się nawróciłem, nie. Kiedyś, Cradle of Filth był to dla mnie niezrozumiałym jazgotem. Dziś? Wciąż jest to dla mnie niezrozumiały jazgot, ale przynajmniej melodyjny i z nutką dziwnej nostalgii. Chodzi o coś innego, ale powiem tylko, że przestało mnie również dziwić, że nastolatki mogą słuchać Billie Eilish czy oddawać się w objęcia rapu i hip-hopu. Każdy swój okres buntu przeżywa inaczej i znajduje różne rzeczy, które do niego trafiają, prawda?

Zobacz również: Popiór – Pomarlisko- recenzja płyty. Wejść w buty mistrza i się nie przewrócić

No, ale dobra, dosyć prywaty i psychoanalizy, wróćmy do tematu, czyli koncertu Cradle of Filth, który…  Absolutnie mi się nie podobał. Hehe, niezły twist, co? Ano niestety, są zespoły, które zyskują na wartości podczas koncertów live. Są jednak też i takie, które tracą. I według mnie, tak było właśnie z Kredkami 2 dni temu. Może to był akurat zły dzień, może nagłośnienie zawiodło (przez pierwsze 3 kawałki, Dani co chwila zwracał się do technicznych, pokazując, że jest coś nie tak z dźwiękiem), a może ja po prostu nie jestem aż tak dużym fanem, jak mi się wydawało? Ale jeśli support robi większe show niż legenda metalu, znana ze swych fenomenalnych i zwyrolskich teledysków, to chyba rzeczywiście coś jest nie tak…

Pisząc tę relację, robię to rzecz jasna przy dźwiękach Cradle of Filth. Utwierdzam się w przekonaniu, że znacznie bardziej wolę słuchać ich z CD czy YouTube’a, niżeli na koncercie. Żaden wykon klasycznych kawałków nie zachwycił, piski Daniego brzmiały niestety często komicznie i zabrakło moim zdaniem bardzo ważnego elementu każdego koncertu – show. Poza dwoma figurami szkieletów-demonów i imponującym statywem Daniego, brakowało czegoś wyjątkowego, co wywołałoby ten uśmiech, który był obecny podczas wybryków Sick N’ Beautiful czy Wednesday 13.

Zobacz również: Till Lindemann – relacja z koncertu w Katowickim Spodku. Koncert erotyczny +18!

I tak oto dochodzimy do momentu, w którym wyjaśniam, dlaczego miejsce przy barierkach, przy ścianie, było kluczowe. Miejsce to, oprócz dobrego widoku na to co na i przed sceną, było wyposażone także w furtkę, prowadząca przed i za scenę, co – rzecz jasna – wiązało się z obecnością ochroniarzy. Tyle osobowości, tyle pijanych fanów spotkać, być świadkiem tylu dialogów i dziwnych akcji, stojąc w tamtym miejscu – ja przez całe swoje koncertowe życie nie miałem takich wrażeń, co podczas tych niecałych 5 godzin spędzonych w Progresji.

Pijany facet starający się przekupić ochronę, bo chce mieć zdjęcie z Danim. Koleś, który przyczepił kurtkę na trytytkę do barierki, żeby nie trzymać jej w łapie. W końcu, ochroniarz, który za każdym z 5 czy 6 razy, wywracał się i gubił słuchawki ściągając w kółko tego samego gościa, płynącego na fali rąk tłumu w kierunku sceny. Warto dodać, że ten uporczywy fan, za każdym razem gdy lądował przed sceną, wracał do tłumu korzystając z mojej furtki. Tak więc wyręczałem biednego ochroniarza i koordynowałem otwieranie i zamykanie furtki za naprutym fanem. Niech to będzie więc najlepszy komentarz dotyczący ekscytacji towarzyszącej podczas koncertu Kredek. Zespół wspaniały, ale w kwestii słuchania ich muzyki, pozostanę jednak przy płytach i YT.


Setlista:

1. Existential Terror

2. Saffron’s Curse

3. She Is a Fire

4. The Principle of Evil Made Flesh

5. Crawling King Chaos

6. Nymphetamine (Fix)

7. Dusk and Her Embrace

8. Necromantic Fantasies

9. Born in a Burial Gown

Bis:

10. The Promise of Fever

11. Cruelty Brought Thee Orchids

12. Her Ghost in the Fog

13. From the Cradle to Enslave

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Bart

Wydaje mi się że ten męczący dzień dawał się we znaki, i nie potrafiłeś docenić tylko narzekać zanim ci ból z ryja zszedł.