Uniwersum Metro 2033. Paryż: Lewy Brzeg – recenzja książki

Uniwersum Metro 2033 powraca na salony. Po trzech latach od ostatniej powieści osadzonej w świecie wykreowanym przez Dmitry’a Glukhovsky’ego na księgarniane półki trafia Paryż: Lewy Brzeg.

Ludzkość zmiotła życie z powierzchni Ziemi. W Paryżu przeniosło się ono do podziemnego labiryntu tuneli metra. Ocaleli z zagłady zasiedlili niektóre stacje Lewego Brzegu. Ich społeczności utrzymują kontakt, lecz często pogrążają się w konfliktach. Śmiercionośne promieniowanie sprawia, że nie ma mowy o wyjściu na powierzchnię, a Prawy Brzeg… to przeklęte miejsce.

W wijących się pod ziemią trzewiach paryskiego metra Madonna z Bac próbuje ocalić to, co pozostało z populacji europejskiej stolicy, niegdyś tętniącej życiem. I nie zawaha się użyć siły. Bo tu, w metrze, ciemność panuje nad światłem, więc złe emocje żyją dłużej i intensywniej, o urazach nie da się szybko zapomnieć, a nienawiść jest ostra jak brzytwa.

– opis wydawcy

Zobacz również: Świat Przeistoczonych. Bez prawa do błędu – recenzja książki

Fabuła Lewego Brzegu stoi przede wszystkim polityką. Spiski, plany wielkiej Federacji, szpiedzy, zdrajcy,  a do tego parka dzieciaków uwikłana w to wszystko rykoszetem. Madonna prze przed siebie z siłą tarana, by „zabić” stary ład; zwolennicy starego ładu robią wszystko, żeby zabić ją, jeden z nich przy okazji próbuje też zabić swoją byłą nałożnicę, a jednocześnie pośrednią sojuszniczkę Madonny, zaś wcześniej wspomnianą parkę młodzieży, Jussa oraz Plaisance, próbuje zabić dosłownie wszystko. Krótko mówiąc, treść tej książki znacznie różni się od pierwotnej trylogii Glukhovsky’ego – i ma to zarówno swoje plusy, jak i minusy.

Do plusów niewątpliwie zaliczyłabym to, iż każda z trzech prowadzonych równolegle historii jest po prostu ciekawa. Początkowo nie byłam przekonana do wątku Madonny, aczkolwiek ostatecznie okazał się całkiem wciągający. Jedynie jej relacje z mężczyznami – a szczególnie sposób, w jaki potraktowała jednego z nich – do tej pory pozostawiły mi pewien niesmak. Szczerze mówiąc, przez pewien czas miałam nawet nadzieję, że chłopaki obaj ją wreszcie wystawią. Ba – że, zamiast uganiania się za nią, zejdą się ze sobą nawzajem, a ona zostanie na lodzie. Wiem, jak to brzmi, ale po prostu polubiłam jej pierwszego partnera i bardzo mi się nie spodobało, jak potoczyła się ich relacja. Układanie sobie w głowie potencjalnych scenariuszy zemsty na fikcyjnej postaci być może i jest dziecinne, ale za to jakież satysfakcjonujące…

Zobacz również: All That’s Left in the World. To, co zostaje po końcu świata – recenzja książki

Pozostając w temacie kobiet zabawiających się uczuciami swoich zalotników, wątek Zorzy, wspomnianej wcześniej nałożnicy, zainteresował mnie chyba najmniej. Nie oznacza to jednak, iż uważam go za nudny. Po prostu nie dałam rady zżyć się z tą postacią, a to automatycznie obniżyło mój poziom zaangażowania. Co innego z Jussem i Plaisance – ta dwójka szybko zaskarbiła sobie moją sympatię, zaś ich wspólne eksplorowanie opuszczonych zakamarków metra wydawało mi się elementem najbliższym do oryginalnej trylogii.

Piję, by zapomnieć, że czas upływa tylko po to, żeby pozostawić nas bardziej schorowanymi, zmutowanymi, cierpiącymi. Upływa po to, żeby nas dobić.

Niestety jednak właśnie tutaj ujawnił się również jeden z głównych minusów tej powieści. Lewy Brzeg ma szalenie ciekawy świat przedstawiony, aczkolwiek kiedy spróbujesz się nad nim głębiej zastanowić, szybko odkryjesz, że sporo z jego aspektów trzyma się tak na ślinę. Najczęściej rzucało mi się to w oczy właśnie w wątku wcześniej wspomnianej dwójki, jako iż notorycznie natykali się oni na… zwierzęta z zoo. I tutaj pojawiły się pierwsze znaki zapytania. Skoro ludzie dosłownie smażą się żywcem, kiedy wystawisz ich na powierzchnię, to jak te zwierzęta przeżyły bez szwanku na tyle długo, by uciec z ogrodu zoologicznego oraz ukryć się w metrze? Jak one tam w ogóle wlazły (zwłaszcza słonie)? Jakim cudem udało im się przeżyć pod ziemią, z dala od ich docelowego środowiska i klimatu, dziesiątki lat, jeśli dobrze zrozumiałam, od czasu katastrofy? Czym się żywiły, zanim metro wytworzyło własny ekosystem (szczególnie roślinożercy)? I tak dalej, i tak dalej…

Zobacz również: Bogobójczyni – recenzja książki. The Last of Wiedźmin

Niektóre z tych rzeczy można by wyjaśnić pracownikami zoo, którzy by się nimi zajmowali. Niemniej jednak taka wersja także nie do końca mnie satysfakcjonuje – w końcu kto w momencie, gdy w jego kraju walnęła atomówka, zajmuje się eskortowaniem dziesiątek zwierząt i zanoszeniem im paszy na stację metra pół kilometra od ogrodu? Nie do końca rozumiem również, jak wygląda sytuacja z Sekwaną. Niektóre części podziemia są przez nią zalane, aczkolwiek gdyby pojawił się przeciek do tuneli, to czy bądź co bądź gigantyczna przecież rzeka nie powinna wtedy zalać zdecydowanej większości, o ile nie całego, metra? Podobnych wątpliwości miałam podczas czytania od groma. Tym niemniej jedno muszę przyznać – pomysł z mutantami przystosowującymi się do nowego środowiska był fajny. Tylko ci zgaduni nie do końca mi leżą. W jaki sposób gigantyczna głowa i wizje przyszłości ewolucyjnie dopasowują ich do życia pod ziemią?

Lewy Brzeg cierpi także na przypadłość, którą konsekwentnie piętnuję w każdej książce, w której się na nią natknę: kiepską poprawność językową. Podczas czytania natknęłam się na całe gro literówek. Oprócz tego ze dwa razy wielka litera tam, gdzie być jej nie powinno, raz zdanie zaczęte z małej litery, nieco braków w przecinkach, pomieszane cyfry na stronie 240, podwójny znak zapytania… No, było tego trochę. Wciąż też nie zdołałam dowiedzieć się, co to dokładnie oznacza, że chichot jest „krystaliczny”. Być może to kalka jakiejś francuskiej frazy, nie wiem. W każdym razie po polsku nie widziałam jej nigdy wcześniej.

Zobacz również: Ten głód – recenzja książki. Ależ to było pyszne!

W kontrze do stanu korekty mamy w tym wydaniu natomiast okładkę. Choć widziałam już na jej temat różne opinie, mnie osobiście się ona podoba. Ciepłe żółcie i brązy bardzo pasują mi do klimatu paryskiego metra. Cała ilustracja ma przy tym również specyficzny, dobrze współgrający z uniwersum klimat, który ułatwia wyobrażenie sobie całego świata przedstawionego książki.

Rodzimy się w szczynach, w gównie i w strachu i tak samo w szczynach, w gównie i strachu odchodzimy do wieczności. Koniec końców, życie, moje życie, okazuje się tylko nic nieznaczącym nawiasem pomiędzy dwoma nawrotami rozwolnienia.

Uniwersum Metro 2033. Paryż: Lewy Brzeg jest w porządku, choć ma trochę niedociągnięć. Sama w sobie fabuła faktycznie mnie zainteresowała. Świat przedstawiony także, choć wytropiłam w nim trochę niejasności, które co jakiś czas mi zgrzytały. Korekta w wersji polskiej z kolei definitywnie wymaga poprawy; ogólnie rzecz biorąc, sporo mamy tutaj wzlotów i upadków. Myślę, że mimo wszystko raczej sięgnę po kolejny tom (Lewy Brzeg to początek trylogii), choć z deko sceptycznym nastawieniem. Sprawdzimy wtedy, czy Pierre Bordage ma jakiś sprytny plan na rozwianie wszelkich moich wątpliwości.


Paryż: Lewy Brzeg okładka

Autor: Pierre Bordage
Tłumaczenie: Justyna Karczewicz
Okładka: Michał Krawczyk
Wydawca: Insignis
Premiera: 27 marca 2024 r.
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Stron: 479
Cena katalogowa: 54,99 zł


Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Insignis.
Grafika główna: materiały promocyjne – kolaż (Insignis)

Plusy

  • Wciągające wątki główne (przynajmniej w większości)
  • Interesujący świat przedstawiony...

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • Sporo potknięć w kwestii poprawnej polszczyzny
  • ...choć nie brak w nim zabiegów stojących dla mnie pod znakiem zapytania, które warto byłoby wyjaśnić
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze