Jak dobrze znasz samego siebie?
Interaktywny, kreatywny dziennik z tekstem i ilustracjami autorstwa Yungbluda (muzyka z ponad dwunastomilionową rzeszą fanów). Połączenie Zniszcz ten dziennik i Burn After Writing, które oddaje głos generacji Z.
Bycie innym to najlepsza pieprzona rzecz na świecie i powinieneś być z tego dumny! Ten interaktywny dziennik, napisany i zilustrowany przez Yungbluda, jest pełen niepublikowanych dotąd rysunków, tekstów, wskazówek wyzwalających kreatywność i wnikliwych pytań, które zachęcą cię do zagłębienia się w siebie i celebrowania tego, co cię wyróżnia.
Kim tak naprawdę jesteś? Dla większości z nas to najtrudniejsze pytanie na świecie.
Celem tej książki jest pomóc ci w poszukiwaniu na nie odpowiedzi, wyrażeniu miłości do wszystkiego, co w sobie lubisz, przezwyciężeniu słabości i stawieniu czoła najmroczniejszym lękom. To książka, którą możesz podrzeć, pomazać, spalić, zniszczyć i stworzyć od nowa. Jeśli rozpadnie się na kawałki, to znak, że używasz jej dobrze. Ta książka ma składać się z ciebie.
Dlatego jeszcze raz zapytaj siebie: Kim tak naprawdę jesteś?
Czas się tego dowiedzieć.
Dom xoxo
– opis wydawcy
Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, ale ja już naprawdę dawno nie miałam do czynienia z interaktywnym dziennikiem. Ostatnim, jaki widziałam, był chyba właśnie wspomniany w opisie powyżej Zniszcz ten dziennik. Miałam taki we wczesnej podstawówce, ale co się z nim stało? Zupełnie nie pamiętam. Właściwie nie mam z nim żadnych wspomnień oprócz tego, iż byłam w jego posiadaniu. Pod tym względem You Need to Exist Yungbluda bije go z automatu na głowę – w przeciwieństwie do tamtego dziennika, o tym już raczej tak łatwo nie zapomnę. Już tłumaczę, dlaczego.
Zobacz również: Piękni lśniący ludzie – recenzja książki. U progu nowego świata
Na wstępie pragnę jeszcze jedynie dać znać, iż recenzuję tę książkę z pozycji kogoś, kto nie należy do szczególnie zapalonych fanów jej autora. Mam ze dwie piosenki Yungbluda, które lubię (z czego jedna to cross z Bring Me The Horizon, którego fanką już chyba prędzej mogłabym się nazwać), ale to tyle. Niezbyt wiele wiedziałam też o nim jako o człowieku, a nie tylko artyście. Pod tym względem jednak sam Yungblud postanowił mnie doedukować i jeśli obraz jego osoby, jaki przedstawił w You Need to Exist, jest prawdziwy, to muszę przyznać, iż całkiem go polubiłam.
Pomagając czytelnikowi odkryć, kim jest, Dominic Harrison równocześnie samemu się przed nim odsłania, chcąc wesprzeć go w drodze ku odpowiedzi własnym przykładem. Dla fanów artysty książka będzie prawdziwą kopalnią wiedzy; Yungblud opisuje tu swoje emocje, najważniejsze sytuacje z życia, swoje ulubione piosenki, idoli i wiele, wiele więcej. Otwartość, z jaką to robi, rzeczywiście może zainspirować. Na mnie na przykład podziałała. Niektórych rzeczy, które wylałam z siebie na papier tego dziennika, nie powiedziałam chyba wcześniej jeszcze nikomu (może za wyjątkiem psychologa). Wypełnianie go stanowi doświadczenie poniekąd wręcz terapeutyczne.
Zobacz również: Latem, o tej samej porze – recenzja książki
No i właśnie, w ten oto sposób przechodzimy do tego, dlaczego Zniszcz ten dziennik nie ma do You Need to Exist nawet podjazdu. Pierwszy z wymienionych to tylko zabawka; ot, produkt mający szokować formą. Drugi natomiast faktycznie jest po coś. Książka Yungbluda to nie tylko głupawe wyzwania. Ma ona na celu pomagać ludziom, którzy nie akceptują siebie; uważają się za gorszych, bo są inni, niż się tego od nich oczekuje. Głównym przesłaniem tego dziennika jest to, że odmienność to zaleta i nie ma powodu, by się jej wypierać albo bać. By wypierać albo bać się tego, kim się jest. Zadania w nim zawarte pomagają zaś lepiej poznać i oswoić swoją własną naturę, a także, gdy się to już dokona – zaakceptować ją. Brzmi jak “coachingowe pierdolenie”? Być może. Ale zdziwilibyście się, jak wielu ludziom jest ono czasem potrzebne. I to jest jak najbardziej w porządku.
Choć w zamyśle książki wyraźnie widnieje niszczenie, przyznaję się bez bicia, że nie miałam serca tego robić. Zanim się zorientowałam, mój dziennik nabrał dla mnie jakiejś dziwnej wartości sentymentalnej i nie potrafiłam się przełamać, by go uszkodzić. Z zadań wymagających tego zrobiłam tylko kilka – głównie tych polegających na wyrwaniu strony czy wycięciu czegoś. Teoretycznie jest to książka, którą możesz (a nawet, zgodnie z instrukcjami, powinieneś) kochać i niszczyć. Ja jednak nie mam w zwyczaju niszczyć rzeczy, które kocham. Nasuwa się zatem pytanie – czy w takim razie pokochałam tę książkę? Myślę, że na swój specyficzny sposób tak. Cieszę się, że miałam okazję dostać ją do recenzji. Może to jakieś zboczenie zawodowe studentów psychologii, ale bardzo doceniam dobre, samorozwojowe materiały, a to właśnie jeden z nich.
Zobacz również: Wir – recenzja książki. Nieskończona spirala zagłady
Oprócz samej treści pisanej znajdziemy tu także sporo ilustracji – początkowo tylko tych autorstwa Yungbluda, a później również naszych własnych. Parę z moich artystycznych wykonów będziecie pewnie zresztą mogli uświadczyć w tym wpisie. Żaden ze mnie wytrawny rysownik, ale w sumie i tak jestem z nich całkiem zadowolona. Graficznie dziennik ma swój własny, pozytywnie chaotyczny klimat, całkiem pasujący do treści. A im więcej dodamy w nim od siebie, tym lepiej – w końcu o to właśnie chodzi w artystycznym nieładzie. Czemu ograniczać swój strumień świadomości tylko do liter, skoro tyle ciekawych rzeczy można także narysować? Nieważne czy masz w tej dziedzinie wysokie umiejętności, czy też nie. To nie lekcja plastyki, nikt nie będzie cię oceniał. Choćby był to nawet zwykły bazgroł na parę kresek, nadal będzie świetny – bo jest twój.
Czy mam jakieś zarzuty? Może z jeden, co do kwestii technicznych. Nie wiem, jak wygląda oryginał, aczkolwiek w polskiej wersji zdarzały się drobne niedociągnięcia. Przykład? Na jednej stronie mamy zadanie, które następnie trzeba wyrwać i spalić, ale na drugiej stronie kartki już zaczyna się kolejne, tym razem nieprzeznaczone do zniszczenia. Jeśli chcę wykonać jedno, automatycznie tracę drugie. Raz trafiło mi się też polecenie przetłumaczone tak, że nie do końca potrafiłam je zrozumieć. “Zapisz je w kółkach, nie w wersach” – tak dokładnie brzmiał problematyczny fragment. Ułożyć litery w kształt kółka? Otoczyć napis kółkiem? Stworzyć kółko z kolejno zapisywanych tytułów piosenek? Trudno stwierdzić, więc zinterpretowałam sobie wedle własnego uznania. Do tej pory jednak nie wiem, co autor miał na myśli – i pewnie już się nie dowiem.
Zobacz również: Uprowadzona – recenzja książki. Romantyzacja syndromu sztokholmskiego
Podsumowując: You Need to Exist to bezapelacyjnie najlepszy dziennik interaktywny, o jakim słyszałam i rzecz warta polecenia. Fani Yungbluda dowiedzą się stąd sporo na temat ulubionego twórcy, natomiast wszyscy inni, niezależnie czy go znają, czy też nie, będą mieli szansę na odrobinę refleksji oraz samorozwoju – a przy tym i zabawy, bo przynudzania tej pozycji zarzucić nie można. Książka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła i z pewnością zostanie ze mną na dłużej. Wciąż zostało mi w końcu do zrobienia kilka zadań i choć w tym momencie wydają mi się trudne do wykonania, to na pewno ich sobie nie odpuszczę.
A wy? Wiecie już, kim jesteście?
Jeśli nie – czas się tego dowiedzieć.
Tuśka xoxo
Autor: Dominic Richard Harrison (Yungblud)
Tłumaczenie: Marynia Bicz
Okładka: Ryszard P. Kot
Wydawca: Feeria Young
Premiera: 14 sierpnia 2024 r.
Oprawa: miękka
Stron: 160
Cena katalogowa: 39,90 zł
Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Feeria. Dziękujemy!
Fot. główna: materiały promocyjne – kolaż (Feeria)