Po długich oczekiwaniach w końcu miałem okazję zobaczyć to wielkie wydarzenie na własne oczy. Rządy X. Hellfire Gala była zapowiadana jako coś WOW, ale czy wywołała taką reakcję?
Hellfire Gala to największe wydarzenie sezonu w wielkiej polityce, na którym zjawiają się wszyscy, którzy coś znaczą: mutanci z Krakoi, Avengers, Fantastyczna Czwórka oraz inni – niekiedy niespodziewani – goście. Bliscy sojusznicy i zagorzali wrogowie paradują obok siebie w modnych strojach, słuchają telepatycznych koncertów, witają pierwszą demokratycznie wybraną drużynę X-Men i… zmieniają świat. Dosłownie! Kto zyska dzięki gali nowy dom? Kto przypłaci ją życiem?
W przypadku tego komiksu można powiedzieć, że nieco rozminął się z moim wyobrażeniem. Od premiery za granicą słyszałem same superlatywy o Gali. Została nawet dołączona do gry karcianej – Marvel Snapa, w której wychodziły pięknie ubrane warianty do znanych postaci. Począwszy od Gambita czy Jean Grey, po Doktora Dooma i Moon Knighta. Moje przekonanie o wyjątkowości tego eventu podbudowali zagraniczni recenzenci, którzy je wychwalali za splendor i rozmach. Rządy X. Hellfire Gala okazuje się całkiem solidnym komiksem, ale daleko mu do ideału…
Zobacz również: Rządy X. Marauders – recenzja komiksu. Przygotowania do gali
Rozpocznę od chyba największego minusa. Chodzi o fakt, że ten tom, podobnie jak poprzedni event X mieczy, składa się ze wszystkich dotychczasowych serii wydawanych równocześnie. To nie tylko sprawia, że jest dość wysoki próg wejścia, bo to oczywiste, że nie ma co do niego podchodzić bez znajomości choć najważniejszych z nich. Kwestia jest taka, że część w ogóle nie wyszła w Polsce, przez co ten, kto nie nadrobi sobie wcześniejszych zeszytów, może czuć się nieco zagubiony (jak ja). Rządy X. Hellfire Gala zbiera zeszyty z serii: X-Men, Marauders, Excalibur, X-Force, New Mutants, X-Factor, Hellions, S.W.O.R.D., Way of X, X-Corp i Wolverine. Jak sami widzicie, większości u nas nie ma. Najbardziej boli to w przypadku Hellions, bo tyle, ile się uśmiałem przez relację tej grupy, a szczególnie postać Nanny, to czyste złoto. Wcześniejsze zeszyty chyba przeczytam w oryginale.
Nie pomaga, że w trakcie serii mamy też przeskoki czasowe, które nie są chronologicznie ustawione. Dodając do tego niektóre wydarzenia, które mają rozwinięcie podczas Gali, a my jako czytelnicy ich wcześniej nie poznaliśmy – robi się niezły chaos. Mamy tu swoistą przeplatankę. Często po zeszycie, który mnie zaintrygował, wskakiwaliśmy w zeszyt, który operował wątkami rozpoczętymi już wcześniej. Jest tutaj również 19. zeszyt New Mutants serii, która u nas była wydawana, ale do 7. zeszytu, z pojawieniem się jeszcze w X mieczy z zeszytem 13. Jako czytelnik, jakim cudem miałbym się nie czuć zagubiony? To tak jakby oglądać Grę o tron co parę odcinków. Niby główny zarys fabularny idzie wychwycić, ale gdzie znikają te wszystkie postacie?
Zobacz także: Rządy X. X-Men. Tom 1 – recenzja komiksu. Wracamy do przystawki
Wracając do samej Galii, to najprościej można powiedzieć, że jest ciekawa. Pomijam już nawet fakt wyboru nowej drużyny X-Men czy akcję związaną z fajerwerkami. Oczywiście wioskowością nawiązuje do istniejącej Met Gali, która uważana jest za najbardziej prestiżowe wydarzenie modowe na świecie. Hellfire Gala była ostatecznie tym, co zapowiedziano – świętem mutantów. Posłużyła do wzmocnienia pozycji Krakoi na arenie międzynarodowej i rozwiązała skutki eventu X mieczy. Pojawiają się na niej same ważne osobistości ze świata Marvela, nawet z cameo realnej osoby. Niektórzy są gośćmi, inni planują dostać się na nią na siłę – takimi zajmuje się drużyna X-Force z Wolverinem na czele.
Przez to, że ten tom zbiera tak dużą liczbę różnych serii, to i rysowników jest od groma. Żeby nie wyliczać wszystkich, to pozwolę sobie jedynie na wzmiankę. Na uwagę na pewno zasługuje Pepe Larraz ilustrujący zeszyt Planet-Size X-Men #1, w którym rozpoczyna się pokaz fajerwerków. Piękne i żywe kolory robią ogromną robotę. Tak naprawdę to żaden z artystów nie odstawał jakoś za bardzo, za to był to już dobrze znany współczesny styl komiksowy.
Zobacz także: Rządy X. Wolverine. Tom 1 – recenzja komiksu. Średniaczek z pazurami
Do komiksu został dodany oficjalny przewodnik po Hellfire Gali zawierający wywiad z Emmą Frost czy też galerię strojów mutantów. Uważam, że jest to całkiem dobry dodatek. Można się dokładnie przyjrzeć tym zwariowanym i oryginalnym kostiumom. Wydłuży to nieco lekturę, ale wolę taki dodatek niż to, co było w jednym z tomów o pająku, gdzie dostaliśmy parę stron takich samych okładek alternatywnych, jedynie ze zmieniającym się kostiumem Spider-Mana.
Choć Rządy X. Hellfire Gala najlepszym wydarzeniem była w mojej głowie przed lekturą, to i tak nieźle się obroniła. Do pełni szczęścia potrzebowałbym wydania w Polsce brakujących serii i byłoby naprawdę bardzo dobrze. Od czasu do czasu ciekawie jest poczytać o relacjach między bohaterami na tak specyficznej popijawie. Tu ktoś komuś przyłoży, tu ktoś za bardzo się upije, żeby zaraz ktoś zginął. Zupełnie jak na naszym rodzimym podwórku.
Źródło grafiki głównej: okładka komiksu