Po premierze Gran Turismo Sport można było spotkać się z wieloma krytycznymi opiniami. Mocno okrojony single player, mało zawartości – torów, samochodów, eventów. Sam miałem podobne odczucia, jednak z okazji testu kierownicy Logitech G923, postanowiłem dać grze ponownie szansę.
Pozycja wydana jeszcze w 2017 roku miała bardzo trudny start. Jak to zawsze wychodzi z Polyphony, kazano nam czekać bardzo długo, a PlayStation 4 nie dostało wcześniej (ani później) pełnoprawnej edycji ścigałki. Trzeba przyznać, gra nie oferowała zbyt wiele dla grupy przeciętnych konsolowców, a zamiast tego poszła mocno w e-sport. Tym samym zachwiane zostały podstawowe reguły gamifikacji. Założenie jest takie – mamy 4 główne grupy graczy i każdy oczekuje znaleźć coś dla siebie. Jedni skupiają się na eksploracji, chcą zagłębiać się w świat i być zaskakiwani nową zawartością i sekretami. Inni lubią przekładać czas na progres osiągnięty w pozycji – napędzają ich wszelkiego rodzaju achievementy, odznaczenia, trofea. Jest też grupa celująca w walory społecznościowe produkcji, tzn. komunikację ze znajomymi, poznawanie innych, wszelkiego rodzaju tablice z aktywnościami i kooperację. Ostatnia z nich to środowisko czerpiące przyjemność z rywalizacji, podnoszenia swoich umiejętności i walki o jak najlepsze miejsce w rankingach.
Zobacz również: Hades – recenzja gry. Rogalik z piekła rodem
W przypadku Gran Turismo Sport, proporcje zawartości dla poszczególnych grup docelowych zostały mocno zachwiane. Mocno postawiono na rywalizację, kosztem “odkrywców”. Na pewno nie był to przypadek, a zamysł twórców, jednak sporty motorowe, szczególnie w Polsce, nie są czymś prostym w odbiorze dla przeciętnego konsumenta. Moje doświadczenia były podobne. W grze brakło podstawowych elementów, które mogą wciągnąć na dłużej, znanych z poprzednich edycji, szumnie tytułowanego “The Real Driving Simulator“.
Pusto tu
Trial Mountain, muzyka zespołu Feeder, powolne zdobywanie funduszy na pierwszego Dodge Vipera i zaliczanie kolejnych etapów kariery. Od 1997 roku wszystko się zmieniło. Dobrze wspominam te czasy, jednak w GT Sport nie robimy już licencji, nie kupujemy pierwszego, tragicznego w osiągach samochodu, ani też nie wkładamy w auta pieniędzy, maksymalizując tym samym ich moc. Wszelkiego typu singlowe eventy są bardzo symboliczne. Przykładowo, wygranie wyścigu w “GT League” kończy się jedynie pojawieniem się obok niego pucharu. Brak też funkcji, na które wiele osób czeka od lat, jak na przykład realistyczny model zniszczeń. Sam przez już dekady czekałem na możliwość wizualnego uszkodzenia wybranego pojazdu, ale funkcja się nigdy nie pojawiła, pomimo wielu plotek krążących już po premierze pierwszej gry z serii.
Zobacz również: Free Guy – recenzja filmu. NPC Truman
Pozostaje nam samorozwój, próba zdobywania jak największych umiejętności. Nie brak jednak opinii, że szkoda życia na poznawanie każdego zakrętu i jego poprawne pokonywanie, tym bardziej, że rozgrywka offline kompletnie za to nie nagradza. Nie dziwi mnie też, że jakakolwiek aktywność całej mojej listy znajomych skończyła się w 2019 roku. Muszę przyznać – również jestem tego typu “amatorem”. Lubię kamerę zza auta, żeby widzieć pięknie wykonany pojazd, jak i obserwować w ten sposób zachowanie w zakrętach. Oczywiście, zawsze zdawałem sobie sprawę tego, że jest tam “coś więcej”. Przez jakiś czas, miałem sporą nadzieję, że nowe funkcje Dual Sense, wibracje i adaptacyjne triggery, dadzą nową jakość gatunkowi gier wyścigowych. Po zapoznaniu się z kilkoma mniejszymi pozycjami, nie odczułem jednak większej różnicy. Hamulec twardszy, wibracje lepsze, ale czy jest jakaś szansa, że nowe Gran Turismo przeniesie odczucia na zupełnie inny poziom, bez dedykowanego sprzętu? Powiedziałbym, że niewielka. Korzystając z okazji, chciałbym przybliżyć swoje doświadczenia z ponownego podejścia do GT Sport, już na bardzo solidnej kierownicy, Logitech G923.
Nowy początek
Jak już wspomniałem w poprzednim artykule, rozpoczęcie zabawy jest bardzo łatwe. Według znalezionych opinii, domyślne ustawienia są wystarczające, a cała reszta wynika bardziej z preferencji użytkownika. Można spotkać głosy o potrzebie zmniejszenia Force Feedback czy stopni obrotu, ale jest to zupełnie dowolne i opcjonalne. Nowy sposób sterowania potrzebuje też odpowiedniej ilości czasu na adaptację. Mogą minąć tygodnie, miesiące, a jest też możliwe, że wyniki lepsze niż na padzie nie przyjdą nigdy. Dużo mówi się też o przystosowaniu gry pod zwykłe kontrolery. W trybie online faktycznie wygląda to tak, jakby z reguły miały one pewnego rodzaju przewagę, w grupie tych słabszych graczy. Pewne natomiast jest, że określonego poziomu bez kierownicy się nie przeskoczy. Widać to w momencie, kiedy chcemy zbliżyć się do czołówki w czasie najlepszego okrążenia, czy bijąc rekordy ustanowione przez Lewisa Hamiltona, w dostępnym DLC.
Zobacz również: Ratchet i Clank: Rift Apart – recenzja gry. Najpiękniejsza gra w historii?
Ważniejsze niż czasy są za to wrażenia z gry. Już od pierwszych minut, rozgrywka wchodzi na zupełnie nowy poziom. Zmiana kamery, wyciszenie muzyki, inne preferencje, co do trybów. Przychodzi to wszystko naturalnie. Zacząłem się nawet zastanawiać, czemu poświęcać moc konsoli na renderowanie pojazdów, jeśli można włożyć więcej w teksturę podłoża. Na kierownicy, Gran Turismo Sport zyskuje bardzo dużo. W końcu to prawdziwe tory, realistyczny sposób kierowania – wirtualne nagrody nie mają już w tym momencie znaczenia. Moje pierwsze dni to próba adaptacji kolejnych ustawień, jak wyłączenie kontroli trakcji, czy nawet słupków pomocniczych, które przecież nie pojawią się w trybach online. Cel zaczynają wyznaczać już nie złote puchary, a czasy w rankingu online. Przeskok w odbiorze GT Sport może być ogromny, kiedy przestajesz widzieć zabawę, a zauważasz platformę do ścigania się.
Czy to wystarczy?
Tryby online są dosyć oczywiste. Mamy Time Trial – bicie rekordów czasowych, jak i ściganie się z żywymi przeciwnikami. Jest fajny system oceny kierowcy, podzielony na wyniki, jak i kulturę jazdy. Są wyścigi o różnym poziomie trudności, gdzie w pierwszym można urządzić sobie istne Destruction Derby, bo system kar jest wyłączony (nie polecam). Samo przygotowanie się do eventu, poznanie pojazdu, jak i toru, jest już samo w sobie emocjonującym wyzwaniem. Jako początkujący, preferuję wydarzenia z zablokowaną modyfikacją ustawień samochodu, jednak ciągle mamy jakieś pole do manewru. Od nas zależy m.in. balans hamulców, kontrola trakcji, czy skorzystamy z manualnej skrzyni biegów. Cieszy, kiedy pozycja w rankingu rośnie i przełamujemy kolejne bariery, które w ogóle nie istniały w trybach offline. Są też oczywiście różnego rodzaju oficjalne turnieje, a GT Academy wyciąga konsolowych graczy na prawdziwe tory, do prawdziwych samochodów.
Zobacz również: The Medium – recenzja gry. Polska szkoła robienia pieniądza
Pomimo, że rywalizacja stoi na najwyższym poziomie, da się momentami zauważyć braki dla jednej z opisanych we wstępie grup. Wyniki Time Trial nie są nigdzie zapisywane, nie ma żadnego podsumowania, ani nie idą za tym żadne, wirtualne nagrody. O ile ich sens sam przed chwilą podważyłem, to chociaż dodatkowe punkty na odblokowanie kolejnego pojazdu byłyby miłym dodatkiem. Widzę tutaj potencjał na poprawę w kolejnych odsłonach. I chociaż znanych, wymyślonych lokacji z poprzednich GT mi brakowało, teraz ciężko wyobrazić sobie skok z Monzy do “High Speed Ringu”. Poza nadchodzącym GT7, może przyszedł też czas na Gran Turismo Sport 2?
Udana próba
Mając trochę środków na kierownicę i zainteresowania gatunkiem, warto dać GT Sport kolejną szansę. Jak wspomniałem, jest to w Polsce dosyć niszowy temat, odpowiedni sprzęt swoje kosztuje, a rodaków w rankingach przewija się niewielu. Po przeskanowaniu wyników powyżej mojej pozycji, znalazłem ich ledwie kilkunastu na jakieś dwa tysiące. Istnieją jednak różnego typu grupy fanatyków, którzy nie odpuszczą i będą starać się bez końca doskonalić. Chciałbym, żeby starczyło mi samozaparcia i umiejętności do nich dołączyć. To chyba w najlepszy sposób oddaje moje wrażenia z ostatnich tygodni.