The House – recenzja filmu. Przerażający posiłek dla zmysłów w klimatycznej antologii

Jak dawno nie wchodziłam na Netflixa, tak moją uwagę niebywale przykuł film animowany dla dorosłych o nazwie The House. Wyblakłe kolory, satyryczny humor, sam fakt, iż jest to antologia wykonana metodą poklatkową… Psychodeliczny portret filcowych postaci i emocjonalna mieszanka, w jaką zostaje wpędzony widz, jest wprost nie do opisania. Chociaż czekajcie, przecież od tego jest właśnie ta recenzja.

The House zawitało na platformę Netflix niedawno, bowiem 14 stycznia. Za całokształt produkcji odpowiada tutaj Nexus Studios, natomiast poszczególne epizody wykreowali Emma de Swaef wraz z Marciem Jamesem Roelsem, Niki Lindroth von Bahr i Paloma Baeza. Jednak o czym tak naprawdę są te historie? W przeciągu trzech rozdziałów rozgrywa się pełna emocji, psychologiczna gra, dziejąca się w tytułowym domu. Przybytek jest także punktem zwrotnym oraz kulminacyjnym akcji, w którym postaci tracą swoje zmysły. Można by rzec, że kolejne pokolenia bohaterów zamieszkujących tajemnicze miejsce, kolejno przejmują po sobie wszystkie jego sekrety. Jednak jest to dopiero początek wszelkich teorii i rozmyślań, jakie przesłanie niesie ze sobą ta filmowa uczta.

Zobacz również: C’mon C’mon – Recenzja filmu. Świat oczami dziecka.

The House, rozdział pierwszy/ Kadr z Netflix

I — And heard within, a lie is spun

Na początku filmu widz wita się z wizerunkiem z pozoru normalnej rodziny — matki, ojca i dwójki dzieci, dziewczynek o imieniu Mabel i Isobel. W fabułę wprowadza nas starsza siostra Mabel, która nie zostaje przemielona przez widmo chciwości jak jej rodzice. Warto nadmienić, że uwypuklony został niski status ekonomiczny w rodzinie, bowiem nie brakuje w niej miłości. Z tego właśnie powodu są oni traktowani jak nieudacznicy życiowi. W pewnym momencie do rodziny przyjeżdża arystokracka odnoga rodziny w odwiedziny. Jakakolwiek próba kreatywności czy własnego wkładu jest zadeptywana, bo przecież nic nie dorównuje wartości przedmiotu kupionego. A w ogóle to jak możesz posiadać jakiś przedmiot z sentymentu biedaku, ten element nie pasuje ci do wystroju mieszkania, wstydziłbyś się.

Pucułowaty tatulek Raymond jest głównym inicjatorem wszelkich przewrotów. Jego pijaństwo doprowadza do podjęcia decyzji mającej kluczowy wpływ na rozwój dalszej akcji całego filmu. Tak naprawdę z dnia na dzień życie rodziny zmienia się diametralnie, ponieważ w ich dotychczas spokojne bytowanie zaangażował się znany konstruktor — Van Schoonbeek. Jego architektoniczne twory są dopracowane pod względem technicznym, jednak za jego twórczością stoją ludzie pozbawieni racjonalnego myślenia. Działają jak w ściśle opracowanym scenariuszu, nawet wypowiadają przypisane im wcześniej kwestie.

Zobacz również: Kingsman: Pierwsza Misja — recenzja filmu. Ra,ra…ratunku

The

Dom ma w sobie pewną moc, która sprawia, jakoby niektóre postacie traciły wszelkie zmysły. Stany psychozy, rozmawianie samemu ze sobą czy śmianie się jak największy złol pojawiają się tutaj relatywnie często. Działalność Van Schoonbeeka staje się dla rodziców wybawieniem, biorą po prostu wszystko, co im oferuje, bezgranicznie się w tym zatracając. Wyparli z pamięci, z jakiego statusu pochodzili. Zapomnieli również o swoich córeczkach, przez co Mabel musi wziąć odpowiedzialność za Isobel. A młodsza z sióstr to naprawdę cudowne dziecko, aż za spokojne jak na swój wiek chciałoby się rzec.

Koniec końców rodziców spotyka przysłowiowa kara, którą można porównać do pazerności postaci w Spirited Away: W krainie bogów, które zostały zamienione w świnie. Widz dostaje pierwszy raz cios w serducho, jednak to dopiero początek przedstawienia.

Zobacz również: Hellblazer. Wzlot i upadek – recenzja komiksu. Nie taki Diabeł straszny…

The House
The House, rozdział drugi/ Kadr z Netflix

II — Then lost is truth that can’t be won

W drugim rozdziale, który rozgrywa się kilka lat później, mamy do czynienia z przedsiębiorczym szczurem. Poświęcił on całe swoje życie ku rozwojowi biznesu. Jego codzienna rutyna polegała na dzwonieniu do ważnych instytucji i szukaniu potencjalnych inwestorów oraz kupców. Tak bardzo oddał się swojej pracy, że nie miał nawet czasu i energii, żeby rozmawiać ze swoimi bliskimi. Brzmi jak dosłowne przedstawienie wielkomiejskich korposzczurków, tylko naprawdę w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Problem zaczyna się wtedy, gdy główny bohater organizuje uroczyste spotkanie, na którym ma przedstawić potencjalnym kupującym całokształt domu. Gości niezbyt interesuje to, co do pokazania ma właściciel budynku. Właściwie to przyszli po to, by porobić sobie nowe selfiaczki na portale społecznościowe. Najbardziej zabolał mnie fakt, że nie chcieli przyjąć nawet fancy kanapeczek w ramach poczęstunku. A tak się kochany postarał o przyjazną atmosferę.

Na dodatek przeszkodę stanowi tutaj plaga pluskiew, która wkradła się we wszelkie zakamarki domostwa, jednocześnie uprzykrzając życie naszego szczurka do szpiku kości. Jakby tego było mało, dostajemy element satyry — zmęczony nieustanną walką z życiem bohater ogląda koncert z pluskwami, które przysłoniły cały sufit. Jest to po prostu komiczne przedstawienie człowieczego życia, bo ostatecznie będziesz musiał podjąć próbę zaprzyjaźnienia się ze swoim wrogiem.

Zobacz również: X-Men. Punkty zwrotne. Kompleks mesjasza – recenzja komiksu. Źle się dzieje w świecie X-Menów

The House
The House, rozdział trzeci/ Kadr z Netflix

III — Listen again and seek the sun

W ostatnim już rozdziale antologii mamy opowiastkę o tym, że na prawidłowo funkcjonujący dom składają się ludzie. Przepełnia ich nadzieja, zrozumienie oraz empatia, czego nie jesteś w stanie sobie zapewnić poprzez pieniądze. Jednak nie każdy z domowników posiada tak otwarte myślenie, co z kolei przekłada się na tworzenie kolejnych barier między bohaterami.

W domu otoczonym zewsząd przez bezkresną wodę będącą pokłosiem powodzi zamieszkuje trójka kotów. Właścicielka domu, Rosa jako żądna sukcesu kotka ciągle dążyła do naprawienia lokalu po odniesionych stratach. Z tego powodu karci ona swoich współlokatorów, którzy nie spełniali jej prośby odnośnie spłaty comiesięcznego czynszu tak, jak tego wymagała. Elias oraz Jen (współlokatorzy) dogadują się między sobą jak rodzeństwo, aż można poczuć zazdrość płynącą ze strony Rosy o ich relację. O rajusiu, według mnie są oni jednymi z najciekawiej wykreowanych postaci. Elias uzewnętrznia swoją artystyczną duszę i jest wędkarzem, natomiast Jen to totalnie odjechana, hippisowska zodiakara.

Jak się na końcu okazuje, wcale nie żyje im się pod dachem tego domu dobrze. Rosa wydaje się być niebywale zdziwiona tym faktem. Sama jednak na końcu odnajduje sens swojego istnienia i od razu wydaje się być szczęśliwsza po podjęciu odważnej decyzji.

Zobacz również: Jaskółki z Czarnobyla — recenzja książki. Chyba zostanę ornitologiem

The House może naprawdę godnie konkurować z innymi antologiami, chociażby Love, Death & Robots, czyli kilkuminutowymi opowiastkami, które łączy tytułowa tematyka. Co na pewno zasługuje na podziw, to mnogość tekstur postaci oraz przeraźliwie dobrze dobrana ścieżka dźwiękowa. Naprawdę rzadko można spotkać tak fantastycznie wyreżyserowaną oraz płynną animację poklatkową, która swoim kunsztem jest w stanie dorównać takim arcydziełom jak Coralina albo Gnijąca Panna Młoda. Modele postaci wykonano z filcu, co jest naprawdę czasochłonną metodą wytwarzania figurek. Ostateczny jednak efekt, ten każdy widoczny zwierzęcy włosek w kamerze, aż zachwyca swoim dopracowaniem. Naprawdę polecam oddać się w półtoragodzinną przygodę w świat antologii The House, bowiem naprawdę utkniecie w jej drzwiach na długo.

Plusy

  • Zróżnicowana ilość wątków
  • Genialny dubbing w polskiej wersji językowej
  • Dbałość o najmniejsze szczegóły i gra świateł nakarmi każdą duszyczkę

Ocena

10 / 10

Minusy

  • Niektóre sceny mogą obrzydzać bardziej wrażliwych widzów

Według innych redaktorów...

Krzysztof Wdowik
27 marca 2022

Oj nie zgodzę się z Zatorkiem – dycha to trochę za dużo. Niemniej, animacja ta jest iście wyjątkowa. Pierwsze dwie historie są niemalże perfekcyjne. Dawno żadna animacja nie wzbudziła we mnie tyle niepokoju, a może nawet i strachu. Szkoda więc, że wraz z finałową, trzecią historią, prawie uschnąłem z nudy.

8
Weronika Sweeleo Zator

Miłośniczka gier na konsole starszej generacji oraz komputerowych tytułów fantasy i RPGów. Po godzinach robiąca cosplaye postaci z popkultury, które wcale nie są tak mobilne jak przedstawiają je twórcy gier. Kofeina i poduszki z nadrukami anime waifu to moi wieczni sprzemierzeńcy („• ᴗ •„)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze