Psie Pazury – Recenzja filmu. Braci czasem się traci

Kowboj to pojęcie przemielone przez popkulturę na wiele różnych sposobów. Gdzieś w trakcie tejże interpretacji zapomina się o tej historycznej, w gruncie rzeczy poprawnej. Bo cóż interesującego może nam ofiarować zaganianie bydła? Jak się okazuje, więcej niż można by się spodziewać.

Bardzo łatwo odbić się od produkcji z natury spokojnych. Duża część widzów uważa je za nudne, mało pociągające, drętwe. Dobre tylko wtedy, gdy chcemy szybko zasnąć. I choć zgadza się, że taki typ kina nie jest dla każdego, tak warto dać mu szansę. Prominentnym przykładem mogą być tutaj Psie Pazury w reżyserii Jane Campion. Artystka zabiera nas na ranczo, gdzie próżno szukać pojedynków rewolwerowców, czy szalonych awanturników. Zamiast tego proponuje nam wsiąść na koń, zacisnąć wodze i wyruszyć z nią na małą przejażdżkę. Czy jednak sam film zdołał utrzymać się na tej klaczy?

Zobacz również: Moonfall – recenzja filmu. U Emmericha bez zmian

psie pazury
Fot. KIRSTY GRIFFIN/NETFLIX

Phil Burbank razem ze swoim bratem Georgem prowadzą ranczo w Montanie. Są swoimi przeciwieństwami. Choć wychowani razem, dzielący wspomnienia, stanowią dwie strony medalu. Pierwszy jest wulgarny, dokuczliwy, acz ma swoje zasady, których się trzyma i jest lojalny. Drugi zaś jest bardziej skromny, grzeczny i ułożony. Między nimi powoli narasta konflikt. Potęguje go moment, w którym George postanawia ożenić się z Rose, wdową po samobójcy. Phil, czując, że traci brata, postanawia uprzykrzyć życie kobiety i jej syna, Petera.

Zobacz również: Sing 2 – recenzja filmu. Miałam ciarki!

psie pazury
Fot. Materiały prasowe/Netflix

Jak już wcześniej wspomniałem, Psie Pazury to film, który idzie swoim, niepospiesznym tempem. Choć postać Phila Burbanka nadaje ton swoją emocjonalnością i wybuchowością, to wciąż tytuł ten jest bardzo spokojny. Widz powoli płynie, poznając dogłębnie bohaterów, patrząc na ich twarze i chłonąc ich emocje. To nie jest kino dla każdego. Bardzo łatwo można się odbić.

Gdy jednak da się temu filmowi szansę, odkrywa przed nami historię o bardzo delikatnych emocjach. Takich, które są skrywane w środku, bądź wychodzą strumieniami, wręcz zalewając widza. Od nas zależy, czy nas to zatopi, czy też popłyniemy z nurtem. Psie Pazury to produkcja, która chce widza stłamsić, wziąć go w garść. Nie bierze jeńców. W zamian za ten spokojny ton, który czasami może nużyć, wynagradza satysfakcjonującym finałem, piękną klamrą fabularną oraz emocjonującą puentą.

Zobacz również: Król internetu – recenzja filmu. Czym jest sława?

Fot. Materiały prasowe/Netflix

Bo Psie Pazury to film o miłości. I słowo to odmieniane jest tu przez mnóstwo przypadków. Dlatego pola do interpretacji jest bardzo dużo. Każdy znajdzie tu wrażliwą nutę dla siebie. Od bardzo delikatnych emocjonalnych tonów, po prawdziwe bomby, które powodują duchowe spustoszenie. Ta produkcja jest mimo swojego zewnętrznego spokoju, szczerą i mocną dawką wariacji.

Już pierwsze zdanie wypowiedziane w obrazie jest przykładem właśnie takiej czułej i jawnej relacji. W tym przypadku chodzi o miłość syna do matki. Peter deklaruje w niej, że dla bezpieczeństwa matki zrobi wszystko. Jest to jego obowiązek, po stracie ojca. I tego trzyma się przez cały czas, choć ma wrażliwą i artystyczną duszę. Natomiast Rose to kobieta, która potrzebuje ciepła. Po tragicznej śmierci męża zostaje sama z synem. Jest on jej oparciem, a i sama chce dla niego jak najlepiej.

Tym samym płynnie przejść można do sytuacji, która doprowadza do zaognienia konfliktu dwóch braci. George zakochuje się w Rose. Chce być dla niej oparciem. Jednocześnie szuka on ucieczki od widocznie niewygodnego dla niego życia ranczera. To człowiek poukładany, z głową na karku, acz wrażliwy. Znalezienie swojego miejsca jest dla niego lekiem. Bo gdy całe życie wychowuje się w środowisku, do którego się nie pasuje, można czuć samotność, brak poczucia własnej tożsamości. Rodzina daje Goerge’owi szansę na odkupienie ostatnich lat. Częściowe odcięcie się od trudnego brata.

Jeżeli już wspominamy o Philu, to nietrudno zgadnąć, że ma on najbardziej emocjonalny wątek. Choć przyznać trzeba, że i przyjemnie zaskakujący. To on czuje, iż traci brata. Stara się jak może, by go przy sobie zatrzymać. Jednak jego ożenek psuje te plany jeszcze bardziej. To człowiek zimny, który musi nauczyć się od nowa co to miłość i akceptacja nie tylko szczęścia bliskich mu osób, ale i siebie.

Zobacz również: Zaułek koszmarów – recenzja filmu. Renowacja zapomnianej uliczki

Fot. Materiały prasowe/Netflix

Benedict Cumberbatch nie bierze jeńców. Phil to postać bardzo zimna, budząca respekt, jednocześnie całkowicie zaangażowana i zdeterminowana, a aktor ten portretuje te cechy na ekranie bez żadnych błędów. Jego mimika, grymasy, tiki nerwowe. Brytyjczyk znów pokazuje, na co go stać i kreuje figurę wykonaną z litej stali. Jednak gdy ją przeciąć, w środku znajdziemy dużo zwiędłych kwiatów, a w środku jedną różę, która jeszcze walczy o przetrwanie. Jest wciąż pielęgnowana, by nigdy nie obumarła. Cumberbatch to mistrz w swoim fachu, jeden z najlepszych aktorów pokolenia. Choć nie ma go na ekranie cały czas, to pokazuje kto tak naprawdę stanowi o sile tej produkcji.

Na wielkie brawa zasługuje również Kirsten Dunst. Artystka ta miała twardy orzech do zgryzienia, bo przyszło jej zagrać bardzo trudną i emocjonalną rolę. Na owacje zasługuje tu w szczególności scena z pianinem, gdzie, mimo iż nic się nie dzieje, aktorka nadaje horrorowego suspensu. Czujemy jej frustrację, ból, strach. Rose to postać, której życie nie oszczędza. Trafia do środowiska, gdzie kompletnie nie pasuje, czuje się niechciana. I zmieszanie to czuć było na ekranie, ilekroć Dunst pojawiała się, dając upust swojemu talentowi. Jestem pełen podziwu, jak na przestrzeni lat aktorsko dojrzała.

Jesse Plemons, mimo pozorów, nie miał na tyle miejsca, by dać popis swych umiejętności. To, co jednak robi z wykorzystanym czasem, zasługuje na zauważenie. Jedną sceną opisał całą swoją postać, przez co widz nie potrzebuje niczego więcej. To po prostu bardzo dobry aktor, którego rola była katalizatorem wydarzeń. Kodi Smit-McPhee pokazuje, że jeszcze o nim usłyszymy i to mam nadzieję nie raz. Jego niewinność, każdy delikatny ruch, który kreuje postać wrażliwego, niepasującego do tego świata chłopaka mnie poruszyła. Choć od razu ostrzegam. Pozory te są później rekompensowane, a Smit-McPhee staje na wysokości zadania i pokazuje dużo talentu.

Zobacz również: The House – recenzja filmu. Przerażający posiłek dla zmysłów w klimatycznej antologii

power of the dog
Fot. KIRSTY GRIFFIN/NETFLIX

Prawdziwą ucztą dla oka są zdjęcia. Piękne wzgórza skąpane przez żółte słońce wyglądają obłędnie na ekranie, serwując widzowi zniewalające plenery. Gdy trzeba, widzimy bród, krew, ohydę. Są i momenty, gdzie jesteśmy świadkami zjednoczenia się z naturą, delikatności, spokoju. Kadry potrafią być dla widza jak katharsis, oczyszczając z emocji, pokazując czyste, niczym nieskalane piękno przyrody.

Muzyka nie każdemu może przypaść do gustu. Czasem trafia w bardzo niekonwencjonalne tony, gdzieniegdzie przypominając udźwiękowienie rodem z thrillera. Gdy jednak się wsłuchać i skupić jednocześnie na tym co dzieje się na ekranie, zabieg ten staje się jasny. Ścieżka muzyczna w Psich Pazurach to kolejny sposób na ukazanie emocji postaci. Gdy Phila przepełnia furia, słyszymy bardziej psychodeliczne nuty. Natomiast przyjemnie dla bębenków robi się wtedy, gdy postacie również są weselsze. Dzięki temu cały film spojony jest w nietuzinkowy, acz harmonijny sposób.

Zobacz również: C’mon C’mon – Recenzja filmu. Świat oczami dziecka.

Finalnie, Psie Pazury to film kapitalny. Wszystko w nim zazębia się w jedną, solidną całość. Nie jest to może produkcja dla każdego, jednak nagradza swoją bogatą treścią i nietuzinkowymi rozwiązaniami. Niewątpliwie murowany kandydat na Oscara.

Plusy

  • Piękne emocjonalne kino
  • Wspaniałe zdjęcia i muzyka
  • Aktorskie bomby

Ocena

9 / 10

Minusy

  • Niektórych może nużyć

Według innych redaktorów...

Krzysztof Wdowik
27 marca 2022

Mój drugi ulubiony przykład po C’mon C’mon na to, jak z Hirszem bardzo się różnimy emocjonalnie 😛 Choć Psie Pazury aktorstwem (poza Kodim…) i zdjęciami stoi, tak fabularnie jest to absolutna wydmuszka. Do tego jeszcze przeciągnięta do granic możliwości. Ach, Brokeback Mountain – to był jednak film…

5
Adrian Hirsch

Miłośnik sztuki i popkultury w jednym. Najpierw ponarzeka na obecny stan Gwiezdnych Wojen, by następnie pokontemplować nad pisaną przez siebie postacią. Pozytywnie nastawiony do świata, choć nie brak mu skłonności do ironizowania rzeczywistości.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

3 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Krzysztof Wdowik

Płakałeś na koniec???????????

Krzysztof Wdowik

Aha, aha, bo przy Kmon Kmon płakałeś, to myślałem że tu też