Zaginione Miasto – recenzja filmu. Kino przygodowe nadal w formie

No, no, no – kino przygodowe przeżywa ostatnimi czasy istny renesans.

I pewnie, nie są to produkcje, które za kilka pokoleń będą stawiane obok Indiany Jonesa, Miłość, Szmaragd i Krokodyl czy Goonies, bo, umówmy się – o to byłoby cholernie ciężko. Niemniej, takie filmy jak nowe Jumanji, Wyprawa do Dżungli czy Uncharted są naprawdę dobrymi przedstawicielami swojego gatunku. I choć do wszystkich tych filmów można było mieć spore obawy, w końcu mowa kolejno o reboocie klasyka, filmie na podstawie atrakcji Disneylandu i ekranizacji gry. Zaginione Miasto również budziło me obawy, a to ze względu na swoją jakże bogatą w nazwiska obsadę.

Zobacz również: Piosenki o miłości – recenzja filmu. Nutka uczuć

Bo, wiecie – w parze z wielkimi nazwiskami często idzie scenariusz pisany po łebkach. Po co się starać, skoro film sprzeda Bullock, Tatum, Pitt czy Harry Potter? A tu proszę – zaskoczenie. Zaginione Miasto już od pierwszych scen bardzo mocno stara się widza zaangażować, przykuć jego uwagę i wciągnąć w świat przedstawiony właśnie za pomocą często błyskotliwego scenariusza.

Błyskotliwego, jak na swego rodzaju powtórkę z rozrywki. Ciężko w końcu wymyślić coś nowego w gatunku liczącym kilka dekad. Są tu więc dobrze znane klisze, nieznacznie zmodyfikowane na potrzeby przedstawianej historii. Co jednak cieszy znacznie bardziej to fakt, że te schematy giną gdzieś w natłoku rewelacyjnych żartów i dobrego rozpisania postaci. Ostatnie o co bym przed seansem podejrzewał Zaginione Miasto to pochylenie się nad bohaterami i nadania im jakiejś głębi. Kto mnie czyta ten doskonale wie, iż rozpisanie backgroundu postaci w filmach to jest mój fetysz, a tutaj zdecydowanie zapachniało ambicją ze strony scenarzystów.

Zobacz również: Batman – recenzja filmu. Gacek, którego potrzebowałem

Humor stoi na zaskakująco wysokim poziomie i nawet te słabsze dowcipy są w stanie wywołać chociaż mały uśmieszek na twarzy. Duża w tym zasługa obsady. Bullock utwierdza mnie w przekonaniu, że niezmiennie najlepiej sprawdza się w rolach komediowych, a Tatum jest naprawdę dobrym aktorem, o czym pisałem już przy okazji filmu Pies. I ma niezłe ciało… Także obsada drugoplanowa, czyli Pitt, Potter, Oscar z The Office (ale nie polskiego) oraz Joy Randolph dodają wiele dobrego warstwie komediowej. Dodajmy do tego świetne tempo i voila – oto Zaginione Miasto w pigułce.

Polecam? No jasne, że polecam, szczególnie, że w ostatnich tygodniach w kinach raczej posucha i nie ma za bardzo na co się wybrać, a jeśli mowa o dobrej rozrywce obfitującej w komedię i przygodę to już w ogóle. Pozytywne zaskoczenie, do którego niejednokrotnie będę wracał z przyjemnością.

Plusy

  • Świetna obsada, zarówno pierwszo jak i drugoplanowa
  • Scenariusz obfitujący w dobry humor, ale też i ciekawą psychologię postaci
  • Rewelacyjne tempo filmu

Ocena

8.5 / 10

Minusy

  • Mimo wszystko - chodzi często utartymi ścieżkami
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze