Doktor Strange (i Wanda) w mutiwersum nieszczęścia

Doktor Strange powrócił na ekrany kin. Kto by się spodziewał, że jego najnowszy film nie będzie koncertem występów gościnnych, a spróbuje opowiedzieć historię tytułowego protagonisty oraz jego koleżanki z szeregów Avengers. Zamiast miliarda mniej lub bardziej wyszukanych cameo dostajemy zaskakującą analizę szczęścia w życiu bohaterów. Sprawiło to, że wśród fanów Marvela nastąpił podział, a w internecie możemy znaleźć najbardziej skrajne opinie na temat nowego projektu Raimiego.

A propos historii Strange’a, nie jest ona opowiedziana idealnie. Multiverse of Madness ma trochę wad. Wydaje mi się, że niektóre kwestie zbytnio upraszcza, scenariusz jest momentami niedopracowany. Natomiast całość wygląda jak dramatyczna próba wyrwania się Sama Raimiego z formuły Marvela, aby umieścić w filmie najwięcej autorskich elementów. I moim zdaniem nie wyszło to najgorzej. Nowy Doktor Strange wyróżnia się na tle innych filmów MCU horrorowym stylem, a prywatnie bardzo doceniam każdy taki mały powiew świeżości w czasach blockbusterów, które zazwyczaj bezpiecznie trzymają się formuły, aby spodobać się jak największej części publiki. Przy tym twórcy nie zapomnieli o głównych postaciach, do których charakterologii dokładają kolejną cegiełkę.

Doktor Strange
Benedict Cumberbatch jako Doktor Strange.

Filmowy Doktor Strange jest nam znany od dawna – konkretniej od 2016 roku. Pierwsza część została przyjęta raczej dobrze, jednak pojawiały się też negatywne opinie. Zarzucano jej schematyczność oraz wtórność – szczególnie w zestawieniu z pierwszym Iron Manem. Trudno się z tym nie zgodzić (mimo że ten film wspominam ciepło), ponieważ protagonista oraz jego historia są w tych filmach bardzo podobne. Jednak tak było tylko w 2016 roku.

Zobacz również: Doktor Strange w Multiwersum Obłędu – recenzja filmu

Wydaje mi się, że wraz z powstawaniem nowych filmów oraz rozwijaniem świata MCU, ci bohaterowie znacznie się od siebie oddalili. Stephen został jednym z najpotężniejszych magów świata, stając się przy tym osobą gotową podjąć każde ryzyko, aby zrealizować swój plan. Ponadto dalej jest egocentrykiem, który zawsze musi postawić na swoim. Z kolei Tony bardziej spokorniał. Wydarzenia z Civil War, poznanie Parkera, pstryknięcie Thanosa znacznie zmieniły charakter tego bohatera, co było widać w Endgame, gdy pogodził się z Kapitanem czy w końcu poświęcił dla całego wszechświata. Przed tym zaznał jeszcze szczęścia u boku Pepper Potts, która urodziła mu córkę. No właśnie, zaznał szczęścia.

Doktor Strange
W najnowszym filmie Strange spotyka wiele wariantów swojej osoby. O niektórych wolałby chyba nie wiedzieć.

Czy jesteś szczęśliwy? Jest to jedne z pierwszych pytań, na które musi odpowiedzieć Strange w Multiverse of Madness. Zapewnia, że jak najbardziej, ale prawdopodobnie każdy widz w tamtym momencie wiedział, że jest wręcz przeciwnie. Stephen nie dostrzega w swoim życiu szczęścia – nie jest ono dla niego wystarczające. Przez to główny bohater najnowszej produkcji Marvela staje się popularnym typem postaci pojawiającym się w popkulturze – bogaty człowiek, który posiada w swoim życiu niemalże wszystko, ale czegoś mu brakuje. Ma pieniądze i sławę, którą zyskał już jako doskonały lekarz, oraz ocalił wszechświat i jest jednym z najsilniejszych superbohaterów. Mimo to odczuwa wewnętrzną pustkę, która w jego przypadku wiąże się z miłosnym rozczarowaniem. I myślę, że śmiało możemy tutaj założyć, że dla Strange’a najważniejsza w życiu jest miłość. Brzmi bardzo trywialnie i górnolotnie? W końcu za kamerą stoi Sam Raimi, który już w trylogii Spider-Mana pokazał, co jego zdaniem jest dla superbohaterów najważniejsze.

Zobacz również: Spider-Man – dlaczego filmowe interpretacje są tak dobre?

Jakby tego wszystkiego było mało, Doktor Strange niesie ze sobą spory bagaż doświadczeń, który ciągle daje o sobie znać. Mowa oczywiście o przekazaniu Thanosowi kamienia nieskończoności, aby doprowadzić do realizacji planu, który dawał bohaterom zwycięstwo. Jednak nie tylko, bo przecież przeżył jeszcze bardzo poważny wypadek samochodowy, widział zabójstwo Starożytnej, wysłał na śmierć wspomnianego Starka czy naruszył całą czasoprzestrzeń przez pomoc Parkerowi. I na domiar złego jeszcze ta jedna kobieta, do której coś czuł, postanowiła wyjść za innego. Ponoć miał go jeszcze poznać, ale chyba na jego szczęście do tego nie doszło.

Doktor Strange
Stephen Strange i Christine Palmer w pierwszym filmie.

I dokładnie takiego Stephena Strange’a widzimy na początku Multiverse of Madness. Zapewniającego każdego o swoim szczęściu, w rzeczywistości po prostu próbującego oszukać samego siebie. W całym filmie spotyka on swoje alternatywne wersje oraz ich środowiska. Ponadto mierzy się z opętaną Wandą, która jeszcze powróci w tym artykule. Wszystko, przez co przechodzi, sprawia, że na koniec wyciąga razem z Wongiem nowe wnioski na temat szczęścia. Uznają, że właściwie to nie jest tak źle i warto się z tego cieszyć.

W końcu mogło być znacznie gorzej. Strange mógł zgładzić cały wszechświat i doprowadzić do śmierci miliardów istnień. Albo oszaleć na punkcie Christine do tego stopnia, że biegałby z Darkholdem po innych uniwersach, aby ją odnaleźć i przy okazji zamordować kilka swoich alternatywnych wersji. No i jest jeszcze Wanda Maximoff (tutaj bardziej Szkarłatna Wiedźma), która poszukuje swoich dzieci. Jej historia również jest istotna w kontekście szczęścia

Zobacz również: Ranking seriali MCU

Postać Elizabeth Olsen poznaliśmy w 2015 roku przy okazji premiery Avengers: Age of Ultron. Zatem jej staż w MCU jest podobnej długości, co ten Doktora Strange’a. Jednak bagaż jej przeżyć – głównie nieszczęść – jest nieporównywalnie większy. Straciła rodziców, brata, ukochanego, jej wymarzony świat został ujawniony i musiała zdjąć z niego zaklęcie. W dodatku pochłonięta żądzą zemsty na Tonym Starku dobrowolnie oddała się eksperymentom Hydry. Nic dziwnego, że te wszystkie wydarzenia odcisnęły na niej piętno. A w połączeniu z Darkholdem dało to bezwzględną morderczynię rodem ze slasherów.

Wanda Maximoff
Wanda Maximoff i Doktor Strange podczas pierwszej rozmowy w Multiverse of Madness.

I w tym miejscu można zarzucić najnowszej produkcji Marvela, że zbyt mocno upraszcza przemianę Wandy. W mgnieniu oka staje się ona bezlitosną czarownicą, która morduje innych bohaterów w naprawdę makabryczny sposób. I mogę się z tym zgodzić – gdy mamy postać, która jest z nami tak długo, twórcy mogliby pokusić się o bardziej rozbudowany i kompleksowy model przemiany. Myślę, że Wanda idealnie by do takiej koncepcji pasowała. Jednak nie dostaliśmy tego, a ja i tak świetnie się bawiłem podczas seansu. Wydaje mi się, że znajomość WandaVision wystarczy do zrozumienia w pełni motywacji Szkarłatnej Wiedźmy. Dodatkowo twórcy zadbali o wytłumaczenie fabularne, którym jest zła księga wpływająca na świadomość czytelnika. Nie jest to bardzo wymyślne, ale pasuje do stylu, który narzuca nam Raimi. Chętnie więc zobaczyłbym jakieś studium psychologiczne tej postaci, natomiast nie było ono konieczne.

Zobacz również: Najlepsze komiksowe ekranizacje według Popkulturowców

Jednak wracając do samego szczęścia, postać siostry Maximoff ukazuje nam bardzo skrajne, wręcz chorobliwe dążenie do spełnienia swojego pragnienia. Wynika ono głównie z traum, jednak nie tylko, ponieważ moim zdaniem również z braku możliwości ich przepracowania. Tutaj mogę przywołać dość słabe w moim odczuciu zakończenie WandaVision. Zostało ono w pewnym stopniu naprawione przez najnowszą część Doktora Strange’a. W serialu widzimy, że Wanda nie tylko nie ponosi odpowiedzialności za swoje czyny, ale też nie otrzymuje żadnej pomocy. A komuś z takimi doświadczeniami zdecydowanie przydałaby się rozmowa lub specjalistyczna terapia. W filmie natomiast oglądamy bohaterkę, która na dobre zatraciła się w swoim nieszczęściu, a jej jedynym lekarstwem na dręczące myśli był Darkhold.

W WandaVision mogliśmy zobaczyć wiele trudnych doświadczeń Wandy.

Właśnie z tego braku pracy nad swoimi problemami oraz świadomości ogromu mocy, jakie posiada, Wanda postanowiła przejąć zdolności Ameriki Chavez. Możliwość teleportowania się do innych wszechświatów zapewniłaby jej pewnego rodzaju omnipotencję, dzięki której mogłaby osiągnąć swoją pełnię szczęścia. Bo dla Szkarłatnej Wiedźmy w Multiverse of Madness jedynym akceptowalnym scenariuszem życia jest taki, w którym nie zazna ona żadnych nieszczęść.

I mówi o tym wprost Wongowi, kiedy stwierdza, że gdy jej dzieci będą chore, skorzysta z mocy Ameriki, aby znaleźć w multiwersum odpowiednie lekarstwo. Prawdopodobnie wynika to z tego, że nie ma już sił, aby przeżywać kolejne pożegnanie (które dręczą ją nawet w snach), ponieważ ktoś przedwcześnie zachoruje lub zginie w innym losowym zdarzeniu. Taka moc sprawi, że będzie mogła ona kontrolować absolutnie wszystko i dzięki temu stworzy idyllę, nad którą będzie miała całkowitą kontrolę, aby zapewnić sobie wieczne szczęście. Za takie życie Wanda jest w stanie sięgnąć po najgorsze środki, które przybliżą ją do upragnionego celu.

Zobacz również: Co jest nie tak z filmem Doktor Strange w Multiwersum Obłędu?

Oczywiście, taki obraz życia jest bez wątpienia wypaczony, jednak Maximoff tego nie dostrzega. Ona po prostu chce mieć swój szczęśliwy świat, którego nic nie zakłóci, a sama już nigdy nie będzie musiała się mierzyć z doświadczeniem straty bliskiej osoby. Finalnie jednak widzi, że próbując to osiągnąć, stała się zagrożeniem dla tych, z którymi tak bardzo pragnęła być. I oni ją przez to odrzucają, boją się jej. Dlatego jedyne, czym może się pocieszyć, to fakt, że dzieci będą szczęśliwe z jej inną wersją. Paradoksalnie można powiedzieć, że po tym wszystkim sama Wanda zauważa, jak niewiele potrzebuje do szczęścia. Jednak jest również świadoma, że nie ma dla niej odkupienia – stąd jej poświęcenie w finale filmu.

Wanda jest w stanie zrobić wszystko, aby zaznać w końcu szczęścia.

Biorąc to wszystko pod uwagę chyba faktycznie można się zgodzić ze wspomnianymi wcześniej wnioskami Strange’a i Wonga. I sam Stephen (bo w końcu od niego zacząłem) również pogodził się z rzeczywistością i finalnie dostrzegł, że nie jest idealnie, ale też nie jest najgorzej. Jest wystarczająco dobrze i powinien docenić właśnie taki stan. Tym bardziej, że widział, jak może skończyć się przesadne dążenie do szczęścia. A dla Wandy nie było już ratunku – przynajmniej nie w tym momencie. Być może chwilę przed śmiercią doszła do podobnych wniosków, jednak wydarzyło się już zbyt wiele. Tego prawdopodobnie już się nie dowiemy.

Cały ten wywód można chyba podsumować jednym zdaniem. Cieszmy się i doceniajmy to, co mamy. Brzmi banalnie jak na prawie 1500 słów tekstu, ale w końcu to film Raimiego. Trylogię o Spider-Manie od tego reżysera również doceniam za skupienie się na prostych i często umykających nam wartościach. Tutaj dorzucił sporo z Martwego Zła, ale o najważniejszych i najprostszych jego zdaniem rzeczach także nie zapomniał.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze