Czy androidy (nadal) śnią o elektrycznych owcach? Blade Runner czterdzieści lat później

Część aktorów i pracowników wspomina, że Ridley Scott wydawał się chłodny i nieczuły na planie filmowym, co tworzyło wiele napięć między nim, a resztą zespołu. Podczas wywiadu do jednej z gazet wypowiedział się, że woli pracować z brytyjskimi aktorami, którzy w przeciwieństwie do swoich amerykańskich kolegów nie narzekają tak dużo i gdy o coś ich prosi, odpowiadają “Yes, gov’nor” (“Tak, szefie”) i robią dokładnie to o co się ich prosi. Wzburzyło to ekipę filmową do tego stopnia, że wkrótce potem pojawiła się w pracy ubrana w t – shirty z napisem “Yes, gov’nor my ass!” (Tak, szefie moja dupo!). W odpowiedzi Ridley Scott przyszedł we własnej koszulce  podpisanej “Xenophobia sucks” (“Ksenofobia jest do bani”). Sam Harrison Ford żalił się, że reżyser nie mówił mu, czego właściwie od niego oczekuje na planie filmowym i przyznał, że na ostatnim etapie kręcenia zdjęć miał ochotę zamordować Scotta. Jakby tego było mało, pod koniec produkcji budżet został wyczerpany, a wyznaczone na zdjęcia terminy przekroczone. Przedstawiciele studia zaczęli więc przychodzić na plan i grozić zamknięciem całego przedsięwzięcia. 

Zobacz również: Pyrkon 2022 oczami Popkulturowców

Blade Runner
Blade Runner, 1982

Wina w pewnym stopniu leżała po stronie reżysera. Z Ridleya Scotta wylazł w tym czasie prawdziwy perfekcjonista. Potrafił kręcić jedną scenę po 15 – 20 razy przez co wszystko jeszcze bardziej przeciągało się w czasie. Ku rozdrażnieniu producentów przywiązywał też obsesyjną wagę do szczegółów. Wychodził z założenia, że plan filmowy powinien wyglądać jak rzeczywisty świat, nie kawałek sztucznie zaaranżowanej przestrzeni pod kamerę. Dlatego też wypełnił tą przestrzeń produktami wyposażonymi w plakietki z nazwami producentów, fikcyjnymi gazetami z kolorowymi okładkami zachęcającymi do czytania artykułów czy brudnymi i zakurzonymi pojazdami. Kamery mogły nie ująć każdego z tych elementów, ale wpływały one na aktorów i sposób ich gry. Rzecz jasna pochłaniało to pieniądze i czas. Jedynie opór Ridleya Scotta sprawił, że na Blade Runnerze nie postawiono krzyżyka.


Wyboista droga Ridleya Scotta


Blade Runner powstawał w wielkich bólach, ale udało się przebrnąć przez pierwszy etap produkcji. Zdjęcia do filmu zakończono 9 lipca 1981 roku. Pozostał drugi etap pracy, czyli efekty specjalne i montaż. Tworzeniem efektów specjalnych zajęła się firma EEG, którą kierował Douglas Trumbull. Był już znany ze swojej pracy nad efektami do 2001: Odysei kosmicznej (Kubrick), Bliskich spotkań trzeciego stopnia (Spielberg), Mgławicy Andromedy i Star Treka (Wise). Wszystkie te filmy odniosły sukces i były chwalone za efekty specjalne, zatem nie dało się powiedzieć, że Trumbull nie znał się na swojej robocie. Nie zniechęcił się nawet tym, że budżet na efekty specjalne został zmniejszony z pięciu do dwóch milionów dolarów. Postanowili ze Scottem, że po prostu zrezygnują z części sekwencji z efektami specjalnymi. To co pozostawiono i tak robiło ogromne wrażenie.

Tak, tyle że mniej entuzjastyczni byli producenci, kiedy dowiedzieli się o fatalnej reakcji publiczności podczas pokazów próbnych w Dallas i Denver. Ktoś w ankiecie napisał “Co to, do cholery, ma być za zakończenie?”, co wzbudziło wśród nich obawę, że film okaże się katastrofą. Zażądali od reżysera   hollywoodzkiego happy endu oraz głosu narratora, który pomógłby odbiorcy lepiej zrozumieć fabułę. Scenariusz zakładał szczęśliwe zakończenie, w którym bohaterowie odlatują ku zachodowi słońca, ale zabrakło czasu, żeby je nakręcić, a poza tym reżyser uznał, że nie pasowałoby do całości. Producent jednak stawiał warunki i nie było innego wyjścia. Scott znalazł się w kropce, bo skąd miałby wziąć to szczęśliwe zakończenie do filmu? praca na planie już się skończyła. Na szczęście Stanley Kubrick zgodził się wyświadczyć mu przysługę i podesłał niewykorzystane w Lśnieniu sekwencje lotu nad górami. Po drobnych przeróbkach szczęśliwe zakończenie było gotowe. Lot nad górami przekształcił się w lot Deckera i Rachel ku zachodowi słońca. Tymczasem Harrison Ford, któremu producenci dodatkowo wyznaczyli rolę narratora, uznał to za głupotę. Podobno celowo wykonał to zadanie na odwal się z nadzieją, że pomysł zostanie porzucony. Nie został. 

Zobacz również: Kawerna: Jaskinia kontra Jaskinia – recenzja gry planszowej. Kiedy na Ziemi żyły dinozaury…

Blade Runner Deckard
Blade Runner, 1982

Ciekawym wątkiem, o którym warto też wspomnieć są starcia producentów z samym Philipem K. Dickiem. Chociaż scenariusz Blade Runnera nadal trzymał się głównej koncepcji Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? to po wielu przeróbkach szczegółami zaczął mocno odbiegać od książki. Producenci liczyli, że Dick zechce napisać nową powieść na podstawie scenariusza filmu. Chcieli też zgody na zablokowanie dalszej publikacji oryginalnej książki. Przekazanie praw do ekranizacji z pewnością przyczyniło się do ustabilizowania sytuacji finansowej Dicka, ale pisarz nie zamierzał godzić się na zablokowanie swojej powieści ani tym bardziej pisać nowej wersji w oparciu o scenariusz. Uważał, że film i tak nie będzie w stanie oddać tego, co chciał przekazać w Czy androidy śnią o elektrycznych owcach? Być może stało się to powodem dla którego reżyser zaprosił Dicka na dwudziestominutowy pokaz. Pisarz był zdumiony tym, co zobaczył na ekranie. Nie mógł uwierzyć, że komuś udało się w tak trafny sposób odtworzyć w filmie nastrój oraz obrazy, jakie towarzyszyły mu podczas pisania książki. To zmieniło jego nastawienie do Blade Runnera, jednak nie doczekał premiery filmu. Zmarł 2 marca 1982 roku. 

Zobacz również: Elvis – recenzja filmu. Audiowizualna uczta, którą koniecznie trzeba zobaczyć w kinie

Blade Runner pojawił się w kinach 25 czerwca 1982 roku. Mogłoby się wydawać, że ciężka praca Ridleya Scotta i ekipy filmowej została wynagrodzona. Krytycy będą pisać z uznaniem o filmie, a widzowie wpadną w zachwyt. Rzeczywistość jednak była daleka od szczęśliwych zakończeń z hollywoodzkich filmów. Nowe dzieło Ridleya Scotta przyjęto dość chłodno. W efekcie Blade Runner zarobił na siebie 28 milionów dolarów, co oznaczało finansową klapę. Do porażki mogły przyczynić się w pewnym stopniu bardziej atrakcyjne dla widowni filmy. W tym samym roku swoją premierę miał E.T. i Star Trek. Przy takiej konkurencji Blade Runner wydawał się zbyt nudnym i przekombinowanym filmem. Jako takim pocieszeniem mogła być późniejsza nominacja do dwóch Oscarów, ale na samych nominacjach się skończyło.

Strony: 1 2 3 4

Olga Sawicka

Uwielbiam książki z każdej półki, dlatego chętnie o nich piszę. W wolnym czasie obejrzę dobry film albo zagram w grę na peceta. Cenię sobie literaturę, filmy czy gry nie tylko z topowych dziesiątek, ale również te bardziej niszowe, mało znane. Ponadto interesuje się różnymi zjawiskami zachodzącymi w fandomach i kulturze popularnej. Jestem fanką tekstowych roleplayów, w których dawniej aktywnie uczestniczyłam.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze