DIOX HIFI – Wyższa Wrażliwość – recenzja przedpremierowa

Siedem lat. Tyle minęło od ostatniej płyty DIOXA HIFI. Dla słuchaczy nowego rapu może ta ksywka nic nie mówić, ale trzeba przyznać, że  Dioxide był i jest jednym z najlepszych raperów swojego pokolenia. Po długim czasie wrócił w starym, dobrym stylu.

Diox

Diox, Czarny Hi-Fi, DJ Klebs to trio, które w swoich latach rządziło polską sceną rapową. Trzeba przyznać, że każdy znał popularną HiFi Bandę, a współpraca z PROSTO tylko pomogła im zwiększyć popularność. Niestety wszystko, co dobre się kończy i choć z bandy już nic nie zostało, to trzeba przyznać, że Diox nie dał o sobie zapomnieć.

W ciągu tych 7 lat miały miejsce niepokojące obrazki dla fanów rapera. Dwa ogłoszone projekty wydawnicze w tym Ultrafiolet, który miał być romansem artysty z nowymi brzmieniami. Projekt obiecujący, bo między innymi na płycie mieli się pojawić Malik Montana czy Sentino. Problem w tym, że się nic nie ukazało, a Diox tłumaczył zaistniały fakt tym, że po raz pierwszy sam sobie jest wydawcą i po prostu nie miał w tej materii żadnego doświadczenia.  Na szczęście niczego nie straciliśmy, można znaleźć teledysk promujący płytę i powiem szczerze, że takiego Dioxa w tamtym czasie chętnie bym posłuchał.

Zobacz również: Gabriels – Angels – Queens, Part I – recenzja płyty

Wróćmy do teraźniejszości. 21 października ma miejsce premiera najnowszej płyty Dioxa Wyższa Wrażliwość. Z nowych brzmień nie zostało już nic, a wręcz przeciwnie, bo stylistycznie wracamy do początków nowego tysiąclecia. Od pierwszych minut słychać, że raper sobie sporo przemyślał. Raper bez pardonu stawia pod gilotynę dzisiejsze realia, lecz to nie wszystko. Widać spory rozwój personalny artysty. Otwarte mówienie o depresji, toksycznej miłości wprawia słuchacza w zadumę, a i przez płytę przebija się motyw wdzięczności. Mało kto aktualnie mówi wprost o tym, że jest po prostu wdzięczny za to, że żyje i może robić to, co kocha. Ostatnio takie wrażenie we mnie wprowadził O.S.T.R w Życiu po śmierci, a podkreślę, że to jeden z moich ukochanych albumów.

Zobacz również: Paula Roma – Cholerne pragnienie – recenzja płyty

Jeśli miałbym wymienić moje ulubione tracki z Wyższej Wrażliwości, to skupiłbym się w szczególności na Która Godzina oraz Życie to Sztuka. Oba są od siebie mega różne, ale kurde jak się tego dobrze słucha. Choć początek Która Godzina nie wprawia na pewno w osłupienie to prawdziwa magia dzieje się w drugiej zwrotce. Diox nie bierze jeńców i wprost ocenia aktualny rap jako gówno. Od samych początków promowania płyty mówił, że aktualnie jest za mało hip-hopu w hip-hopie i kontynuuje tą myśl w piosenkach. Za to Życie to Sztuka stawia akcenty muzyczne zupełnie inaczej. Spore przyspieszenie i tu wjeżdza Diox na pełnej pewności siebie. Określiłbym tę piosenkę jako albumowy banger. Nie zdziwię się jeśli wskoczy do playlist osób nieznajomionych z twórczością rapera.

Zobacz również: Izzy and The Black Trees – Revolution Comes in Waves – recenzja płyty

Niestety najnowszy album Dioxa nie obył się bez wpadek. Kiedy koncept i sens piosenek się broni, to niestety mam wrażenie, że technicznie rymy nie zawsze są odpowiednio doważone do rytmu. Miałem wrażenie niejednokrotnie, że po prostu ja jako słuchacz wypadałem z melodii przez jakieś słówko i ciężko było niejednokrotnie wrócić. Tak jak na płycie uświadczymy świetne kawałki jak, te, które wymieniłem wcześniej, to niestety większość jest solidna, a na szczęście mniejszość stanowią kawałki słabe. Ciężko mi powiedzieć, co w kawałku Talizman Toast nie pasuje, ale to po prostu nie siadło. Choć rozumiem, że taki Toast porusza tematykę śmierci i jak ona dotyka ludzi dookoła, lecz mam wrażenie, że raper nie wyciągnął z tego tyle, co mógł. Dodatkowo kompletnie nie siedzi tu beat i to pokazuje po części, że ta płyta oprócz sentymentalnego powrotu do starszych brzmień nie zaoferuje niczego więcej..

Zobacz również: Przeznaczenie: Saga Winx – recenzja 2 sezonu. Szału nie ma, ale jest progres

Diox

Na szczęście z piosenek, których nie polecam, są tylko te dwa. Jednakże trzeba pozytywnie wyszczególnić jeszcze jedną. Temat depresji w Polsce jest co raz popularniejszy i częściej można spotkać programy, czy celebrytów, którzy otwarcie o tym mówią. Nie inaczej jest z Dioxem. Piosenka Sala samobójców otwiera oczy na to pojęcie. Piękne przedstawienie drogi do depresji: od braku wiary w istnienie tej choroby do samotnego cierpienia. Diox wchodzi w tej piosence na wyżyny samoświadomości, otwartości i robi to ku przestrodze innym. Nawet jeśli nie jest się fanem tego artysty, to akurat ten track powinien przesłuchać każdy.

Zobacz również: Bilet do raju – recenzja filmu

Przed podsumowaniem płyty chciałbym podziękować samemu Dioxowi za udostępnienie mi tej płyty w odsłuchu przedpremierowym. Przyznam się, że wypadłem z muzycznej historii Dioxa w około 2010 roku, ale miło było wrócić. Odsłuch zawierał również wszystkie pięć piosenek z wersji DeLuxe płyty i powiem szczerze, że dla 4 z nich serio warto po tą edycję sięgnąć.

Przechodząc do podsumowania. Mamy tu do czynienia z co najmniej solidnym powrotem na scenę. Pomimo muzycznej podróży do początków lat 2000-2010 mamy tu zapewnione teksty, które wpasują się w każde realia. Dla mnie był to fajny powrót, lecz na drodze zdarzały się dziury.

Plusy

  • Sentymentalny powrót do tej stylistyki jest fajny, ale...
  • Otwartość na tematy depresji

Ocena

6.5 / 10

Minusy

  • ... doprowadza do tego, że nic nowego tu nie usłyszymy
  • Momentami dobór słów wyrzuca z rytmu
Krystian Błazikowski

Cichy wielbiciel popkultury. Pisanie zawsze było cichym marzeniem, które mogę zacząć spełniać. Na co dzień wielki fan Marvela, fantasy oraz horroru. Całość miłości do filmu domyka kino azjatyckie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze