Piąty Kier – recenzja książki. Realność czy fikcja? Oto jest pytanie…

Piąty Kier to jedna z trzech marcowych premier Vespera – pierwszych po kilkumiesięcznej przerwie. Sprawdźmy więc, czy stanowi ona godny powrót wydawnictwa na rynek.

Opis nowej powieści Dana Simmonsa zatytułowanej Piąty Kier brzmi jak totalna jazda bez trzymanki. Powątpiewający w swoją realność Sherlock Holmes po sfingowaniu swojej śmierci zgarnia Henry’ego Jamesa – przechodzącego kryzys pisarza oraz młodszego brata słynnego psychologa – po czym wlecze go ze sobą do Ameryki, by rozwiązać zagadkę samobójstwa znajomej Jamesa i przy okazji uratować prezydenta USA. Kompletny chaos, prawda? Ale w tym szaleństwie jest metoda. Z tego wszystkiego udało się bowiem Simmonsowi skleić całkiem kompleksową historię na ponad sześćset stron.

Zobacz również: Wszystkie Nasze Granice – recenzja książki. Romans i morderstwo

Oficjalne streszczenie fabuły jest odrobinę dłuższe, acz sprowadza się mniej więcej do tego samego, o czym wspomniałam wyżej. Kilka tygodni przed Wystawą Światową w Chicago w 1893 roku spotykają się przeżywający kryzys twórczy Henry James oraz Sherlock Holmes, który sfingował swą śmierć w wodospadzie Reichenbach, gdy doszedł do wniosku, że nie jest rzeczywistą postacią. Ta nietypowa para usiłuje rozwikłać zagadkę śmierci Clover Adams – żony historyka Henry’ego Adamsa, potomka aż dwóch prezydentów USA, a zarazem przyjaciela Jamesa. Fakt, że Holmes jest przekonany o swojej fikcyjności, poważnie komplikuje śledztwo, któremu w dodatku towarzyszy złowrogie nazwisko Moriarty. Banalna z pozoru sprawa samobójstwa prowadzi bohaterów na trop międzynarodowego spisku.

Mimo iż śmierć Clover zdaje się w streszczeniu wysuwać na pierwszy plan, w rzeczywistości jest tylko tłem oraz inicjacją dla prawdziwego wątku głównego – prób powstrzymania znanego najemnika przed zabiciem amerykańskiego prezydenta i Sherlocka Holmesa. Mimo tego jednak to właśnie pierwsze z wymienionych interesowało mnie bardziej – brzmiało znacznie bardziej przyziemnie niż walka z międzykontynentalnym terroryzmem, dzięki czemu łatwiej mi było się wczuć. Szkoda więc, że później niemal całkiem ustąpiło miejsca wątkowi z zamachowcem; sprawa Clover powróciła dopiero pod sam koniec, by ostatecznie ją wyjaśnić, ale niestety dokończono ją pospiesznie, jak gdyby od niechcenia. Odrobinę zmarnowany potencjał.

Zobacz również: Mroczne Sąsiedztwo. Zew – recenzja książki. Uwaga na odkrycia

Oprócz tego jednak jedno trzeba Piątemu Kier przyznać – dosyć kompleksowo rozpisano tu fabułę. Mimo kilku przegiętych zwrotów akcji rodem z tanich kryminałów klasy B, Simmons zadbał o to, by wszystko miało swoje podstawy i wiązało się ze sobą nawzajem. Nie przedstawia wprawdzie tych związków w sposób oczywisty, przez co często trudno samemu połączyć kropki, aczkolwiek kiedy bohaterowie już dochodzą do pewnych wniosków, zazwyczaj rozumiemy, skąd je wzięli. No, przynajmniej tak długo, jak nie chodzi o dedukcje Holmesa. Ten gość jak zwykle ma swój świat i jest kilka kroków przed wszystkimi, z czytelnikiem włącznie. Ale hej, taki w końcu jego urok, prawda? Autor dobrze oddał specyfikę tej postaci, fani pewnie będą zadowoleni.

Ładnie odwzorowane są tu również realia historyczne, w których dzieje się akcja powieści. Simmons obszernie prezentuje czytelnikowi życie dziewiętnastowiecznej elity – ich rozrywki, sposób bycia, rozmowy i codzienne problemy. W całej książce czuć klimat tych lat; nawet nie będąc ich fanką, przyjemnie mi się weń wczuwało. Jedyne, czego bym trochę powycinała, to ta masa pojawiających się jednorazowo nazwisk oraz opisów z nimi związanych. Z jednej strony poszerzają one kontekst, ale z drugiej szybko robią się męczące. Gdyby je trochę ograniczyć, spokojnie zamknęlibyśmy się poniżej sześciuset stron i nieco zdynamizowalibyśmy historię. A zdecydowanej większości z nich czytelnik i tak przecież nie zapamięta. Po co więc to wszystko?

Zobacz również: Lady Gaga: Applause – recenzja książki. Uwielbienie ikony

Innym zabiegiem, co do którego sensowności mam wątpliwości, są wtręty autora. Od czasu do czasu (głównie na początku, ale nie tylko) akcję przecinają monologi pisarza zwracającego się wprost do czytelnika, objaśniające mu różne kwestie związane z nadchodzącym fragmentem książki. Owszem, w kontekście rozważań bohaterów nad realnością lub fikcyjnością ich świata ma to sens, aczkolwiek moim skromnym zdaniem bardzo wybija z opowieści. Czytam sobie w spokoju główny wątek, bohaterowie wreszcie zaczynają robić coś interesującego, a tu nagle narrator postanawia wpaść i wyjaśnić mi, czemu teraz śledzimy Holmesa, a nie Jamesa. Super, dzięki, ale obyłabym się bez tej informacji. Zdecydowanie wolałabym po prostu dalej podążać za detektywem.

A skoro już o Sherlocku. Co prawda dość średnio znam oryginał (czytałam jeden zbiór opowiadań po angielsku, nigdy mnie on jakoś nie kręcił), aczkolwiek na podstawie posiadanej wiedzy kreacja Simmonsa wydaje mi się dość podobna do tej od Conana Doyle’a. Nasz najlepszy detektyw świata to nieradzący sobie socjalnie ekscentryk, arogancki wobec otaczających go osób. Sherlock nie ma w zwyczaju przyjaźnić się z innymi ludźmi; jego najbliższymi kumplami są morfina i heroina. Cechuje go nadzwyczajna inteligencja oraz umiejętność dedukcji (i indukcji) – oba tak rozwinięte, iż doprowadziły go do rozważań nad własną fikcyjnością, a w efekcie do kryzysu omal nie kończącego się samobójstwem.

Zobacz również: Late to the Party – recenzja książki. Imprezy tylko dla popularnych?

Holmes przez większość powieści pozostaje dla czytelnika zagadką. Trudno rozgryźć, co właściwie dzieje się w jego głowie – nawet wtedy, kiedy to na nim skupia się narracja. Detektyw pojawia się i znika wedle własnego widzi-mi-się; może być kimkolwiek, gdziekolwiek, kiedykolwiek. Nieuchwytny oraz niezniszczalny, Sherlock nigdy się nie myli i nigdy nie przegrywa – nieważne, co trzeba zrobić, by tego uniknąć. Wielu internautów szaleje za tego typu postaciami. Osobiście do nich nie należę, aczkolwiek tak czy inaczej muszę przyznać, iż był on całkiem ciekawy do śledzenia. Może nie wzbudził u mnie sympatii, ale zainteresowanie – jak najbardziej.

Drugi z kluczowych bohaterów Piątego Kier to z kolei w dużej mierze odwrotność Holmesa. Henry James, znany amerykański pisarz, nie dysponuje tak niesamowitymi zdolnościami w rozszyfrowywaniu zagadek. Zamiast tego jednak znacznie lepiej radzi sobie z ludźmi. Jest kulturalny, ma wyczucie, w przeciwieństwie do Sherlocka trzyma też z grupą bliskich przyjaciół – żywych i niehalucynogennych. Łatwo jednak zauważyć u niego kompleksy związane z jego starszym bratem oraz… nieodkrytą orientacją seksualną i związanym z nią brakiem żony mimo dojrzałego wieku. Na domiar złego mężczyzna przechodzi w trakcie powieści kryzys pisarski, a niedużo wcześniej zmarła też jego siostra. Wszystko to składa się zaś na jego silnie zaniżoną samoocenę. Śledztwo prowadzone wraz z detektywem na jakiś czas wprawdzie ją zagłusza, ale wciąż nie rozwiązuje problemu.

Zobacz również: Lucie Yi NIE jest romantyczką – recenzja książki. Lauren Ho Wraca!

Przez sporą część książki Henry wydaje się takim pociesznym, zagubionym starszym panem z problemami; typowy fish out of water. Holmes wciągnął go w swoją sprawę wbrew jego woli, zaś przez swój brak asertywności James dał mu się po prostu wlec za sobą przez całe to bagno. A przynajmniej tak to wyglądało na początku. Ostatecznie bowiem Henry sam zaczął się wkręcać w rolę detektywa i odkrył, iż ryzykowne akcje sprawiają mu w sumie przyjemność. Dzięki nim w końcu poczuł się naprawdę żywy, czego brakowało mu już od naprawdę dawna. Chociaż jego liczne nieudane próby ucieczki oraz deklaracje rzucenia śledztwa w pierony bywały męczące, to całkiem go polubiłam. On i jego przyziemne (mniej więcej) problemy stanowiły dobry kontrast dla nieraz nieludzkiego wręcz Holmesa; pod tym względem pełnił rolę podobną do Watsona w oryginalnych utworach Conana Doyle’a. Trochę mniej kumaty, ale wciąż próbujący pomóc koleżka genialnego detektywa – oto cały Henry James.

Oprócz wspomnianej wyżej dwójki Piąty Kier zaprezentował nam jeszcze całe mnóstwo innych postaci. Moriarty, amerykańscy politycy, głowy służb mundurowych, rodzina Jamesa… Nie chcąc was jednak zanudzać, pozwolę sobie skupić się jeszcze tylko na jednej grupie bohaterów – tytułowej Piątce Kier. W jej skład wchodzi czwórka (piątą była nieżyjąca już Clover) amerykańskich arystokratów, w tym między innymi bliski współpracownik prezydenta, John Hay, czy Henry Adams, mąż zmarłej kobiety. Szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie, jak kompleksowo potraktowano wszystkie te postacie. Zwykle autorzy skupiają się przede wszystkim na głównych bohaterach, jedynie krótko nakreślając tych pobocznych. W tym wypadku jest jednak inaczej; Dan Simmons jeśli nie każdemu, to zdecydowanej  większości z nich poświęcił całkiem sporo czasu i opisów. W ten oto sposób, oprócz bycia typową amerykańską arystokracją, Piątka Kier zyskała swoje unikalne właściwości, co dodało jej sporo uroku oraz, rzecz jasna, autentyczności.

Zobacz również: Najlepsze książki 2023 roku

Bohaterowie wyszli Simmonsowi naprawdę fajnie. A jak tam sprawa wygląda z samym zapleczem technicznym pisarza? Cóż, na pewno przegina z opisami, nazwami własnymi oraz datami, co już wcześniej ustaliliśmy. Prócz tego jednak wie, jak dobrać słownictwo, by jeszcze bardziej podkreślić tak czy inaczej już świetnie zarysowany klimat epoki. Dzięki niemu książkę czytało się naprawdę przyjemnie, nawet pomimo jej długości. Przebrnięcie przez pięćdziesiąt stron przy jednym posiedzeniu to żadne wyzwanie, kiedy są one tak płynnie napisane.

Kończąc powoli ten wywód, muszę przyznać, że Piąty Kier pozytywnie mnie zaskoczył. Nie kwalifikowałam się do jego docelowej grupy odbiorców pod absolutnie żadnym względem – nie jestem fanką Sherlocka, nigdy nie czytałam niczego od Henry’ego Jamesa, a sam Dan Simmons jako pisarz obił mi się o uszy może z raz. Dziewiętnastowieczna elita społeczna to też raczej nie mój konik. Mimo tego wszystkiego jednak książce udało się mnie zainteresować. Kompleksowo rozpisani bohaterowie, skomplikowana intryga oraz niepowtarzalny klimat stanowczo przeważyły nad drobnymi minusami w postaci zbędnych przedłużaczy czy przegiętych plot twistów. Ostatecznie przyznaję więc powieści Piąty Kier solidną siódemeczkę i wypatruję kolejnych powieści Simmonsa z umiarkowanie pozytywnym nastawieniem.


Piąty Kier okładka

Autor: Dan Simmons
Tłumaczenie: Marek Król
Wydawca: Vesper
Premiera: 8 marca 2023 r.
Oprawa: twarda
Stron: 620
Cena: 99,90 zł


ŚLEDŹ NAS NA IG
https://www.instagram.com/popkulturowcy.pl/

Powyższa recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Vesper.

Plusy

  • Rozbudowana podwójna intryga
  • Oddaje klimat i zwyczaje elity z XIX wieku
  • Kompleksowo rozpisane postacie, dobrze oddani "zapożyczeni" bohaterowie

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Masa opisów, nazwisk, dat i innych tego typu nieszczególnie potrzebnych wydłużaczy
  • Czasami nieco przegięte zwroty akcji
  • Wtręty narratora wybijają z historii
Patrycja Grylicka

Fanka Far Cry 5 oraz książek Stephena Kinga. Zna się na wszystkim po trochu i na niczym konkretnie, ale robi, co może, żeby w końcu to zmienić i się trochę ustatkować.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze