Grief Chapter – wywiad z Ryanem Guldemondem. W swojej istocie śmierć nie jest zła

NB: Który element piosenki jest dla Ciebie najważniejszy? 

RG: Ciężko wybrać tylko jeden. Jeśli pojedyncze elementy są świetne, to wtedy w efekcie powstaje świetna piosenka, a więc taka mająca doskonałą melodię, słowa oraz piękne akordy. No i musimy też pamiętać o aranżacji! Niemożliwym jest wybrać, ale jeśli już bym musiał, to wybrałbym melodię.

Zobacz również: Marilyn Manson – współczesny trickster?

NB: Wracając do Grief Chapter, chciałam Cię zapytać o tytuł. Dlaczego zdecydowaliście się akurat na ten? 

RG: Piosenka Grief Chapter jest dla mnie szczególna, a jednocześnie stanowi utwór idealny na zamknięcie płyty. Sama nazwa sugeruje jakąś erę oraz upływający czas, a właśnie tym ten album jest – cyklem życia. Z tego powodu słowo „rozdział” idealnie pasuje, natomiast „żałoba” łączy się z tematem śmierci i umierania.

NB: Jakimi słowami opisałbyś Wasz album? 

RG: Czerwień, krew, naczyniowy, zabawny i prawdziwy.

NB: Chciałam Cię zapytać o tekst. Czytając wywiady z Wami bądź Wasze posty na mediach społecznościowych mam wrażenie, że za każdym utworem kryje się jasna historia. Trochę to wygląda tak, jakbyście nie zostawiali dużo przestrzeni na interpretację. Jak ty to widzisz?

RG: Patrząc na to, co fani robią z naszymi piosenkami, mam wrażenie, że jest wręcz odwrotnie. Utwory Mother Mother rzadko wywodzą się z konkretnej historii. Często powstają z bełkotu i niemających sensu słów, które w pewnym momencie formują dźwięk i z tego zaczynam wyciągać historię. Dla mnie nasza muzyka jest bardzo metaforyczna, emocjonalna i kierowana uczuciami, a nie narracją. W związku z tym jest otwarta na interpretację i nie wychodzi od żadnych autobiograficznych źródeł.

Zobacz również: Najciekawsze koncerty 2024 roku w Polsce. Metallica, Justin Timberlake, Rod Stewart i więcej!

NB: Czy natknąłeś się kiedyś na szczególnie ciekawą interpretację jednego z Waszych utworów?

RG: Ja sam staram się nie interpretować naszych piosenek, chyba że muszę. Kiedy więc słyszę historie tworzone przez słuchaczy i fanów, często są one dla mnie tak mocne, że wręcz uczą mnie tego, o czym jest utwór, bo nawet ja tego nie wiedziałem. W związku z tym jest to dla mnie bardzo szczególny proces — nauczenie się, o czym jest piosenka poprzez serca i umysły innych ludzi.

Szczególnie pamiętam przypadek singla Oh Ana. Napisałem go na ławce w parku w około 5 minut. Nie miałem wtedy zbyt wiele myśli w głowie. Po prostu siedziałem, a słowa do mnie przychodziły. Pisałem o mrocznej, anielskiej, kobiecej postaci nazwanej Ana rozważając, jak można ją zabić. W końcu była aniołem, więc wydaje się to niemożliwe. Dla mnie to wszystko było trochę bez sensu, choć z drugiej strony czułem, że to wszystko coś oznacza, ale nie wiedziałem co. Potem fani posłuchali tę piosenkę i zaczęli ją interpretować jako utwór o zaburzeniach odżywiania i anoreksji. Ana stało się skrótem od anoreksji. Kiedy usłyszałem tę analizę i ponownie odsłuchałem Oh Ana, wtedy odkryłem, o czym jest ten singiel.

Zastanawiam się, czy znaczenie narodziło się przed przyjściem utworu na świat gdzieś tam w chmurach. Być może historia była już napisana i nagle zdecydowała się znaleźć naczynie w  człowieku i wyjść do świata. Lubię ten pomysł.

Zobacz również: Judas Priest – Invincible Shield – recenzja albumu

NB: Czy proces twórczy któregoś z utworów na płycie Grief Chapter był dla Ciebie szczególny?

RG: Wspaniale pisało się tytułową piosenkę, bo tak naprawdę została napisana w trakcie rozmowy z przyjacielem. On akurat opłakiwał swojego zmarłego ojca oraz przyjaciela. Powiedziałem mu w rozmowie tekstowej, że to wygląda, jakby był akurat w trakcie rozdziału o żałobie. Wówczas to mój przyjaciel, który również pisze teksty piosenek, odpowiedział, że to brzmi jak tytuł utworu. Po tym jak skończyliśmy rozmawiać, chwyciłem za gitarę. Czułem się, jakby piosenka po prostu czekała. Zacząłem grać, myśleć o tekście i stwierdziłem, że przeanalizuję jeszcze raz naszą rozmowę i poszukam w niej odpowiednich słów. Bardzo wiele z tego wyciągnąłem. Tak naprawdę wszystko tam było, a ja włożyłem to do tej piosenki. Kocham to kiedy sztuka imituje życie. Nic nie musisz robić oprócz pozwolić się temu narodzić.

NB: To brzmi tak, jakby to właśnie życie było Twoją główną inspiracją.

RG: Tak. Myślę, że życie jest darem i cudem. Od ciebie zależy jakie słowo wybierzesz. Ja postrzegam je jako te dwie rzeczy i jako okazję do czynienia dobra. Jest to przesłanie godne stania się piosenkami. Oczywiście, nie zawsze, bo można mówić o innych rzeczach, ale morałem historii jest to, że jesteśmy tutaj. To jest tak rzadkie, jak wygranie nagrody w loterii Wszechświata, więc czas się obudzić i cieszyć tym darem.

Zobacz również: Ariana Grande – eternal sunshine – recenzja albumu

NB: Nowy album zazwyczaj idzie w parze z trasą koncertową. Co najbardziej lubisz w występowaniu na żywo?

RG: Najbardziej lubię moment, w którym czuję, że mój głos jest fizycznie wolny; kiedy wyśpiewujesz kolejne słowa i czujesz, że one nie są uwięzione w ciele. Lubię, kiedy te wolne słowa łączą się z energią słuchaczy, co możemy czuć i widzieć w ich mowie ciała. To jest jak trzecia energia w pomieszczeniu: jesteś ty, ludzie i połączenie. Trzy istoty. To zawsze jest niesamowite, kiedy nagle dostrzegasz ten klej pomiędzy tobą a tłumem, który tworzy się wraz z przesłaniem i muzyką.

NB: Czy kiedykolwiek byłeś w Polsce na koncercie?

RG: Tak, dwa lata temu na Open’erze. To było fantastyczne i zmysłowe przeżycie. Tłum był niesamowity. To był nasz pierwszy raz w Polsce. Wiedzieliśmy, że jest dużo ludzi słuchających Mother Mother w Polsce. Byliśmy bardzo podekscytowani poznać ich i dowiedzieć się, kim są ci ludzie i jacy są na koncercie. To było niesamowite i dlatego bardzo się cieszymy, że możemy wrócić na nasz własny koncert. Podejrzewam, że to będzie jedno z najbardziej ekscytujących show na naszej trasie koncertowej.

Zobacz również: Rod Stewart i Jools Holland – Swing Fever – recenzja płyty

NB: I do tego jest całkowicie wyprzedana! Czego możemy się po Was spodziewać?

RG: Możecie oczekiwać dużo miłości, współczucia i energii. Możecie spodziewać się bardzo pięknie skonstruowanej listy setów, zawierającej swoje mocniejsze i spokojniejsze momenty. To celebracja naszych ostatnich 20 lat tworzenia muzyki. To nie tylko trasa wokół Grief Chapter. To 90 minut, które czerpią z każdego naszego rozdziału i każdego albumu, celebrując muzykę, która nas zaprowadziła do tego momentu.

NB: Brzmi ekscytująco! A jak wyobrażasz sobie Waszą przyszłość?

RG: Widzę bardzo muzykalną, zdrową, przyjacielską i artystyczną przyszłość. Nie wiem, czy to będzie wyglądało inaczej niż to, co mamy teraz. Mam nadzieję, że muzyka dalej będzie w nas płynąć. Ludzie będą zdrowi. My zamierzamy dalej ciężko uczyć się jak robić to, o czym mówiliśmy – budzić się i doceniać szczęście jakim jest bycie tutaj na ziemi każdego dnia.

Fot. główna: fot. Mackenzie Walker // materiały prasowe

Strony: 1 2

Natalia Banaś

Dumna psia mama, miłośniczka dobrej muzyki, kina oraz lisów. Dla relaksu ogląda i czyta horrory. Wiecznie z głową w chmurach i napiętym kalendarzem. Swoje popkulturowe zachwyty oraz frustracje przelewa na Worspressa i wiadomości głosowe do znajomych. Kiedy nie odpisuje, próbuje zrobić Ghostface'a na szydełku.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze