Mecenas She-Hulk – recenzja serialu. Zielono mi…

Mecenas She-Hulk szumnie zapowiadany serial prawniczo-superbohaterski w dziewiątym, finałowym odcinku żegna się z nami nie przebijaniem, a zburzeniem czwartej ściany. Sekwencja z K.E.V.I.N – em to przesyt tanich meta żartów, które przeskakują poczucie dobrego smaku o kilka poziomów. Czyżby zatem Mecenas She-Hulk nie była totalnie cuchnącą kupą kompostu, a wybitnym metakomentarzem na temat kondycji czwartej fazy MCU, a może nawet całego kina superbohaterskiego i jego fanów? Zacznijmy więc od początku.

Czwarta faza MCU nosi na sobie pewnego rodzaju brzemię jak udźwignąć kontynuację uniwersum po tak wielkim evencie jaki stanowiły dwie ostatnie części Avengers. Co łatwo dostrzec wszystkie te produkcje tak naprawdę nie dążą do żadnej naturalnej kulminacji. Każdy film nosi rangę wielkiego eventu co stanowczo obniża stawkę i czyni każde z ostatnich tworów Marvel Studios nudnym, absolutnie pozbawionym dramatyzmu. Mecenas She-Hulk stanowi naturalne przedłużenie tego całego bałaganu oraz niejako jego przykre podsumowanie.

Tak naprawdę dzieło o zielonej prawniczce trudno w ogóle określić mianem serialu. Kuleje tu dosłownie wszystko zaczynając od biedoty scenariuszowej, przechodząc przez niedostatki technologiczne, na fatalnym i cynicznym leniwym scenopisarstwie kończąc. Produkcja ta z pewnością mogłaby posłużyć Disneyowi do sprawiania ludziom fizycznego bólu. Pod warunkiem, że owe monstrum na rynku streamingu jeszcze kogokolwiek obchodzi. Zatem aby należycie rozwalcować to wątpliwej jakości dzieło kultury podjąłem nietypowy rodzaj napisania tej recenzji. Zapraszam zatem na przekrój i dokładną sekcję zwłok określonych dumnie przez Disney+ Mecenas She-Hulk:

Zobacz również: Oto nadchodzi Daredevil Tom 2 – recenzja

Mecenas She-Hulk – Epizod 1 – Normalny poziom gniewu: Mnie osobiście ciśnienia nie podniósł, można nawet powiedzieć, że znacznie je obniżył. Oglądałem go na dwie tury, ostatecznie zwyciężając prolog do mojej walki z tym bagnem. Tych trzech fanów postaci Hulka w roli comic relief’u powinno być zachwyconych.

Mecenas She-Hulk – Epizod 2 – Nadludzkie prawo: Bolesne nadludzkie nudy, odcinek ma realny czas trwania na poziomie 18 minut, a i tak zdążycie usnąć. Odcinek bez cameo odcinkiem straconym tak więc dostajemy Emila Blonsky’ego. Tim Roth wybudza co jakiś czas.

Zobacz również: Venom, tom 2 – recenzja komiksu. Carnage dołącza do gry!

Fot. Mecenas She-Hulk
Fot. Mecenas She-Hulk

Mecenas She-Hulk – Epizod 3 – Proces Emila Blonsky’ego: Wong to absolutny idiota, powoli na tle patriarchatu pojawia się największy villain tej produkcji jakim jest brak prowadzącego dokądkolwiek scenariusza. Alert dla wrażliwych widzów! She-Hulk twerkuje wraz z Megan Three Stalion. Widz może zacząć powoli zielenieć nie z miłości, a mdłości.

Mecenas She-Hulk – Epizod 4 – Czyż to nie prawdziwa magia?: Ten serial to czarna magia. Kolejny odcinek stanowiący feeler. Nie dowiadujemy się nic nowego ani o bohaterce ani o świecie w którym żyje. Wong jest niezwykłym idiotą po raz drugi. Jeśli ktoś taki jest Najwyższym z Magów, to strzeż nas Boże! XD

Zobacz również: Amazing Spider-Man. Tom 5 – Za kulisami – recenzja

Fot. Mecenas She-Hulk

Mecenas She-Hulk – Epizod 5 – Zielona, szalona, w ciasne dżinsy obleczona: Proces Titania vs. She-Hulk. Nudy, nic nie pamiętam już z tego odcinka. Nasza główna bohaterka mająca prawo w jednym palcu zostaje wykiwana przez celebrytkę, która zastrzega prawa do nazwy She-Hulk. Totalny absurd!

Mecenas She-Hulk – Epizod 6 – Po prostu Jen: She-Hulk druhną na ślubie koleżanki. Kolejny zapychacz. Odcinek 6, fabuły wciąż nie znaleziono. Pojawia się sekta inceli.

Zobacz również: Grób Batmana – recenzja komiksu

"Fot.

Mecenas She-Hulk – Epizod 7 – Rekolekcje: Bohaterka ponownie wyciąga te same wnioski.

Mecenas She-Hulk – Epizod 8 – Występek nie ujdzie płazem: Jest Daredevil, Charlie Cox to kox. Szkoda tylko, że to serial o She-Hulk, której serial ani przez chwilę nie daje zabłysnąć. Chemia między bohaterami jest niezła, ale scenę seksu na tym etapie mogli sobie twórcy jednak darować.

Zobacz również: Wilkołak nocą – recenzja filmu. Cukierek, czy psikus?

Fot. Mecenas She-Hulk

Mecenas She-Hulk – Epizod 9 – Czyje to show?: W tym przypadku dostajemy absolutnie przeładowany finał charakterystyczny dla 4 fazy MCU. Mamy masę bezczelnych meta żartów, zburzenie czwartej ściany, motyw rodem z Truman show, a wszystko to i tak na nic. Zamiast wyjść zabawnie, zrobiło się cynicznie i okrutnie wobec fanów. Prosty komunikat, że tak widzimy, że robimy chłam, poprawimy się, kiedyś tam. Odcinek zwieńczony jest sceną rodzinnego grilla, którą naturalnie skojarzyć można zarówno z familijnym rom-comem jak i każdą częścią serii Szybcy i wściekli.

Ostatni odcinek wywija wszystko na drugą stronę. Nie niesie to jednak za sobą kompletnie nic. Chyba nigdy wcześniej w moim życiu nie widziałem tak bardzo dążącego donikąd serialu, a może nawet dzieła popkultury ogólnie. Dziwne próby podchodów do serc fanów. Czołówka 9 odcinka jest idealnym odwzorowaniem czołówki oryginalnego serialu o Hulku z Lou Ferrigno w roli głównej. Jednak ja pomimo tego zostałem totalnie zrujnowany i nie wiem czy nie zrobię sobie przerwy od Marvela, bo ich kierunek jest dla mnie aktualnie wysoce niepokojący.

Wyzysk na rynku firm od efektów komputerowych i żarty z tego w serialu. Wydawanie mizernych scenariuszowo produkcji telewizyjnych, a następnie wyśmiewanie tego w najbardziej pod tym względem kalekiej produkcji. Jest to paskudnie cyniczne podejście wielkich korporacji i oby mniej takich pokrak wytrychów, które to niby są takie meta i z dystansem, a tak naprawdę to jedyne naturalna reprezentacja śmiechu przez łzy fanów.

Plusy

  • Mimo szczególnie ciężkiego scenariusza aktorzy próbują walczyć

Ocena

2.5 / 10

Minusy

  • Tragiczna, bezcelowa i rozwleczona fabuła oraz leniwe scenopisarstwo
  • Cameo wrzucane na pewnym etapie totalnie bez powodu
  • CGI jest naprawdę tragiczne i serial w żadnym momencie tego nie wynagradza
Tymoteusz Łysiak

Entuzjasta popkultury, który najpewniej zamiast kolejnego "Obywatela Kane" wolałby w kinie więcej produkcji w stylu "Toksycznego mściciela". Fan dziwności, horroru, praktycznych efektów, kociarz, psiarz i miłośnik ludzi. W grach lubujący się w satysfakcjonującym gameplay'u. Życie teatrem absurdu.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze