Marcin Gutkowski, pseudonim Kali, to nie tylko autor książki, na podstawie której powstał film Krime Story. Love Story, ale jednocześnie popularny polski raper. Jego utwory mają miliony odsłuchań, więc z pewnością zna się na tworzeniu rapu, a także — pisaniu lirycznych opowieści. Jak to jednak wygląda z tymi „krajmami” i z tą „love” w ekranizacji…?
O czym opowiada Krime Story. Love Story? Krime, w tej roli Cezary Łukasiewicz, to nikt inny jak drobny złodziejaszek i uliczny cwaniak. Ma on nieodłącznego kumpla, Wajchę (Michał Koterski) i oboje nie stronią od szemranych interesów na czarnym rynku oraz mocniejszych środków — alkohol czy narkotyki nie są im obce. Nagle partnerzy dostają zlecenie od pewnego miejskiego gangstera o ksywie Palacz (Cezary Żak). Krime i Wajcha wiedzą, że wykonanie go pozwoli im wyrwać się ze środowiska, w którym przyszło im żyć. Wizja ucieczki od patologii i ustawienia się na resztę życia sprawia, że biorą zlecenie od mafiosa. Jednak w punkcie kulminacyjnym sytuacja zaczyna się komplikować, a dwójce przyjaciół po piętach zaczyna deptać nie tylko policja, ale i wcześniejsi zleceniodawcy. Jakby tego było mało, Krime zakochuje się w Kamili (Wiktoria Gąsiewska). To sporo komplikuje sprawę…
Zobacz również: Biały piasek – recenzja. Brandon Sanderson w komiksie
Krime Story. Love Story zostało wyreżyserowane przez twórcę głośnych filmów, Proceder oraz Gierek, Michała Węgrzyna. Jak już wspomniano, jest to ekranizacja książki Marcina Gutkowskiego, który opisał w niej — uwaga — prawdziwe wydarzenia! Ku nieukrywanemu rozczarowaniu rapera, został odsunięty od prac nad filmem już na samym początku. Swoje rozgoryczenie podkreślał w każdym z wywiadów. Nie powinno więc nikogo dziwić to, że w Krime Story. Love Story wyraźnie widać brak twórcy, przez co prawdopodobnie przypadkowo pozbyli się również książki, na której podstawie miał bazować obraz. Przez te wszystkie zawiłości, film razi chaosem fabularnym przez ciągłe zmienianie głównej konwencji produkcji.
Zobacz również: Kołysanka dla czarownicy – recenzja książki. Uważaj na Wilczą Jagodę
Chaos w produkcji sprawia, że widz może mieć problem z dojściem do tego, czym właściwie jest ta produkcja. Można zauważyć w niej elementy sensacyjnej komedii, wyraźnie gryzącej się z mrocznym (jedynie w założeniu?) klimatem oraz przesadzonymi, egzystencjalnymi dylematami łamiącymi głównego bohatera. Krime Story z początku obiecuje dobre, rasowe kino gangsterskie. Niestety i ta koncepcja szybko została zaniedbania. Rapowe kawałki wypierają skutecznie melodie z rodzaju kiepskiego popu. Mająca potencjał brutalna opowieść stopniowo przemienia się, w lekko mówiąc, wyjątkowo kiczowate romansidło. Pojawiająca się w tle kryminalna intryga przypomina o sobie, owszem. W najgorszych momentach. Kuriozalne zakończenie jest epickie. Dlaczego? Bo zamiast dreszczyku emocji, wywołuje raczej śmiech widzów.
Zobacz również: Morbius – nowy teaser z kolejnymi scenami
Wyraźnie widać, że Węgrzyn nie potrafi zainteresować widza historią, którą chce opowiedzieć i nie radzi sobie z wykończeniem wątków i połączeniem ich w spójną całość. Finał Krime Story. Love Story prawdopodobnie wybrzmiałby całkowicie inaczej, gdyby poświęcono więcej czasu sylwetkom każdego z bohaterów, a także zastanowiono się, dlaczego bohaterowie zachowują się tak, jak się zachowują oraz nie uciekali w prostą oczywistość, która aż wylewa się z relacji Kamili i Krime’a. Właśnie tutaj brakuje dobrych dialogów, ale takich, które nie są oklepane przez inne produkcje. Niestety, producenci zastosowali zbyt wiele skrótów i uproszczeń, przez co film lekko ociera się o parodię.
Zobacz również: Ten Drugi – recenzja książki. Co kryje się w trzewiach ludzkiego umysłu?
Książka, na podstawie której nakręcono obraz, ceniona jest jako posiadająca naprawdę ciężki klimat brudnych, śląskich ulic — producenci przenieśli akcję do Olsztyna, cóż. Poza tym faktem, w książce ukazana jest diagnoza ludzi, którzy uwikłani są w walkę pomiędzy sacrum i profanum, a także zaakcentowane zostały zjawiska, którym totalnie bez refleksji oddaje się młodzież, nie tylko w Polsce. Niestety, praktycznie wcale nie widać tego we ekranizacji. Krime Story. Love Story to film, który skupia się na podawaniu widzom bezsensownych, suchych faktów niewymagających używania wspaniałego narządu, jakim jest mózg. Ewidentnie nie zapewnia rozrywki na wysokim poziomie, z wyjątkiem kilku lepszych scen. Jeśli jesteś fanem książki Marcina Gutkowskiego, nie idź na ten film — oszczędzisz sobie sporego rozczarowania. Lektura ta praktycznie ma ponad trzysta stron, a ekranizacja wydaje się być zbitką kilku mniejszych opowieści.
Zobacz również: Teksańska masakra piłą mechaniczną – recenzja. Brutalna rozrywka zakrapiana szampanem z krwi
Jeśli chodzi o obsadę, Cezary Łukasiewicz, tytułowy „Krime”, to aktor, który jest wyraźny, niezależnie od tego, na którym planie jest. W tym filmie niestety nie ma zbyt wielu okazji do popisania się swoją wybitną grą. Bardzo przyjemną postać sportretował Krzysztof Kowalewski. Jest ona całkowicie wymyślona przez producentów i, szczerze mówiąc, ciężko ją zrozumieć. Aktorzy tacy jak Frycz, Żak czy Muskała niestety w tej produkcji nie mogli zaszaleć i pokazać swojego kunsztu i talentu. Jeśli z kolei chodzi o rolę Wiktorii Gąsiewskiej, cóż… W reklamie w towarzystwie jogurtów wyglądałaby równie interesująco.
Zobacz również: Pies – recenzja filmu. Ale to miała być komedia, halo…
Krime Story. Love Story to film pokroju tańszego napoju alkoholowego z Bieronki typu Amarena. Jest niesmaczny, jego smak nie ma wpływu na nic, tylko głupio otępia spożywającego. Tak samo jak Krime Story — nic ciekawego, nic niewnoszącego do życia widza i ogłupiającego widza. Słowem — nie warto.