Prezent od losu – recenzja filmu. Netflixowa wtopa czy soczysty thriller?

Netflix nie przestaje zadziwiać. Gigant streamingu poszerza swój dorobek o mało komercyjne kino artystyczne, choć ze swoją pozycją mógłby leżeć na kanapie i zajadać chipsy. Wśród bogatej i różnorodnej oferty pojawiło się osobliwe coś noszące tytuł Windfall, w Polsce przedstawione jako Prezent od losu (z pozoru niefrasobliwe, a jednak trafne tłumaczenie). Co oferuje tajemnicza pozycja Netflixa?

Nim przejdziemy do fabuły, pragnę poinformować o diabelnie istotnej kwestii. Otóż za scenariusz do filmu odpowiada nie kto inny, jak Andrew Kevin Walker. Nic ci nie mówi to nazwisko? A kojarzysz może Siedem Davida Finchera? No właśnie.

Zobacz również: Inni ludzie – recenzja filmu. Trudne sprawy

Do bogato urządzonego domku z rajskim ogrodem, tymczasowo opuszczonego przez mieszkańców, włamuje się mężczyzna. Jego zamiary są jasne: zabrać ze sobą jak najwięcej pieniędzy i kosztowności, nie pozostawiając żadnego śladu. Przy okazji korzysta z luksusów, jakie – wnioskując po ubiorze i aparycji – są mu obce. Wszystko idzie jak po maśle, mężczyzna znajduje w biurku nieco pieniędzy oraz wartościowy zegarek. I gdy już ma opuszczać posiadłość, niespodziewanie wracają jej mieszkańcy.

Zobacz również: Najgorszy człowiek na świecie – recenzja filmu. Ach, to życie…

Małżeństwo tworzone przez zadufanego w sobie miliardera oraz jego cichą, uroczą żonę, zaraz po wejściu do swojego letniskowego domu zastaje w nim obcego. Nieznajomy improwizuje i w akcie desperacji bierze parę na zakładników. Tu zaczyna się fabularny rollercoaster, wyłania się pierwsze źdźbło poszarpanej relacji, jaką utworzy nakryty przestępca wraz ze swoimi ofiarami. Jedno pragnie pieniędzy i bezpieczeństwa, drugie świętego spokoju. Jedno jest gotowe zabić, jeżeli zajdzie taka konieczność, drugie zrobiłoby to z wielką ochotą. A jednak trio stara się współpracować, choć przez napiętą sytuację coraz ciężej stwierdzić, kto stanowi prawdziwe niebezpieczeństwo i kto utrzymuje trwalszy sojusz.

Zobacz również: Wozniacki – Lee, odcinki 1 i 2 – recenzja serialu. Z kamerą u sportowców

Prezent od losu to w istocie kino trzech bohaterów, ograniczone do jednego miejsca akcji. Aktorzy mają zatem doskonałe pole do popisu i wykorzystują je wyśmienicie. Nie dziwi to, wszak w główne role wcielają się znane i utalentowane nazwiska. Włamywacz, którego imienia nie poznamy do końca seansu, objawia się pod twarzą Jasona Segela, którego możecie kojarzyć z komedii pokroju Jak poznałem waszą matkę. Weteran kina komediowego o dziwo rewelacyjnie odnajduje się w poważniejszej roli, dźwigając cały film na swoich barkach. U jego boku staje Jesse Plemons, nominowany w tym roku do Oscara za Psie Pazury oraz Lily Collins, której nikomu nie trzeba przedstawiać. Całe trio błyszczy na ekranie, bawiąc się swoimi bohaterami o wyrazistych, choć nieco prostolinijnych charakterach.

Prezent od losu
Fot. Materiały prasowe, Netflix

Prezent od losu nie stanowi banalnej historyjki o pechowym złodzieju. Gdzieś pod płaszczykiem ekranowych wydarzeń przemyca nieco przemyśleń na temat ludzkiej samolubności, o życiowych błędach i utraconej – lub nigdy nieosiągniętej – wolności. W istocie dramaty bohaterów nie są przesadnie oryginalne i mówią nam o świecie niewiele ponad to, co wiemy z codzienności. Bardziej ciekawe – i na to, na szczęście, położono większy nacisk – jest napięcie między trójką bohaterów. Niecodzienna sytuacja wywołuje w nich skrywane emocje, zwierzęce instynkty przejmują kontrolę nad racjonalnym myśleniem, rzucone jabłko niezgody ciąży coraz bardziej.

Zobacz również: To nie wypanda – recenzja filmu. Idealna animacja na wspólny seans rodzica z dzieckiem

Reklamowany jako dramat lub thriller Prezent od losu rzeczywiście mieści w sobie trochę ludzkiej tragedii i problemów na linii relacji międzyludzkich, momentami czuć też napięcie i irytację, dosadnie okazywaną przez bohaterów i podkreślaną przez nienaganną linię dźwiękową. Elementy zaskoczenia działają sprawnie, znajdzie się nawet kilka humorystycznych momentów. Pewnym problemem Prezentu jest lekkie niezdecydowanie w kwestii gatunku filmowego, jaki reprezentuje. Poza trójką głównych bohaterów na pewnym etapie pojawia się też postać poboczna, stanowiąca jedynie furtkę do kolejnego etapu filmu. Jedna ze scen z ową postacią (ogrodnikiem) była tak absurdalna, że aż śmieszna. I ciężko mi skonstatować, czy był to zabieg zamierzony, ale rozbawiła mnie niemiłosiernie.

Prezent od losu
Fot. Materiały prasowe, Netflix

Prezent od losu to w istocie opowieść o wolności i wyzwoleniu się spod okowów, które fabuła reprezentuje zarówno dosłownie jak i metaforycznie. Poza przesłaniem, które, choć wartościowe, nie jest przesadnie wyszukane, produkcja Netflixa stanowi półtoragodzinną rozrywkę z lekkim dreszczykiem i wyczuwalnym napięciem (a także paroma komediowymi elementami). Przyjemną, ale nie wyjątkową, poprawną, ale bez szału. Warto obejrzeć głównie dla aktorów: Segel wyjątkowo dobrze odnajduje się w nie-komediowej roli, Lily Collins potwierdza swój talent, a Jesse Plemons na przemian irytuje i śmieszy. Wisienkę na torcie stanowi zakończenie, niełatwe do przełknięcia, ale najlepsze z możliwych.

Źródło głównej grafiki: materiały prasowe

Plusy

  • Aktorskie trio, w którym każdy błyszczy
  • Kilka momentów wyraźnego napięcia
  • Zakończenie - najlepsze z możliwych

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Fabularna głębia okazuje się dość płytka
  • Odgrzewany kotlet (choć zaserwowany na eleganckim talerzu)
Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze