F1 22 – recenzja gry. Rajdy formuły pierwszej

Ciekawy rok w świecie Formuły 1. Nowe regulacje, bolidy, przetasowanie stawki po wielu latach dominacji Mercedesa, a do tego post-covidowy kalendarz. No i w końcu, kolejna edycja gry od Codemasters. F1 22 już jest!

Jako fan wirtualnego ścigania się, nie mogłem odpuścić tegorocznej F1. Królowa motorsportu nie oferuje najbardziej przyjaznych początkującym pojazdów, za to jest na pewno najbardziej medialną serią wyścigową. Interesuje mnie życie w padoku, pełne afer i barwnych postaci, oglądanie popularnych kierowców, ich porażek, sukcesów, jak i aspekt rywalizacji zespołów. Jest w tym pewnego rodzaju magia, głębia.

Zobacz również: Resident Evil: Remedium – recenzja serialu. Tęsknię za Millą Jovovich

Część wydarzeń z powodzeniem przebija się do mainstreamu – czy jest ktoś, kto nie słyszał o sukcesach Michaela Schumachera? Czy wiecie, że Ayrton Senna ma swój pomnik w Wałbrzychu? A może oglądaliście netflixową serię Drive to Survive? Jest czym się interesować, nawet pomimo już dosyć symbolicznego udziału naszego kierowcy, Roberta Kubica (przyp. jeden z Trójcy Wielkich Robertów, razem z Lewandowskim i Makłowiczem). Sama ta otoczka tworzy z F1 22 ciekawy kąsek.

Seria wydawana przez EA od lat jest kojarzona mniej więcej podobnie. Szybkie auta z wysokim poziomem docisku, przyjemny, jednak trzecioligowy silnik fizyki, pełna licencja od FIA i dosyć chaotyczne potyczki online. Wokół tytułu zebrała się pokaźna społeczność, z zawodnikami jak Jarno Opmeer i innymi „kosmitami”. Czy warto spróbować swoich szans w tym roku?

Zobacz również: Gran Turismo 7 – recenzja gry. Znajdź swoją drogę

F1 22


Mikey, this is so not right


Słowem wstępu, test wykonałem „na ostro” – żadnych asyst, kierownica Logitech G923. Do dyspozycji mamy jednak cały szereg opcji dla graczy o różnym stopniu zaawansowania. Miałem okazję sprawdzić edycję na konsolę PlayStation 5.

Pierwsze minuty są dosyć nietypowe, choć może jednak właśnie typowe dla sportów oferowanych przez Electronic Arts (cyny gejm). Krótkie intro, długie wprowadzenie, F1 Life (nowość), gdzie miałem okazję umeblować „własną” willę. Dalej coinsy, nagrody, „communicating with online services” (nawet kilka razy na 1 „klik”) i inne, znane m.in. z serii FIFA elementy. Przez chwilę miałem wątpliwości czy w pierwszy wieczór uda mi się wyjechać na tor, ale wreszcie się udało. Czy odkrycie nowej kanapy jest czymś, co ma zainteresować głodnego wyścigowych wrażeń gracza? Ktoś na górze zdecydował, że właśnie tak.

Zobacz również: The Quarry – recenzja gry. W lesie dziś zaśnie każdy

Dostaliśmy też kolejną nowość – kategorię „supercars”. Zawiera ona znane z torów Formuły 1 safety cary, jak i kilka innych supersamochodów, takich jak Ferrari F8 Tributo, czy McLaren 720s. Zdobyte pojazdy można wystawić w naszej wirtualnej willi lub wykorzystać w różnych wyzwaniach i czasówkach. Czy to zadziałało? Absolutnie nie. Nowa grupa aut obnaża wszelkie problemy fizyki jazdy. Jest dużo podsterowności, wszechobecna powtarzalność i płytkość wrażeń. Jeździ się tym okropnie, szczególnie przeskakując z konkurencyjnego Gran Turismo.

Czy mając świetną licencję trzeba tak komplikować sobie i wszystkim innym życie? Na rynku może nie ma wielkiej konkurencji, jednak tytuły jak Assetto Corsa czy iRacing pokazują, że sama jazda podobnymi bolidami może być naprawdę angażująca. Nie trzeba fajerwerków, nie trzeba płatnej kanapy, lampy czy czapki z daszkiem do naszego awatara. Jaki był cel? FUT, z samochodami, w świecie F1 (F1UT)?

Zobacz również: Najlepsze gry 2022 roku

F1 22


Front wing damage


W aspekcie wizualnym, moje oczekiwania były dosyć wysokie. W końcu byliśmy przedpremierowo karmieni niemalże fotorealistycznymi filmikami. Pierwsza niespodzianka przytrafiła się już na starcie. Zostałem powitany przez bardzo nieostre ekrany ustawień, czy to z powodu rozdzielczości czy dziwnego rozmycia na napisach. Sprawdziłem kilkukrotnie zainstalowaną wersję gry i o dziwo wszystko się zgadzało.

No nic, zaczynamy karierę. Kolejne minuty to seria małych rozczarowań. Sztuczne ruchy postaci, jak i ich wygląd. W gruncie rzeczy wszystko, co się rusza, wypada dosyć przeciętnie. Szczególnie kierownica latająca z prędkością światła na wszystkie strony w momencie wyjazdu z boksu.

Zobacz również: Thor: Miłość i Grom – recenzja filmu. Do czterech razy sztuka

Na torze jednak wszystko już jest w porządku. Ładnie wykonane bolidy i tory, odpowiedni poziom szczegółów i widoczność. Może trochę zbyt kolorowo, jednak to, co najważniejsze dostaje uczciwą szkolną czwórkę. Do wyboru mamy 2 tryby graficzne, wydajność lub grafika. Rozsądniejszą decyzją wydaje się pójść w wydajność, bo na końcu właśnie to się liczy.

Jak to w tytułach EA, nie zawodzi ścieżka dźwiękowa. Sporo licencjonowanej muzyki w menusach, motyw przewodni F1 znany z TV, czy trzeba czegoś więcej? Komunikaty „na słuchawce”, komentarz Davida Crofta i pozostałe odgłosy – wszystko jak najbardziej na miejscu. Może nie do końca działają dźwięki silników, jednak winiłbym tutaj bardziej regulacje narzucone przez FIA. Skazani jesteśmy więc na „kosiarki”.

Robert Kubica
Robert Kubica za kierownicą bolidu

Bono, my tyres are gone


Pomimo mojej decyzji o wyłączeniu asyst, na dłuższą metę przegrałem walkę z trakcją. Ilość mocy generowanej przez bolidy jest ogromna. Gaz trzeba aplikować bardzo ostrożnie, bo nawet na 5 biegu można się łatwo obrócić. Szczególnie trudne wydają się wolne zakręty, gdzie walczymy z uciekającym pojazdem, jak i podsterownością. Oczywiście jest to w jakiś sposób uzasadnione nowym regulaminem zawodów (większe, cięższe bolidy), ale w sieci z różnych stron da się usłyszeć narzekanie na ten element. Czy słusznie? Byłoby bardzo ciężko o porównanie z „realem”.

Bardzo fajne jest zróżnicowanie trybów rozgrywki. Szczególnie do gustu przypadły mi wszystkie smaczki wypracowane przez lata w „time trial”. Zapis naszego najlepszego przejazdu jest dalej obecny przy kolejnych sesjach. Dodatkowo, wraz z poprawą naszego czasu, do dyspozycji jest dynamicznie serwowany „duch” gracza o trochę lepszym wyniku. Widać czym i z jakimi ustawieniami pojechali rywale, a nawet można na szybko skopiować setup z poziomu menu. To i wiele innych, drobnych elementów tworzy naprawdę przyjemną rozgrywkę.

Zobacz również: Gran Turismo Sport DLC – poradnik dla nubów, leszczy i wafli

Najbardziej interesującym mnie trybem był multiplayer. Jednocześnie miałem tutaj też najwięcej obaw, kiedy nagrania w sieci bardziej przypominały Destruction Derby niż ściganie się. Z pomocą przychodzi opcja „beginner friendly”, dzięki której możemy uniknąć masakry noobów i najzwyczajniej przenikać przez przeciwników. Czy to dobre rozwiązanie? Nie do końca. Czy skuteczne? Jak najbardziej! Może łączy się to wszystko cholernie długo, ale mamy gwarancję namiastki uczciwej rywalizacji. Dopisuje też frekwencja, co widać po opisanym wcześniej „time trial”. Kiedy w miarę czysty przejazd nie mieści się w top 60 000, oznacza to jedno – będzie z kim grać.

F1 22 jest przepełnione rozwiązaniami obecnymi w serii już dłużej, jak i nowościami. Mamy przycisk „DRS” otwierający tylne skrzydło, możliwość rozpoczęcia kariery z dowolnego miejsca w sezonie (zachowując prawdziwą punktację na ten moment), czy nawet dostęp do telemetrii dla zewnętrznych aplikacji. To dużo więcej niż przyzwyczaiły mnie konkurencyjne, szczególnie konsolowe ścigałki. Może nie każdemu leży wydawanie pieniędzy rok w rok na kolejne iteracje, jednak dla innych jednak coroczne odświeżanie funkcji jest tym, co zachęca do dalszego spędzania czasu na torze.

F1 22


This is the final lap


Może recenzja nie wypadła zbyt pochlebnie, ale całość oceniam naprawdę dobrze. Przez ilość trybów i konfigurację asyst, tytuł jest przeznaczony dla szerokiego grona graczy. Otoczka F1 została spakowana w gotowy do akcji, przystępny produkt. Pozycja obowiązkowa dla fanów Formuły 1, jak i pozostałych początkujących i doświadczonych kierowców, szukających trochę szybszego ścigania się. Zaznaczam, że łatwo nie będzie, za to dziesiątki czy setki godzin spędzone na torze na pewno zaprocentują.

Plusy

  • Pełna licencja
  • Aktualne tory
  • Tryby gry

Ocena

7.5 / 10

Minusy

  • Zbędne dodatki
  • Uproszczona fizyka
  • Brzydkie dywany
Grzegorz Gawrysiak

Kiedyś były czasy, teraz to nie ma czasów. Szur. Marzy o zostaniu redneckiem.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze