Hellraiser – Cenobici kontra konserwatyzm

Niedawna premiera filmu Hellraiser na Hulu wprowadza nowe pokolenie entuzjastów kina grozy w mroczne zakamarki świata wykreowanego przez Clive’a Barkera. To też doskonała okazja, aby przypomnieć sobie oryginalny klasyk z 1987 roku. Porozmawiajmy więc o Hellraiserze.

W TEKŚCIE ZNAJDUJĄ SIĘ SPOILERY DO FILMÓW HELLRAISER (1987) i HELLRAISER (2022)

Hellraiser (1987) nie mógł się udać. Grupka znajomych za niecały milion dolarów miała nakręcić kasowy hit w okresie nie dłuższym niż kilka tygodni. Oczywiście, że nie mogło się to powieść. No, ale powiodło. Film Barkera okazał się faktycznie przebojem, zarobił masę pieniędzy i zapoczątkował całą serię dzisiaj uznawaną za kultową. I ta kultowość powoduje, że o Hellraiserze (1987) mówi się raczej trudno.

Bo cóż dodać do całej tej narracji hołubiącej obraz Barkera? Wiadomo, że to film ważny, przełomowy, udowadniający wyższość praktycznych efektów specjalnych nad green screenami i dobrodziejstwami grafiki komputerowej. Wszyscy już powiedzieli wszystko, co dało się powiedzieć. Zaproponuję zatem coś innego. Spróbuję odpowiedzieć na pytanie, dlaczego moim zdaniem nowy Hellraiser (2022) nie może równać się ze swoim pierwowzorem.

Zobacz również: Gotham Knights – polski zwiastun premierowy z rozgrywką

Bardzo podoba mi się zauważalny trend Hulu do resuscytacji zajechanych marek i dawania im nowego życia. Ostatni Predator kupił mnie z miejsca. Oczekiwałem więc podobnej zabawy ze strony Hellraisera. I… No, cóż… Nie zrozumcie mnie, proszę, źle. To nie jest zły film. Powiedziałbym wręcz, że jest bardzo dobry. Jego problem rozkłada się na nieco innej płaszczyźnie.

Bo widzicie, sekretem Hellraisera (1987) wcale nie były te szokujące wówczas efekty specjalne czy intrygujące kreacje cenobitów. Dzieło Barkera wyróżniało się na tle pozostałych horrorowych przebojów tonem i podejściem. Lata 70. I 80. to przecież złoty okres slasherów do których dzisiaj wracamy z lubością. I jako widzowie, i jako kultura, usiłująca przywrócić świetność tych klasyków. Natomiast za wieloma tymi filmami nie stało wiele więcej ponad rozrywkę.

Hellraiser 2
Fot. Reel Time Flick

I ponownie, nie zrozumcie mnie źle. Nie ma nic złego w rozrywce, to potrzebna i wartościowa rzecz. Natomiast jestem przekonany, że Hellraiser (1987) ma do zaproponowania znacznie więcej niż Halloween, Laleczka Chucky, Piątek trzynastego czy Koszmar z ulicy wiązów. Jestem przekonany, że Clive Barker chciał opowiedzieć historię, która byłaby prawdziwie progresywna i prowadziła wątki opowieści w niezbadane jeszcze rejony.

Przyjrzyjmy się założeniom początkowym Hellraisera (1987). Mamy troję bohaterów: Larry’ego, ułożonego, nieco nudnego mężczyznę wchodzącego w czwartą dekadę swojego życia. Mamy Julię – jego żonę, prawdopodobnie młodszą o kilka lat piękną kobietę. Julia ewidentnie nie jest w małżeństwie szczęśliwa. Często ucieka wzrokiem w znaną jedynie sobie przestrzeń, wspomina sobie znane czasy i nie jest wcale entuzjastycznie nastawiona do zmiany miejsca zamieszkania. Małżonkowie przeprowadzają się z Bosotnu i zamierzają wprowadzić do domu opuszczonego po bracie Larry’ego – Franka.

Zobacz również: Miłość na pierwszą stronę – recenzja filmu. To miała być parodia?

Po Franku ni widu, ni słychu. Larry zakłada, że siedzi w więzieniu, co zdradza widzom dwie informacje. Po pierwsze, bracia nie pałają do siebie sympatią. Po drugie – Frak nie jest kimś, kogo chcielibyśmy spotkać w ciemnej alejce. Szybko wychodzi na jaw, że między Julią a jej szwagrem doszło do płomiennego romansu. I mówiąc „płomiennego”, dokładnie to mam na myśli. Para oddawała się rozkoszy, której Julia prawdopodobnie w małżeństwie nie zaznała. Wiadomo, że łobuz kocha najbardziej.

Tylko że z tą miłością to tak so, so. O ile Julia żywi do Franka uczucia, o tyle on sam jest zainteresowany wyłącznie przyjemnością cielesną. Interesuje się nią na tyle, że decyduje się na zakup tajemniczego artefaktu od marokańskiego kupca. Ów kupiec w ogóle nie wygląda podejrzanie, z pewnością sprzedaje legitne towary. Frank więc przechodzi do działania – sprawdza, czy domniemane legendy o kostce są prawdziwe.

Hellraiser 3
Fot. Parade

Artefakt atakuje Franka łańcuchami, a następnie przenosi do innego wymiaru. Oczom widza ukazują się tajemnicze, zdeformowane postaci – wydają się torturować mężczyznę, ale nie da się tego stwierdzić wprost, bo Frank to krzyczy, to naprzemiennie się śmieje.

A potem już z górki. Larry zostaje skaleczony, przypadkowo upuszcza nieco krwi w miejscu śmierci brata, brat wraca do żywych, ale tylko trochę – bo w postaci oblepionego śluzem szkieletu. Aby przybrać ludzką postać całkowicie, potrzebuje ofiar z ludzi, w czym zakochana Julia pomaga mu całkiem chętnie. A robi to z miłości, tęsknoty i pożądania.

Zobacz również: Apokawixa – recenzja filmu. Tytuł durny i film też durny

Przy wątku pożądania chciałbym się nieco zatrzymać. Bo po pierwszym seansie Hellraisera (1987) jasne wydaje się, że jest to historia właśnie o pożądaniu oraz o cienkiej granicy pomiędzy przyjemnością a cierpieniem. O tym mówią też sami cenobici, twierdząc, że są poszukiwaczami doświadczeń wykraczających poza standardowe pojmowanie. Interesuje ich krańcowy ból – będący jednocześnie krańcową przyjemnością. Doświadczenie tak dalece wychodzące poza pojmowanie zmysłowe, że w zasadzie nazywanie go, traci znaczenie.

Nie byłbym sobą, gdybym nie zdmuchnął kurzu pokrywającego filozoficzne księgi w celu przekonania się, co o relacji bólu i przyjemności twierdzą dawni mistrzowie. W dialogu Platona pt. Fileb dochodzi do interesującej rozmowy Sokratesa z tytułowym Filebem. Przedmiotem dyskusji jest owa relacja pomiędzy, zdawałoby się, dwiema skrajnościami. W toku rozmowy pojawia się interesujący wątek wspólnego źródła obu uczuć. Ból nie jest jednoznacznie kojarzony ze złem, rozkosz niekoniecznie musi być dobra. Natomiast najbardziej interesująca obserwację przedstawia Sokrates, twierdząc, że rozkosz osiąga się wyłącznie poprzez ból, co tym samym podważa założenia hedonizmu.

Hellraiser 4
Fot. IMDB

Spinoza czy Descartes byli zdania, że ból i rozkosz mają charakter kontinuum, następują po sobie, jak awers i rewers jednej monety. Psychoanaliza i koncepcje behawiorystyczne łączą z tymi doznaniami mechanizm autonagradzania – robimy pewne rzeczy tylko po to, aby odczuwać ból lub przyjemność. Lub jedno i drugie. Wiecie, to trochę jak z ciągłym dotykaniem językiem ćmiącego zęba. Albo drapanie się po świeżej ranie. Byłoby dużym nadużyciem powiedzieć, że człowiek unika bólu.

Na podświadomym poziomie występuje więc potrzeba doświadczania cierpienia. Niekiedy jest to rozpacz całkowicie emocjonalna, kiedy ponownie katujemy się błędami popełnionymi w przeszłości. Innym razem faktycznie zadajemy sobie ból poprzez mikro ruchy, zdradzające naszą potrzebę do przeżywania fizycznego dyskomfortu. Pozwólcie, że nie będę zagłębiał się w biologiczne, psychologiczne czy filozoficzne podwaliny orbitujące wokół sadomasochizmu, ale wszyscy przecież wiemy, że ta przedziwna sfera człowieczeństwa drzemie w każdym z nas. Mniej lub bardziej.

Zobacz również: Historia Michaela Cimino. Czyli o tym jak (prawie) zabito Hollywood

Cenobici nie robią więc nic wyjątkowego, nie odkrywają Ameryki. Są jedynie unaocznieniem ludzkich pragnień, odwiecznych dążeń do przekraczania granic doświadczenia, do znalezienia ostatecznego wyzwolenia z więzienia, jakim jest nasze ciało. Chcemy się niejako zniszczyć poprzez rozkosz. Cenobici dają to na tacy. Obryzganej krwią i z ząbkowanymi krawędziami, ale jednak tacy.

Ta transgresywność jest w ogóle specyficznym wątkiem w kontekście filmu Hellraiser (1987). Clive Barker chciał opowiedzieć historię o nieco innym kształcie niż to, co zwykle proponowało amerykańskie kino klasy B lat 80. Nie interesowało go zamykanie bandy nastolatków w odosobnionym obozie. Chciał wprowadzić do kina realną postać kobiecą – ze swoimi potrzebami, również seksualnymi, z poczuciem niespełnienia tradycyjnymi wartościami małżeńskimi, i, co tu dużo mówić, mało interesującym mężem, który pewnie głosował na Regana.

Hellraiser 5
Fot. Moria Reviews

Na kanale In Praise of Shadows dostępny jest materiał o całej serii Hellraiser. Autor słusznie zwraca uwagę na sytuację społeczno-polityczną ówczesnych Stanów Zjednoczonych – Europy w ogóle. Schyłek Zimnej Wojny, Regan u władzy w USA, Thatcher na stołku premiera, antykomunistyczne nastroje i konserwatywne inklinacje. W takich czasach trudno jest zerwać z tradycyjnym modelem funkcjonowania społecznego, w którym kobieta kulturowo nie ma prawa na seksualne wyzwolenie i niezadowolenie płynące z nudnego małżeństwa.

Clive Barker chciał pokazać postać, która doskonale rozumie, że rozkosz i cierpienie są awersem oraz rewersem jednej monety. Pożądanie w stosunku do bad boy’a Franka i rozpacz nudy małżeństwa. Typowa dychotomia dzień/noc, słońce/księżyc. Z tym że na to studio zgodzić się nie mogło, tego nikt by w kinach nie puścił. Zatem Julia staje się zimnokrwistą morderczynią a Frank – karykaturalnym psychopatą.

Zobacz również: Dyskretny urok zła – dlaczego uwielbiamy psychopatów?

Natomiast te zamiary wprowadzenia naprawdę progresywnej bohaterki poszukującej spełnienia poza swoim małżeństwem są nad wyraz widoczne. Zwłaszcza w pierwszej części filmu. Cenobici tak naprawdę oferują coś, co człowiek od zawsze próbuje osiągnąć – złamanie systemu. Wprowadzenie człowieka w struktury, w ramach których wszelkie nakazy i zakazy nie obowiązują, nie są w mocy. Tam, gdzie kończy się rozróżnienie na ból i rozkosz, kończy się rozróżnienie na role społeczne, kulturowe oczekiwania i zobowiązania wobec mężczyzny.

Jest taka scena, w której rozdarta wewnętrznie Julia próbuje odwrócić uwagę Larry’ego od hałasu dobiegającego ze strychu – gdzie ukrywa się demonicznie wyglądający Frank. Aby skutecznie odwieźć męża od pomysłu zajrzenia na piętro, zaczyna go całować w sposób inicjujący zbliżenie. Larry jest jednak nieugięty. Sprawdza strych, ten okazuje się pusty. Para więc przenosi się do sypialni w wiadomym celu. Julia zauważa Franka czyhającego w szafie. Szwagier, wyciągnąwszy nóż, zbliża się do nieświadomego Larry’ego. Napięcie sięga zenitu, Julia pęka, krzyczy, wpada w szloch. Speszony Frank wraca do szafy, a pełen niezrozumienia Larry zarzuca Julii irracjonalne zachowanie. Bo przecież kobieta nie może najpierw zainicjować zbliżenia, a potem się wycofać. Not on man’s watch.

Hellraiser 6
Fot. The Scariest Things

Widać więc, że Barker chciał powiedzieć, że nie podoba mu się ten konserwatywny punkt widzenia. A że jest przy okazji człowiekiem bardzo kreatywnym, to stwierdził, że grupka zakonników o zdumiewająco powykręcanych ciałach doskonale mu do tego posłuży. Nie chcę powiedzieć, że Hellraiser (1987) to film polityczny, widzę w nim jednak jakiś rodzaj zabrania głosu. Powiedzenia, że coś tu w tej kulturze i społecznym porządku jest mocno not yes.

Dlatego rozczarował mnie Hellraiser (2022). Nie dostrzegłem w tym filmie nic podobnego. Nie uważam, żeby reżyser musiał koniecznie komentować jakoś rzeczywistość, ale potencjał był. Tym bardziej że filmowcy nie bali się tutaj kontrowersji. Pinhead pierwszy raz w historii serii grany jest przez żeńską aktorkę. I trzeba powiedzieć, że Jamie Clayton robi robotę. Jest nie tylko równie przerażająca, co Doug Bradley, oryginalny odtwórca tej roli, ale również odpowiednio magnetyzująca i fascynująca. Idealny casting.

Zobacz również: Najlepsze książki Vespera

Przeszkadza mi natomiast to, że za filmem nie stoi głębsza koncepcja i jakaś większa idea – bo to po prostu lubię i tego w sztuce szukam. Uważam, że właśnie po to nam filmy, gry, komiksy i książki, żeby w atrakcyjny sposób móc powiedzieć coś ciekawego o świecie. Niekoniecznie prawdziwego, ale po prostu przedstawić swój punkt widzenia. Z drugiej strony wiem też, że nie zawsze wychodzi to na dobre. Nowy Candyman na przykład próbował i ostro się na tym przejechał.

Brakuje mi w obrazie Davida Brucnkera tego zafiksowania na relacji bólu i przyjemności, jaki towarzyszył bohaterom pierwowzoru. W nowej wersji mamy do czynienia bardziej z historią o radzeniu sobie ze stratą, konieczności wzięcia na klatę ciężaru swoich decyzji. Sami cenobici mają dość pretekstową rolą. Ot, są po prostu boogeymanem, straszakiem, na którego można znaleźć prosty sposób, których da się przechytrzyć i nawet pokonać ich własną bronią.

Hellraiser 7
Fot. CNN

Wyobraźnia Brucknera też daleka jest od absolutnie chorych koncepcji powołanych do życia przez Barkera. Obwiniam zatem nowe wcielenie Hellraisera o brak pomysłu. A przynajmniej brak pomysłu, który byłby chociaż w części tak interesujący, jak pierwowzór.

Błażej Tomaszewski

Lubi rzeczy oraz pisanie. Dlatego pisze o rzeczach.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najpopularniejsze
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Łukasz

Witam. Na polskim Disney plus nie ma nowego Hellraisera przecież