Uzumaki (Spirala) to manga autorstwa Junji Ito pierwotnie publikowana w latach 1998-1999. Przez wielu entuzjastów japońskich komiksów uważana jest za absolutny szczyt w dorobku artysty i niekwestionowany top w kategorii horrorów. Z czego wynika fenomen Spirali?
Horrory są dość specyficzną konwencją. Z jednej strony kojarzymy je przede wszystkim z medium filmowym, a jednak swoją tradycją sięgają dzieł literackich. Wskazując kilka ważnych etapów w rozwoju opowieści grozy, musimy pamiętać o wkładzie Azjatów w ten gatunek kina.
Groza w wydaniu dalekowschodnim odznacza się jednak wieloma różnicami względem zachodniego modelu. Przede wszystkim widać w niej dużo większy nacisk na klimat, samą atmosferę opowieści, a nie tylko na jej treść. Co – nie ukrywajmy – jest znacznie bliższe literackim prekursorom.
Zobacz również: Daredevil – superbohater autentyczny
Takie klasyki jak Frankenstein, Drakula, Mnich, Upiór w operze czy Golem aż kipią gęstym nastrojem. Naturalnie sama treść nie jest mniej ważna, lecz forma wielokrotnie gra pierwsze skrzypce. Wydaje mi się, że rozwój tzw. slasherów (a więc horrorów opartych o pomysłowo mordującego bohaterów antagonistę) oraz ich niesłabnąca popularność przeniosły środek ciężkości z klimatu narracji na jej zawartość. Zwłaszcza w kinie i telewizji.
Co powoduje, że horror jest skuteczny? Trudno odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie, przecież to tak jak z humorem. Każdy ma nieco inne podejście do żartów i co jednego bawi, innego może wręcz żenować. Ze strachem sprawa ma się analogicznie. Horrory zatem sięgają po najróżniejsze poetyki oraz sposoby wzbudzania dreszczyku emocji u odbiorców.
Współcześnie jednak wiele mówi się o przesycie jump scare’ami, a więc gwałtownymi, niespodziewanymi scenami o podkręconej intensywności. To dość prosta sztuczka. Postać powolnym ruchem otwiera drzwi, aby nagle na ekranie pojawiła się wykrzywiona w przerażającym grymasie twarz upiora. No, i wszyscy mają bieliznę do wymiany ze strachu.
Problem polega na tym, że efekt zaskoczenia wywołany dysonansem poznawczym nie ma zbyt wiele wspólnego z grozą jako taką. Warto pamiętać też o tym, że na kartach książek czy komiksów takie straszaki są niemożliwe do zrealizowania. Jak więc poradzić sobie w medium pozbawionym multisensorycznych właściwości?
Zobacz również: Thor: Miłość i Grom – recenzja filmu. Do czterech razy sztuka
Uzumaki to przykład idealnego wykorzystania grozy. Zanim jednak zaczniemy wgryzać się w tkanki tej mangi, zastanówmy się, jaka jest różnica pomiędzy grozą, strachem i lękiem. Zagadnienie to doczekało się wielu opracowań i monografii, ja natomiast postaram się przedstawić ten problem w nieco prostszym, potocznym znaczeniu.
Najłatwiej jest zdefiniować strach. Boimy się konkretnych rzeczy, strach więc zawsze ma swoją konkretyzację w przedmiocie. Może to być biegnący na nas rozzłoszczony pies albo podążająca za nami zakapturzona postać. Znamy kontekst tego, co wywołuje w nas strach, potrafimy to nazwać i jasno określić.
Lęk i groza są już mniej racjonalne. Ten pierwszy odczuwamy w niekomfortowych sytuacjach. Wiemy, że przypadło nam w udziale coś, co ów lęk wywołuje, natomiast trudno nam rozpoznać konkretny obiekt czy wydarzenie. Lęk może być wynikiem utajonych traum lub nieprzepracowanych doświadczeń wywołujących w nas poczucie zagrożenia. Nie jest to racjonalne uczucie, aczkolwiek uporczywie prawdziwe.
Groza to stan zewnętrzny, aura towarzysząca określonym wydarzeniom, osobom czy przestrzeniom. Grozę możemy odczuwać w ruinach starego zamku, ponieważ kontekst kulturowy, w którym się znajdujemy, podpowiada nam, że jest to sceneria bezpośrednio kojarzona z niebezpieczeństwem. Groza bywa konwencjonalna, ma swoje określone atrybuty – łatwo je rozpoznać, aby poczuć dyskomfort. Wystarczy zejść do ciemnej piwnicy czy znaleźć się w opuszczonym magazynie nocą.
Zobacz również: Nieznośny Ciężar Wielkiego Talentu od jutra na Cineman.pl
Umiejętny autor horrorów potrafi żonglować wszystkimi powyższymi elementami. Umiejętnie dawkuje składowe świata przedstawionego, aby ułatwić nam poznanie panujących w nim zasad. Najciekawsze dzieła kultury oczywiście dekonstruują przytoczone przeze mnie zasady, aby wywołać w nas całkowicie nieoczekiwane uczucia.
Junji Ito robi to z prawdziwą wirtuozerią. Uzumaki zaczyna się jak bardzo typowy horror. Oto bowiem poznajemy Kirie, osiemnastoletnią licealistkę, której oczyma oglądamy wydarzenia dziejące się w niewielkim miasteczku Kurôzu-Cho.
Dziewczyna prowadzi dość standardowe życie, ma zwykłych rodziców oraz nieco wycofanego chłopaka, Suichiego. Wszystko zmienia się, kiedy ojciec jej partnera zaczyna mieć osobliwą obsesję na temat spirali – hipnotyzującego wzoru pojawiającego się w naturze i kulturze.
Zatrzymajmy się tutaj na sekundę. Trzeba oddać autorowi Uzumaki, że perfekcyjnie sobie to wykombinował. Jakby się nad tym zastanowić, to spirala faktycznie jest dość osobliwa. Może nie nazwałbym tego jeszcze grozą, natomiast zwężająca się ku wnętrzu regularna linia potrafi wzbudzić coś w rodzaju niesamowitości.
Zobacz również: The Princess – recenzja filmu. Średniowieczna ‘Atomic Blonde’
Wiecie, to trochę tak jak ze złotym podziałem. Czujemy się nieco niekomfortowo, kiedy widzimy w naturze coś tak perfekcyjnie zaprojektowanego, tak przemyślnie wykonanego. Pojawia się wtedy dziwna myśl, że nie może być to przecież dzieło przypadku. Istnienie powtarzających się, regularnych wzorów wysyła nasze myśli w kierunku fatalizmu i determinizmu wszechświata, czyż nie?
A może to tylko ja.
Nietypowość spirali staje się dla Junji Ito przyczynkiem do stworzenia całej mitologii skupionej w mieście Kurôzu-Cho. Manga podzielona jest na trzy tomy oraz dziewiętnaście rozdziałów. Początkowe chaptery nie są ze sobą ściśle powiązane fabularnie, natomiast pod koniec historii – bezpośrednio wynikają jeden z drugiego, a ciągłość przyczynowo-skutkowa jest nieprzerwana.
Skoro osią wydarzeń jest spirala, to mamy do czynienia ze strachem, prawda? Przecież jest to konkretny, nazywalny obiekt. Tutaj właśnie autor wywraca wszystko do góry nogami. Mieszkańcy miasteczka zaczynają popadać w szaleństwo na punkcie tego wzoru – nikt jednak nie potrafi wyjaśnić przyczyny. A to już wykracza poza jasno lokalizowany obiekt.
Potencjometr podkręca dodatkowo fakt, że w miasteczku zadomawiają się wydarzenia paranormalne – jak chociażby to, że ojciec Suichiego (pierwsza osoba owładnięta manią spirali) sam zamienia się w ów charakterystyczny wzór. Makabrycznie powykręcany ku środkowi okręgu zostaje znaleziony przez członków rodziny na dnie drewnianej balii.
Zobacz również: Człowiek kontra pszczoła – recenzja serialu. Powrót Rowana Atkinsona
Tu pojawia się kolejny element, na jaki stawia Ito – body horror, a więc przerażające deformacje ciała. Autor komiksu miesza wątki mistyczne z klasyczną, znaną chociażby z dzieł Carpentera, poetyką lęku przed utratą kontroli nad funkcjonowaniem naszego organizmu.
W Kurôzu-Cho mieszkańcy zamieniają się w ślimaki; włosy rozrastają się do nieprawdopodobnych długości, aby następnie zacząć się zawijać i żyć własnym życiem; ciężarne kobiety wysysają krew z pacjentów szpitala; na rękach i nogach wyrastają zrogowacenia przypominające rogi koziorożców; blizny na czole pogłębiają się, aż przewiercają przez całą twarz; ciała kochanków ze zwaśnionych rodzin splatają się niczym okrętowe cumy…
Jak widzicie, sporo tego. Cały komiks utrzymany jest w nieco onirycznym klimacie, mieszkańcy nie dziwią się, że na własne oczy doświadczają wydarzeń przeczącym zasadom logiki, fizyki i zdrowemu rozsądkowi. Z czasem dostrzegają, że całe miasteczko jest obezwładnione przez widmo spirali. Dlaczego tak się dzieje? Tego już nie zdradzę, bo finał jest po prostu zbyt dobry, aby go bezpardonowo sprowadzić do kilku zdań nieudolnego streszczenia.
Junji Ito sięga więc w Uzumaki po wszystkie manifestacje strachu, lęku i grozy. Nie bez przyczyny jest również fakt, iż japoński mangaka ewidentnie inspiruje się nieskrępowaną wyobraźnią Lovecrafta. Sam klimat małego, oddzielonego od reszty świata miasteczka nawiedzanego przez coś, co wydaje się pradawnym złem, momentalnie odwołuje nas do mitologii Cthulu.
Zobacz również: Najlepsze filmy animowane dla dzieci
Nie bez przyczyny zresztą – jest coś naprawdę przerażającego w świadomości, że być może istnieje gdzieś niedaleko nas odwieczna siła wymykająca się naszym zmysłom. Niezależnie od tego, czym miałaby ona być. Już sam brak pewności potrafi mocno podwyższyć poziom kortyzolu w organizmie.
Ito wie, że nic nie jest równie przerażające, co nieznane. I nawet nie chodzi tutaj o ukrywanie strasznego potwora w ciemności czy poza kadrami. Owszem, manifestacja spirali w każdym rozdziale jest dawkowana, groza podlega stopniowemu budowaniu, aby wypełznąć na nas w całej okazałości podczas finału. To bez wątpienia pomaga.
Natomiast ważniejsza jest tutaj konfrontacja z następstwem problemu, a nie samym problemem. Widzimy, jak potworne rzeczy dzieją się z ofiarami spirali. Powykrzywiane ciała, przerażające metamorfozy i sugestywne deformacje. To w połączeniu z niepewnością, skąd owo „zło” się wzięło, tworzy niebywale gęsty klimat.
A przecież patrzymy na wszystko oczami bezbronnej dziewczyny. Osoby niezdolnej do przeciwstawienia się nikomu i niczemu. Bezradność Kirie przelewa się na bezradność całego miasta. Czytelnik więc przerzuca kolejne strony z napięciem, zaangażowaniem, ciekawością i poczuciem grozy.
Zobacz również: Czy androidy (nadal) śnią o elektrycznych owcach? Blade Runner czterdzieści lat później
Bo autor Uzumaki nie chce nas prostacko straszyć. Chce nas wprowadzić w pewien trans. Poprzez konstruowanie misternie rozwijającej się tajemnicy, pokazuje, jak bardzo możemy ulegać lękowi, doświadczając pozornie naturalnych elementów rzeczywistości. Ito mówi nam, że rzeczywistość, w której żyjemy, jest absolutnie niesamowita, a przez to – pełna grozy.
Uzumaki to więc historia o tym, że groza, lęk i strach wpisane są w naturalny sposób w nasz wszechświat, a sam kosmos jawi się jako coś tak wymykającego się zmysłom, że nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć sobie na fundamentalne pytania egzystencjalne. Nie wiemy, czym jest, skąd się wziął i dlaczego nieprzerwanie trwa.
Ito tka swoją opowieść, korzystając z garnituru najróżniejszych formuł i poetyk zarówno dalekowschodniego, jak i zachodniego horroru. W Uzumaki proponuje nam niezwykłą opowieść grozy o położeniu człowieka w świecie, aby wywołać w czytelnikach poczucie dziwności, że w ogóle istniejemy i że istnieje rzeczywistość.
Uzumaki sprawi, że następnym razem podczas wędrówki po spiralnych schodach, zrobi wam się nieswojo. I to będzie fantastyczne uczucie.