Najgorsze filmowe sequele


Ryś (2007)

Czym wytłumaczyć powstawanie takich tworów, jak kontynuacja jednej z najbardziej kultowych komedii w historii? Chciwością? Żerowaniem na marce? Przed premierą Rysia można się było jeszcze łudzić, że da się z tego zrobić coś przyzwoitego, wszak znowu był Stanisław Tym, który miał po prostu poczarować swoim poczuciem humoru. Wszystko fajnie, tylko ta magia oryginału uciekła. Nie było śmiesznie, nie było niezapomnianej atmosfery, nie było niczego. Było za to mnóstwo zażenowanych widzów. To nie był Ryś na miarę naszych możliwości.


Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki (2008)

Powody powstawania sequeli po latach są przeróżne. Najczęściej jednak twórcy oryginałów są przekonani, że niewiele z ich pomysłów da się już wycisnąć, więc te niepotrzebne części dużych marek powstają po wielu latach, żerując na poprzednikach, z innymi reżyserami i jawnym skokiem na kasę. Tutaj jednak, niespełna trzy dekady po zapoznaniu nas z najsłynniejszym archeologiem świata, za kontynuowanie jego historii znowu wziął się Steven Spielberg, a do kultowej roli wrócił Harrison Ford. Problem w tym, że w popkulturze XXI wieku, kiedy to pałeczkę w wyznaczaniu podróżniczo-przygodowych trendów zaczął powoli przejmować Nathan Drake, Indy wyglądał jak dinozaur, który stara się jak może, ale niestety już nie potrafi. I co gorsza, jest plan aby pokazał to jeszcze raz…


S. Darko (2009)

Donnie Darko z 2001 roku to bez wątpienia film kultowy. Posiał niecodzienną fabułę, która dawała do myślenia i pozwalała nam na subiektywną interpretację. Do tego jedną z lepszy ról w swojej karierze zanotował tam Jake Gyllenhaal. Po świetnym odbiorze filmu twórcy postanowili oczywiście stworzyć kontynuację. W sequelu zabrakło jednak scenarzysty i reżysera oryginału – Richarda Kelly’ego oraz Gyllenhaala, co już mogło budzić pewne obawy co do jakości S. Darko. No i słusznie, bo kontynuacja była kompletną klapą i nie miała nic, za co pokochano Donnie Darko. Film z założeniach miał być wartością dodaną do oryginału, jednak ciężko tu coś takiego znaleźć. Każdy, kto oglądał pierwszą część, bez problemu przewidzi również zakończenie. Kuleje tu realizacja z reżyserią na czele. Słaba jest nawet muzyka, która w pierwszej części była świetna, a na pewno każdy kojarzy kawałek Mad World. Wszystko to puentują sztampowe i szablonowe postacie, które na dodatek zostały słabo zagrane przez aktorów. Sequel najgorszy z najgorszych.


Poznaj naszą rodzinkę (2010)

Mimo dwóch filmów, ślubu Grega i Pam oraz dorobienia się wnucząt, senior rodu – Jack – dalej nie ufa swojemu zięciowi. Co więcej, odwraca przeciw niemu także swoją córkę, a jego żonę. Po tylu latach wiecznej paranoi, doradziłbym uciec głównemu bohaterowi z tej toksycznej rodziny.


Szklana Pułapka 5 (2013)

A Good Day to Die Hard, tak w oryginale brzmi tytuł i z niego można odczytać brak jakiejkolwiek potrzeby powstania tego filmu. Dni dobrych, aby serię tę ukatrupić było mnóstwo, a miały one miejsce gdzieś między latami 1995-2007, czyli po znośnej trójce, a przed nieznośną czwórką. Twórcy jednak jadą z podstarzałym Johnem McClane’em dalej. W piątej części dali mu do pomocy Jaia Courtneya, który był fatalny, a na stołek reżyserski posadzono, Johna Moore’a gościa który wcześniej ukatrupił marzenia fanów o dobrej ekranizacji Maxa Payne’a. I jak niby to miało wyjść?


Hobbit: Bitwa Pięciu Armii (2014)

Dobrze, dobrze, wiem, że mowa o sequelach, a nie prequelach. Dlatego zamieszczamy trzecią część Hobbita, choć szczerze mówiąc, przygody Bilba Bagginsa wypadają naprawdę kiepsko przy Władcy PierścieniBitwa Pięciu Armii to zakrawający bardziej o animację niż film aktorski potworek, którego CGI razi po oczach, a klimat Śródziemia wyparował bez śladu.


Transformers: Wiek zagłady (2014)

Seria Transformers na spokojne mogłaby zająć 1/5 naszego rankingu. Były części złe i bardzo złe, ale od jedynki z 2007 roku roboty z kosmosu coraz bardziej zbliżają się do granic możliwości widzów. Jak widać wybór tej jednej, najgorszej z najgorszych nie należał do najłatwiejszych. Zdecydowałem się na 4. cześć, w której to, według mnie, Bay osiągnął apogeum absurdów i niedorzeczności – choć dla samego reżysera mógł to być film idealny, bo jego ukochane wybuchy nie były tu niczym skrępowane. Pierwsze trzy części, choć na pewno nie stanowiły wyżyn twórczych Hollywood, to dawały dobrą rozrywkę, a niczego więcej nikt nie oczekiwał. Jednak od Wieku zagłady dostaliśmy przetasowania w obsadzie – drewniany Wahlberg za znośnego Shia LaBeoufa. Do tego w czwórce scenarzyści kompletnie się pogubili, dając nam zlepek scen, które tworzyły jedynie wielki chaos – wychodząc z kina nie miałem pojęcia, o czym był film. W dwie i pół godziny seansu akcja szybko robiła się monotonna, a my tylko patrzyliśmy, ile jeszcze będą trwały te tortury. Nie polecam.


Kontynuuj czytanie zestawienia Najgorsze Filmowe Sequele na następnej stronie!


Strony: 1 2 3 4 5 6 7

Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze