Kogo zabije sequel Sześć stóp pod ziemią?

Ostatnio w nowinkach popkulturowych pojawiła się ploteczka, że stacja telewizyjna HBO rozważa stworzenie kontynuacji Sześć stóp pod ziemią. Co to dla nas oznacza? Jednym słowem – śmierć. UWAGA! W tekście sporo spoilerów – między innymi seriali I tak po prostu, Roseanne, Kochane Kłopoty i filmów między innymi, Gwiezdne Wojny czy Krzyk 5

Owszem, śmierć dotychczas była istotnym elementem życia codziennego rodziny Fisher, bohaterów serialu Sześć stóp pod ziemią. Tym razem jednak sprawa wygląda nieco inaczej. Trudno spodziewać się powrotu całej oryginalnej obsady co do joty, a coś z nieobecnymi trzeba poczynić. Cóż takiego? To, na co w ostatnich latach pozwoliło sobie również Seks w wielkim mieście, Roseanne czy Star Wars. Czy tylko ja mam wrażenie, że śmierć postaci, którą widzieliśmy wiele lat podczas emisji powtórek… jest bardziej dobitna i w jakiś sposób druzgocząca?

Zobacz również: TOP10 – Ulubione Seriale Rednacza Wdowika

Gwiezdne Wojny Przebudzenie Mocy plakat
Fot. Materiały prasowe

Łatwo polubić jest serialowych bohaterów — śledzimy ich losy przez wiele odcinków i z czasem zaczynamy rozumieć to, jak działa ich psychika, charakter. Naprawdę poznajemy tych wymyślonych ludzi! Z biegiem czasu niektóre postaci umierają, najczęściej gdy komuś nie chce się już grać. No cóż, bywa. Śmierć nadaje wydarzeniom dramatyzmu, jest niezbitym dowodem tego, że zagrożenie, które czyha na bohaterów, jest prawdziwe. W przeszłości protagoniści umierali rzadko, albo też wcale. Mam wrażenie, że znaczną rolę w zmianie sposobu prowadzenia historii miały takie seriale jak Rodzina Soprano czy Lost. Czy był lepszy sposób na pokazanie, że wyspa naprawdę jest niebezpiecznym miejscem niż wyrżnięcie praktycznie całej obsady?

Lost
Fot. Materiały prasowe

Serialowe sequele doprowadziły jednak do innej, równie niecodziennej sytuacji. Zaczynają bowiem umierać te postacie, które pierwotnie miały dożyć happy endu. Produkcja dobiega końca, a po mniej więcej pięciu, dziesięciu, czy piętnastu latach ktoś decyduje się dopisać dalszy ciąg historii. Czy każdy osoba grająca niegdyś w kultowym cyklu nadal będzie zainteresowana czekiem? Niekoniecznie. Wtedy do gry wchodzą „poza kadrowe” śmierci, lub takie, które zdarzają się w pierwszych odcinkach seriali czy filmów. I to jest tekst poświęcony tym poległym bohaterom.

Zobacz również: Najlepsze hiszpańskie seriale

A trzeba przyznać, że nikt nie jest bezpieczny! Nawet główni bohaterowie! Roseanne Conner, główna bohaterka serialu Roseanne przeżyła 8 sezonów sitcomu pełnych śmiechu, rodzinnych dramatów, a nawet pochowała męża. Ktoś w końcu zdecydował się nakręcić dalszy ciąg historii. Wszyscy członkowie oryginalnej obsady wrócili… jednak nie na długo. Główna bohaterka została zabita tylko i wyłącznie za to, że odtwórczyni roli, Roseanne Barr napisała szereg głupich Tweetów. No dobra, może i były głupie, ale w przeciwieństwie do np. Kevina Spacey nikt bezpośrednio nie ucierpiał. To jednak wystarczyło, by postać, która gościła na naszych telewizorach przez tak długi czas, została zabita. 30 lat to całkiem spora liczba, nie trudno wyobrazić sobie, że niektórzy znali tę bohaterkę wręcz przez całe życie.

Zobacz również: Kingsman: Pierwsza Misja — recenzja filmu. Ra, ra…ratunku

Obsada serialu Roseanne- revival/Sześć stóp pod ziemią art.
Fot. Materiały prasowe

Kolejny dobry przykład to Mr. Big z Sex and the City, w którym grał praktycznie od samiutkiego początku, czyli od 1998 roku. Wielka, toksyczna miłość Carrie Bradshaw, felietonistki, która w fikcyjnej gazecie pisała kolumnę Sex and the City do przystojnego bogacza, rozpalała serca niejednego widza. Wszyscy żyli tym związkiem i wreszcie przy okazji pierwszego filmu kinowego byliśmy świadkami ich ślubu! Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że ktoś zdecydował się dalej to niepotrzebnie ciągnąć.

Najpierw nakręcono żenujący, rasistowski sequel. Nie minęło dużo czasu, a w świat poszły plotki na temat jego kontynuacji. Jeszcze kiedy I tak po prostu było roboczo nazywane trzecim filmem kinowym, pojawiły się pogłoski o tym, że Mr. Big umrze na zawał, a Samantha Jones będzie miała romans z nastoletnim synem swojej przyjaciółki. (Potem obsada będzie się dziwiła, że Kim Cattrall nie będzie zainteresowana udziałem w tym dziele). Ostatecznie Mr. Big wrócił w I tak po prostu…. tylko po to, aby zginąć. Czy naprawdę tego potrzebujemy jako odbiorcy?

Sex and the city obsada/Sześć stóp pod ziemią art.
Fot. Materiały prasowe

Kolejne przykłady, które przychodzą mi do głowy to Richard Gilmore z Kochanych Kłopotów, Dewey w Krzyk 5, czy Han Solo w Przebudzeniu Mocy. No i przecież mamy też Laurie Strode, kultową protagonistkę z serii Halloween, która już dwukrotnie wstała z grobu! Podczas gdy Richard został uśmiercony w dosyć zgrabny sposób i było to spowodowane śmiercią aktora, tak nic nie broni pozbycia się reszty, które było spowodowane tylko tym, aby widz przeżył tani dreszczyk emocji. Dlaczego mamy patrzeć na to, jak umierają nasi ulubieńcy?

Zobacz również: Halloween Zabija — recenzja filmu. Zabija, ale resztki mojej wiary w przemysł filmowy

Co do Krzyku jako franczyzy, to może i owszem, było co najmniej dziwne, że praktycznie w każdej części Dewey cierpiał na syndrom „zabili mnie, ale uciekłem”, ale równie tandetna wydaje mi się scena śmierci, którą zaserwowali mu reżyserzy. I o Boże, jakie to było przewidywalne! Podobnie ma to miejsce w przypadku Gwiezdnych Wojen. Owszem, Harrison Ford chciał zabić Hana już wiele lat temu, ale skoro aż tak nie lubił tej postaci, to mógł strzelić małe cameo w postaci hologramu i wytłumaczenia, że znajduje się w kompletnie innym miejscu w galaktyce i nigdy nie zdąży na miejsce, by wziąć udział w wydarzeniach. Mielibyśmy powrót uwielbianego bohatera, a jednocześnie nikt nie musiałby umierać!

Zobacz również: Ku czci Stanisława Lema

Ponawiam pytanie — dlaczego mamy patrzeć na to, jak umierają nasi ulubieni bohaterowie? Hollywood, zamiast wymyślić nową, intrygującą fabułę woli wrócić do tego co już było, a jednocześnie zniszczyć materiał źródłowy. Tanim plot twistem maskują brak większego pomysłu, często sprawiając, że nowe dzieło nie jest lubiane zarówno przez zatwardziałych fanów serii, jak i ma problemy z odnalezieniem świeżej widowni. Jeżeli I tak po prostu otrzyma drugi sezon, to tylko po to, by nie było wstydu na dzielnicy. A wstyd zdecydowanie jest, bo nowe odcinki przygód bohaterek do pięt nie dorastają Seksowi w wielkim mieście. No i dobrze, ja rozumiem, że stary SATC był nierealistyczny, bo pokazywał jakiś wyimaginowany świat, w którym Nowy Jork jest „biały”, chociaż rzeczywistość jest inna. Ale ten serial powstał w latach 90! To do jasnej cholery… dawno! Czy naprawdę nie możemy mu tego wybaczyć?

Przecież wiele nowych seriali jest osadzonych w tym mieście, od The Bold Type czy chociażby nową Plotkarę. Czy naprawdę będziemy mieli za złe produkcji, która ma około 20 lat to, że jest staroświecka? Wydaje mi się to strasznie nie fair, zwłaszcza, ze kiedyś był on chwalony za to, jak postępowym jest.

Zobacz również: The Walking Dead — recenzja 11 sezonu. Czy trupy nadal żyją?

Will & Grace obsada/Sześć stóp pod ziemią art.
Fot. Materiały prasowe

W takim razie, o co chodzi? Dlaczego ja znowu narzekam? Chciałbym, aby producenci zostawili groby dawnych hitów i bez powodu ich nie rozgrzebywali. Owszem, jeżeli jest szansa napisania czegoś dobrego, poprawienia starych błędów i zarobienia kasy – zróbcie to! Dobrym przykładem udanego powrotu jest serial Will & Grace, który wrócił z paroma sezonami. Ale na Boga, jeżeli nowy scenariusz ma tylko zdenerwować dawnych fanów, a na dodatek pokazy demo wyraźnie dają znać, że nowy odbiorca również słabo reaguje na naszą produkcję, to po prostu porzuć pomysł. Nie zabijajmy każdej postaci, tylko dlatego, że ktoś dwadzieścia lat po zakończeniu gry w serialu nie chce brać udziału w jego kontynuacji – cierpi na tym zarówno sam twór, klimat opowieści jak i przede wszystkim widz, który teraz trzaskając sobie rewatche danej produkcji wie, jak skończy dana postać. I to nie jest przyjemna wiedza.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze