Eternals – recenzja filmu [DVD]

Ten film wzbudził wiele kontrowersji, na pewno więcej, niż sam Kevin Feige chciał. Z racji premiery filmu na DVD, przypominamy naszą recenzję filmu Eternals!

Wraz z kolejnymi obwieszczeniami na temat przyszłości Marvela po Avengers: End Game, pojawiła się w mojej głowie, a podejrzewam nie tylko mojej, myśl — to uniwersum naprawdę, kurnia, się rozdrabnia. Zmierza w raczej dość ryzykownym kierunku. Bo, oczywiście, więcej produkcji równa się więcej mamony, ale czy naprawdę potrzebowaliśmy rozszerzenia uniwersum o seriale na Disney+? I to do tego o Falconie i Zimowym Żołnierzu? Czy solowy film o zmarłej już Czarnej Wdowie wniósł coś ciekawego do tego świata, poza rosyjskim Harvey Weinsteinem?

Zobacz również: Spider-Man – Historia Życia – recenzja komiksu. Ta opowieść będzie kultowa

W końcu dwie ostatnie produkcje studia – Shang-Chi oraz Eternals. Właściwie od momentu zapowiedzi filmów o nikomu nieznanych bohaterach, niektórzy krytycy uniwersum zwiastowali pierwsze finansowe wpadki. No cóż – na to jednak się nie zapowiada, bo Shang-Chi odniósł umiarkowany sukces w box office i w przypadku Eternals zapewne będzie podobnie. Pytanie, które się nasuwa – jak długo ten stan rzeczy pozostanie niezmieniony, nim widzowie zorientują się, że oglądają w kółko ten sam film i powiedzą dość?

Zapewne nie nastąpi to szybko, bo ustaliliśmy już przy recenzji Halloween Zabija czy ostatnim artykule o filmie Venom 2, że scenariuszowa odtwórczość nie przeszkadza przy odniesieniu kasowego sukcesu produkcji. I przy Eternals nie raz, nie dwa miałem nieodparte wrażenie, że ja ten film już oglądałem. Nie jest to zresztą odkrywcze spostrzeżenie. To dwudziesty szósty film z uniwersum, gdzie superbohaterowie biją się ze złolami, od czasu do czasu robiąc przerwę na naparzankę między sobą. Oczywiście, MCU od swojego debiutu w 2008 roku zaliczyło więcej dobrych tytułów niż kiepskich czy złych, że wspomnę o Strażnikach Galaktyki, Wojnie Domowej czy Infinity War, ale jeśli utrzyma tendencję swoich trzech ostatnich produkcji, ta różnica zmaleje w bardzo szybkim tempie.

Zobacz również: Ostatniej nocy w Soho – recenzja filmu. Kuuurła, kiedyś to było

Za reżyserię filmu oraz współtworzenie scenariusza odpowiada tegoroczna zdobywczyni Oscara za Nomadland, Chloe Zhao. Lubię jej styl, tyle że on kompletnie nie wpasował się do kina superbohaterskiego. W kilku scenach widać jej rękę, a w połączeniu z przepięknymi zdjęciami weterana branży – Bena Davisa – czuć płynącą z ekranu wrażliwość i delikatność. Tylko co z tego, skoro scenariusz obfituje w masę nudnych scen akcji i typowego, marvelowskiego humoru? Najgorzej i tak prezentują się natomiast sami bohaterowie i ich rozterki. Do tytułowej grupy należy dziesięciu członków, a ja po seansie coś więcej mogę powiedzieć o może dwóch postaciach.

Wszystkich innych można opisać dosłownie w jednym zdaniu. Angelina Jolie z atakami padaczki i dziwnym mieczem. Głuchoniema babeczka z The Walking Dead, która robi za Flasha. Wiecznie nieszczęśliwa, niedorośnięta reklama Sprite’a. Tyle. Mało kto w Hollywood poświęca już czas na rozpisanie bohaterów, bo, niestety, dzisiejsze blockbustery są pisane dla dzieci i przez dzieci, cytując Critical Drinkera. Nie będę jednak się rozpisywał zbytnio o tym zagadnieniu – odsyłam do źródła, natomiast wracając do samej recenzji. Ciężko mi było utożsamić się z bohaterami Eternals i ich polubić. To w znakomitej większosci bardzo ładne i widowiskowe opakowania pozbawione osobowości. Szkoda, że nie było więc większej ilości scen takiej jak w posiadłości Gilgamesha, gdzie bohaterowie mają swoje pięć minut, by posiedzieć i porozmawiać.

Zobacz również: Diuna – recenzja filmu. Kina nie umrą

Choć rzucają wtedy typowymi, już nawet nie marvelowskimi a disneyowskimi żartami, można poczuć do nich coś. Cokolwiek. A tak dostajemy jedynie skrawki. Bo fabuła, warto wspomnieć, lubi przeskakiwać w czasie. Obserwujemy zmagania Eternalsów w teraźniejszości, ale również co jakiś czas dostajemy retrospekcje z Mezopotamii sprzed 7 tysięcy lat czy Babilonii. Choć sceny te wizualnie robią spore wrażenie, bo tego akurat nigdy MCU nie odmówię, tak moim zdaniem mogło to być zrobione znacznie mniej chaotycznie. Obecny sposób narracji czasami zwyczajnie wybijał mnie z rytmu. Główny wątek fabularny jest całkiem interesujący na papierze i może gdyby ograniczyć liczbę postaci albo przynajmniej nieco ładniej je nakreślić lub poświęcić więcej uwagi ich wnętrzu, a nie wyłącznie cechom charakterystycznym i wyglądowi, mielibyśmy dobry film.

Eternals to nic innego, jak kolejna, taka sama czekoladka z fabryki Marvela, tylko że w innym papierku, rozciągnięta dodatkowo do 160 minut metrażu. Ale, ale! Jest jednak twist, który wyróżnia Eternalsów na tle innych produkcji Marvela W końcu, nie bez powodu wziął się ten tytuł recenzji. Ostatnio napotkałem się na wspaniałą satyrę na Disneya, stworzoną zresztą przez jego byłego pracownika, zatytułowaną It’s a Woke World After All. Wspaniała krótkometrażowa animacja, idealnie podsumowująca to, czym się stał Disney. Sami Eternalsi natomiast to najbardziej woke produkcja Marvela, a być może i Disneya w historii.

Zobacz również: Poprawność polityczna właśnie osiągnęła następny level

Oczywiście, cała mieszanka wedlowska w głównej obsadzie, zmiany płci i ras komiksowych bohaterów,  zrobienie słowa diversity niejako głównym wyróżnikiem produkcji, teksty o globalnym ociepleniu w samym już filmie czy w końcu dwójka czarnoskórych homoseksualistów z adoptowanym dzieckiem – ogólnie nie robi to już na mnie wrażenia i nie ma co się na te tematy rozpisywać. Disney jest woke, robi sobie filmy z woke  contentem, czy mi się to podoba, czy nie, zarabia kupę hajsu i najpewniej dalej to będzie robił. Co natomiast uważam za zdecydowane przekroczenie linii i krok w okropnie, ale to okropnie złym kierunku, to zawarcie w tym filmie sceny seksu. Film z uniwersum, które jest w pewnym stopniu przeznaczone również dla dzieci – w końcu ktoś chodzi na wersje z dubbingiem – a tu nagle przypierdalają nam sceną seksu. Subtelną, ale mimo wszystko — poważnie, Disney? To już trochę zbyt woke nawet jak na was.

Podsumowując — podczas seansu zatęskniłem za Diuną. Polecam więc wybrać się na ten film, zamiast iść na odgrzewanego kotleta. Obejrzycie przynajmniej coś ambitnego i oryginalnego.

Plusy

  • Świetne zdjęcia i (w większości) obłędne efekty specjalne
  • Czuć gdzieniegdzie wrażliwość i delikatność Zhoe

Ocena

3.5 / 10

Minusy

  • Tłum papierowych postaci bez wnętrza
  • Okrutnie zaorana i przeżyta formuła
  • Ta scena seksu to naprawdę nieporozumienie
Krzysztof Wdowik

Nie lubi (albo nie umie) mówić zbyt poważnie i zawile o popkulturze. Nie lubi też kierunku, w którym poszedł Hollywood i branża gamingowa. A już na pewno nie lubi pisać o sobie w trzeciej osobie. W ogóle to on mało co lubi.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze