Karel Čapek to czeski pisarz, który tworzył swoje dzieła w pierwszej połowie XX wieku. Pomiędzy jedną a drugą Wojną Światową, świat literacki był świadkiem debiutu jego trzech szczególnie interesujących książek. Interesujących, ponieważ reprezentują one szeroko pojmowaną fantastykę naukową, wobec czego jako wielki miłośnik nadrabiania klasyki, oczywiście nie mogłem przejść obok tego obojętnie
Fabryka Absolutu, wydana na naszym polskim rynku dzięki Wydawnictwu CM w ramach serii Klasyki literatury czeskiej, jest właśnie pierwszym z tych trzech Čapkowych opowiadań, o których chciałbym wam opowiedzieć. Jest to lektura stosunkowo krótka, nie licząca nawet pełnych 200 stron, jednocześnie same rozdziały są dobrze zbalansowane, gdyż ich łączna ilość trzydziestu sprawia, że jeżeli nie czujecie specjalnego pośpiechu przy czytaniu, to możecie sobie dawkować po 3-4 dziennie, a i tak szybko przebrnięcie przez to, czym Karel Čapek was uraczył.
Zobacz również: Saga Barsoom; recenzja. 10 tomów przygód (nie tylko) Johna Cartera na Marsie
A uraczył uraczył, czym chata bogata! Autor wcale się nie patyczkował i w 1922 roku, kiedy to Fabryka Absolutu debiutowała, przywitał czytelników fabułą, która skupia się produkowaniu samego boga! A gdy dodamy do tego jeszcze to, że jest to bóg bliżej nieokreślony, o niepojętych zamiarach, ale jednocześnie niezwykle skupiony na produkcji dóbr i wpływaniu na ludzi, to jawi się nam właśnie przed oczami niebiańska utopia: gdzie każdy doznał wiecznego szczęścia, miłości do bliźniego i oto Ziemia wkracza w swoją ostateczną, najlepszą erę!
Tyle tylko, że nic z tego, ponieważ tytułowy Absolut, który tą boską cząstką właśnie jest, szybko pokazuje swoje zupełnie inne oblicze. Absolut jest groźny, niepokojący, ale przy tym wszystkim chaotyczny i nie do skatalogowania. Karel Čapek, człowiek który był świeżo po wydarzeniach Wielkiej Wojny, zdawał sobie doskonale sprawę z chciwości, brutalności, krótkowzroczności i po prostu głupoty człowieka. Zadał on więc sobie jedno, zajebiście ważne pytanie: Czy gdyby tu i teraz ukazał nam się Bóg, w swojej potędze i chwale, to czy rozwiązałoby to wszystkie problemy tego świata?
Odpowiedź brzmi nie, a jak szybko zweryfikuje historia – problemy się tylko namnożą.
Zobacz również: Lore; recenzja książki. O tym, jak spi*rdolić świetny pomysł idiotyczną fabułą
Fabuła jest tu głównie pretekstem do śledzenia początków produkcji Absolutu, szczytu jego potęgi i nadejścia upadku. Akcja rozgrywa się w roku 1943, który to rok z perspektywy autora był dopiero pieśnią przyszłości. Są to z grubsza takie same realia, jakie panowały w latach 20-tych XX. wieku, gdyż pisarz nie miał specjalnej potrzeby tworzyć jakieś futurystycznej wizji planety, która niby to miała by szansę ukazać się w przeciągu dwudziestu lat.
Fabryka Absolutu to więc miasta, wsie, robotnicy fabryk, biznesmeni, politycy, duchowni i wszelkiego rodzaju Wolnomularze, sekty i fanatycy. Tych ostatnich w fabule będzie pod dostatkiem, bo są oni ściśle powiązany z brutalnym wyrokiem Čapka, jaki wyda on o kondycji społeczeństwa w swoim dziele.
Inżynier Marek dokonuje w swojej piwnicy przełomowego odkrycia. Jego zdaniem, jeżeli doprowadzić do reakcji atomowej w specjalnie skonstruowanym urządzeniu zwanym Karburatorem, to jest możliwe uwolnić boską cząstkę Absolutu, która jest niczym innym, jak wyzwoloną boską energią. Ponieważ jednak eksperyment szybko zaczyna wymykać się z pod kontroli, to Marek, przewidując potencjalne konsekwencje, chciałby przerzucić problem na kogoś innego. Tym “szczęśliwcem” okazuje się pan Bondy, przedsiębiorca, z którym to kontaktuje się Inżynier. Przedstawia on potencjalne korzyści, wynikające z używania Karbuatorów w fabrykach: Wytworzony w nim Absolut, całkowicie zdetronizować dotychczasowe źródła energii, i doprowadzić do istotnej rewolucji.
Zobacz również: The Book of Boba Fett – recenzja serialu. Co tu właściwie nie wyszło?
Widzący tylko potencjalny zysk pan Bondy oczywiście się zgadza, i rozpoczyna produkcję Karburatorów w ilościach masowych, wysyłając je tysiącami w świat, do wszystkich zainteresowanych. Rzecz jednak w tym, że jest to wciąż efekt energii boskiej, energii, która wpływa na wszystkich w otoczeniu Karburatora, i stopniowo ogarnia cały świat.
Ludzie czują się oświeceni, natchnieni, zmieniają swoje podejście do życia na całkowicie duchowne. Jedni potrafią czytać myśli innym, bo nie chcą barier fałszu i tajemnicy w komunikacji. Inni oddają całe swoje jedzenie potrzebującym, jeszcze inni za cel swojego życia obierają głoszenie boskich prawd…tylko no właśnie, jakich prawd?
Ponieważ absolut jest bliżej niepojęty to nie ma konkretnej postaci, każdy odczuwa go na swój sposób. A to oznacza, że każdy człowiek wtłacza go w ramy swoich wyznań, ideałów, jak i ogólnie religii. Dla przywódcy Chin, energia z Karburatora będzie Buddą, dla Watykanu bogiem biblijnym, dla lidera Rosyjskiego jest on już powiązany z Prawosławiem itd.
Zobacz również: Muzeum Dusz Czyśćcowych; recenzja książki. Polska literatura grozy 20-lecia międzywojennego
Obecność Absolutu na świecie nie tylko nie doprowadza do żadnego światowego ładu, a jedynie tylko podsyca konflikty. Skoro każdy może mieć swojego własnego Boga przez duże “B” i wierzyć w jego potęgę, to dlaczego ma tolerować sąsiada, który jest innowiercą i żyje w herezji?
A jeżeli sąsiadem będzie zarówno chatka obok jak i w większej skali państwo, a wspomniany sąsiad będzie kierował się dokładnie takim samym podejściem, to już tylko krok dzieli nas od największego konfliktu w dziejach, przy którym I Wojna Światowa to fraszka.
Čapek w swoim dziele ośmiesza ideę Religii Jedynie Słusznej w sposób tak trafny i celny, że pomimo 100 lat od wydania tej książki to ciężko powiedzieć, by jego wnioski się zestarzały chociaż trochę. Ludzie potrafią nawet w obrębie jednego wyznania patrzeć na siebie spode łba, licytując się na to, kto jest większym pomazańcem bożym i gorliwym wiernym… a przynajmniej w oczach postronnych.
Zobacz również: Pagan: Kontrola; recenzja DLC. Jak to jest być królem, dobrze?
U autora jednak ci sami ludzie, którzy normalnie co najwyżej rzucili by ku sobie kilka kąśliwych uwag i wrócili do domu, otrzymali dwie potężne bronie: niezachwianą wiarę i poczucie błogiego duchowego natchnienia, oraz faktycznie manifestacje boskich wpływów. A to już w zupełności wystarczyło, by czasy palenia czarownic, inkwizycji i religijnych wojen dały o sobie ponownie znać, lecz tym razem w realiach pierwszej połowy XX wieku, z wykorzystaniem zdobyczy militarnych Wielkiej Wojny.
Ludzie nie potrafią uszanować wartości innych osób i myśleć na zasadzie neutralności i współistnienia. Chcąc nadać sobie sens życia i przynależność, będą bić się za coś, czego nawet do końca nie rozumieją. Bo Absolut bytem niezrozumiałym jest, który mimo bycia bogiem, nie odnajduje się chociażby w świecie handlu i realiów popytu i podaży, przez co nawet jego działania są pracą dla samej pracy, bez żadnego celu. A skoro coś jest niezrozumiałe, to można nagiąć to do strefy swoich wpływów. Tym sposobem Fabryka Absolutu prezentuje nam ośmieszanie wszystkich liczących się idei sprzed 100 lat.
Zobacz również: Dying Light 2; Recenzja gry. Światełko nadziei
Kościół Katolicki najpierw jest przerażony perspektywą tego, że straci monopol na cuda i boskie kazania. Początkowo próbują z Karburatorami walczyć, potem jednak, dostosowując się do trendów, zmienia swoją retorykę o 180 stopni, chcąc skubnąć sobie z tego coś dla siebie.
Dla komunistów Absolut to wymarzony pracownik, ponieważ sam pracuje 24/7, wyrabia nad normę, a to co wyprodukuje jest dla ludu. Podobnie dla kapitalistów, Absolut jest czymś, co ma zwiększyć wydajność w każdym zakątku świata, a sprzedające się w tysiącach Karburatory to globalny hit.
Wszelkiego rodzaju pieśniarze utopii i pozytywiści, liczący na to, że ludzkość po grozie I Wojny Światowej zrobi wszystko, by nie dopuścić do kolejnego takiego konfliktu, są wręcz głównych celem kpin ze strony pisarza, bo Fabryka Absolutu udowadnia, że jako gatunek jesteśmy tak zepsuci, że nawet samego Boga wykorzystamy do swoich egoistycznych celów i walki o wpływy, bo widać mamy już to we krwi.
Dobrym komentarzem do tego jest zresztą rozdział poświęcony plemieniu kanibali, którzy zjadają innych tylko dlatego, bo takie mają dogmaty wiary, które Absolut oczywiście podsycił. Zabijanie i nasycenie się dla samego zabijania i nasycenia się to coś, co tylko przez cywilizacyjny postęp i kulturę zostało ujarzmione, a gdyby tego zabrakło, to stalibyśmy się na powrót tacy sami, jak tamto plemię.
Zobacz również: Star Wars. Wielka Republika: W Ciemność; recenzja książki
Cały ten komentarz polityczno-społeczny Čapka jest natomiast podszyty bardzo przyjemnym stylem i czarnym humorem. Jest to książka z 1922 roku, więc byłem strasznie ciekaw, na ile autor sprzed 100 lat może zabawić się konwencją. Już oczywiście sam motyw boga dla wszystkich był odpowiednio absurdalny, ale żeby taki punkt wyjścia trzymał czytelnika w napięciu przez prawie 200 stron, to musi być odpowiednio sprawnie rozpisany.
I już na etapie narracji to dostajemy, ponieważ narrator Fabryki Absolutu potrafi chociażby nagle złamać czwartą ścianę informując, że rozdział który właśnie się rozpocznie to jego prywatne refleksje, które spokojnie można pominąć i przejść do rozdziału dalej. Albo sposób, w jaki stopniowany jest dramat opowiadania, będący stale utrzymywany w chłodny, kronikarski sposób. W końcu chociaż historia rozpoczyna się od jednego Karburatora, który wykonuje niewinne cuda i zwiększa wydajność fabryki, to całkiem szybko przechodzimy do śmierci cywilów, bratobójczych walk o podłożu religijnym, polowań na heretyków czy wreszcie światowej wojny, na której życie traci setki milionów ludzi.
Czytanie tego wprowadza w tą dziwną refleksję, gdzie niby wiemy, jakim kuriozalnym wydarzeniem się to wszystko zaczęło, i że postacie z książki same wydają się do tego wszystkiego dystansować, a jednak dla własnych korzyści dostosowują się i dają się temu porwać. A potem zastanawiamy się, że przecież gdyby w naszym świecie też masowo pojawił się produkt bosko-podobny, to jeden konflikt narastałby za drugim i szybko doszłoby do rękoczynów.
Bo skoro ludzie potrafią kłócić się o to, jaki kolor skóry może posiadać (a jaki nie powinien mieć nigdy) elf z konkretnej historii fantasy, z nieistniejącej realnie krainy, który to świat jednak posiada silne podstawy i kanony nakreślone przez autora, to jaka dopiero rozpierducha by nastąpiła, gdyby ponad 7 miliardów ludzi miało dogadać się w kwestii tego, jakiego właśnie boga odczuwają na co dzień?
Zobacz również: Reacher; recenzja serialu. Amazon ma nowego asa
Fabryka Absolutu co prawda finalnie kończy się czymś, co można określić jako jakieś wyciąganie wniosków przez ludzkość i deklaracja poprawy, to jednak i w tym są jawnie widoczne pokłady szydery. W końcu jest to przedstawione na przykładzie różnych sposobów na ugotowanie tej samej rzeczy, i wykazania woli do spróbowania czegoś, co wychodzi poza naszą strefę komfortu.
I to też uważam ogólnie za świetne podsumowanie Fabryki Absolutu Karela Čapka, które pasowało i w 1922 roku, i pasuje również w 2022. Lubimy się zamykać w swojej bańce, czy to politycznej, czy hobbystycznej czy też towarzyskiej. Nigdy w życiu nie grałem kręgle, ale jakiś obecny w naszych realiach Absolut sprawił, że niedługo będę miał szansę, i to z ludźmi, których jeszcze nawet nigdy nie widziałem na oczy, więc trochę sobie tą strefę komfortu nagnę.
Was natomiast zachęcam do tego, byście swoją bańkę/banieczkę literacką rozszerzyli o twórczość omawianego tu czeskiego pisarza. Jego spostrzeżenia i wnioski, zawarte w wydawało by się totalnie oderwanej od Ziemi opowieści o masowej produkcji samego boga, są rozbrajająco aktualne, a do tego wyłożone w ciekawym, gorzko-śmiesznym stylu.
A ponieważ sam tytuł żadną wielką cegłą nie jest, to możecie spokojnie włączyć go w ramach przerywnika, czytanego od jednego kilkusetstronicowy tomiszcza do drugiego. Kto wie, może gdy Fabryka Absolutu będzie już za wami, wy również zainteresujecie się innymi pozycjami Čapka, które jak najbardziej są dostępne na naszym rynku, chociaż już od innych wydawnictw. Na omawianie Krakatitu i Inwazji Jaszczurów przyjdzie jednak czas już przy następnej okazji.