Park Jurajski – recenzja książki. Pierwsze welociraptory za płoty…

Książka Park Jurajski autorstwa Michaela Crichtona to jeden z tych przypadków, gdzie materiał źródłowy po pewnych zmianach zostaje przeniesiony do kin i osiąga fenomenalny sukces. Czy jednak wersja książkowa, w swej pierwotnej formie, też jest warta poświęcenia jej uwagi? I czy są w niej rzeczy, które brutalnie wycięto na rzecz bardziej familijnego kina przygodowego, a które zupełnie zmieniają odbiór tej historii? Zapraszam do recenzji.

Dinozaury – potężne, pradawne, tajemnicze, często ultra niebezpieczne dla człowieka. Nie ma co się dziwić, że gdy w XIX wieku ludzkość zaczęła na dobre badać szkielety tych istot i powoli oswajała się z myślą o istnieniu tych bestii miliony lat temu, to kwestią czasu było, aż popkultura też nawiąże z nimi bliższy romans. Po czym ich obecność w grach video, filmach, serialach czy nawet mangach i anime zupełnie przestała kogokolwiek dziwić. Już w Podróży do wnętrza Ziemi Julisza Verne można było obserwować pierwsze eksperymenty z włączeniem tych istot do fabuły, tak samo w Zaginionym Świecie od twórcy przygód Sherlocka Holmesa. To jednak wciąż były to tylko pierwsze kroki i rozgrzewka. O żadnym pełnoprawnym projekcie nie mogło być mowy, bo nauka wciąż nie dysponowała odpowiednimi danymi i obserwacjami. Stąd też istotom z tych książek bliżej jednak było do jakiś przerośniętych jaszczurek.

Zobacz również: Star Wars. Wielka Republika: Pośród Cieni – recenzja książki. Mroczne widmo nad projektem?

Wydany w 1990 Park Jurajski Michaela Crichtona to już jednak inna bajka. W naszym lokalnym zakątku Europy, pozycją tą możemy się cieszyć dzięki wydawnictwu Vesper, który w tym roku wrzucił ją na sklepowe półki. Na czytelnika zaś spoglądać będzie krwawoczerwony i zdecydowanie niesympatyczny Tyranozaur, który na dobre stał się ikoną marki. Ilustrację do tego wydania przygotował Artur Rudnicki i trzeba mu oddać, że efekt końcowy jest klimatyczny i robi wrażenie!

Wracając jednak do nauki. Już w samym posłowiu, autor Michael Crichton przyznaje, jak dużą uwagę poświęcał, wykorzystując najnowszą wiedzę o dinozaurach. I jak starał się ożywić słowem i opisem na tyle blisko rzeczywistości, na ile to było możliwe. Trzeba przyznać, że nie jest to czcza gadanina, bo wątek badań i monologi specjalistów są w tej książce na porządku dziennym. Dużo bardziej niż w filmie uderza tu klimat science-fiction, a i aspekt informatyczny jest rozbudowany w interesujący sposób. Porównania do filmu zostawię jednak na potem. Te co oczywiste będą nie do uniknięcia ze względu na fenomen, jakim był film z 1993 wyreżyserowany przez Stevena Spielberga.

Książkowy Park Jurajski opowiada o śmiałej i wydawałoby się szalonej inwestycji bogacza Johna Hammonda. Ten będący wiecznym dzieckiem, wizjoner, kompletnie lekceważący ostrzeżenia i rady potężny ekscentryk, decyduje się na rozpoczęcie wieloletniego projektu, jakim jest “wskrzeszenie” żyjących dziesiątki milionów lat dinozaurów. Wydzierżawia w tym celu od władz Kostaryki oddaloną od wybrzeża wyspę, na której w wielkiej tajemnicy rozpoczyna swoją zabawę w boga. A wszystko to w celu stworzenia najbardziej zwalającego z nóg parku rozrywki na świecie – Parku Jurajskiego. Oczywiście, wątpliwości co do bezpieczeństwa całej operacji pojawiały się jeszcze przed startem głównej fabuły. 

park jurajski 3
Akcja z udziałem tego dużego kolegi idzie w książce trochę innym torem, niż ten znany z filmu

Zobacz również: Dzieci Nocy – recenzja książki. Dan Simmons przynudza

Jedną z kluczowych postaci książki (która potem w kreacji Jeffa Goldbluma stała się ulubieńcem fanów filmowej sagi) jest matematyk Ian Malcolm. Ten – wtajemniczony już wcześniej w plany Hammonda – nie pozostawia suchej nitki na jego inwestycji, wieszcząc temu katastrofę w myśl zasady Teorii Chaosu. Ian wychodzi z prostego założenia, że próba kontrolowania i oswajania niebezpiecznych dla człowieka organizmów sprzed milionów lat szybciej niż później skończy się fatalnie. I jak pokazuje historia, miał rację.

Zadowolony ze swoich dotychczasowych postępów, jednocześnie wciąż kryjący przed światem prawdziwą działalność swojej firmy, starszy milioner zaprasza pesymistycznego matematyka wraz z kilkoma innymi osobistościami, by mogły na własne oczy zobaczyć cuda Parku Jurajskiego, jeszcze na długo przed formalnym otwarciem. A to oczywiście jest wstępem do wydarzeń, które będziemy przez te kilkaset stron śledzić.

Jedną z zaproszonych osób jest specjalista od dinozaurów, profesor Alan Grant, wraz ze swoją asystentką, Ellie Sattler. Wraz z Malcolmem, trójka ta dostanie szczególnie dużo uwagi w tej historii. Niemniej ludzie, którzy zasiądą do lektury książki posiadając jeszcze dobrze w pamięci film z 1993, będą na pewno zaskoczeni proporcjami. Alan jest tu zdecydowanie wiodącą postacią, która faktycznie ma w pewnym momencie solidną i niebezpieczną przeprawę przez cały Park Jurajski, ale już udział Malcolma i Sattler jest zmniejszony przez aktywną działalność wielu innych postaci z personelu na wyspie.

Zobacz również: Księga nocy – recenzja książki. Strzeż (się) swojego cienia

Trzeba jednak w końcu spojrzeć na tego słonia w salonie, i zastanowić się, jak to jest być skrybą…to znaczy, jak to jest czytać Park Jurajski z 1990 w 2022 roku! Nadrabiać tą książkę w realiach, gdy pierwsza filmowa trylogia regularnie leciała w telewizji do obiadu, a i sama wiedza o dinozaurach zdążyła się zaktualizować.

Z ręką na sercu przyznać muszę, że jest ciekawie, a nawet momentami intrygująco. W głównej mierze jednak ze względu na to, z jakim podejściem siada się do tej lektury. Lekko to może przypominać sytuację, gdy fan kinowego Władcy Pierścieni bierze się po raz pierwszy za lekturę dzieł Tolkiena. Po czym jest zaskoczony tym, ile rzeczy w filmie nie było, co zostało zmienione, a jednocześnie jak dobrze te dwie wersje egzystują obok siebie.

Podkreślam słowo “lekko”, ponieważ wciąż mówimy tu tylko o jednej, 500 stronicowej książce i jej filmowej adaptacji, więc to nie tak, że fabuły tych dwóch rzeczy są jakoś mocno odmienne. Niemniej po skończeniu tomu miałem silne wrażenie, że Park Jurajski z 1993 był darem od losu dla tej franczyzy.

Zobacz również: Muzeum Dusz Czyśćcowych – recenzja książki. Polska literatura grozy 20-lecia międzywojennego

Bo o ile Władca Pierścieni mógł dziesiątki lat czekać na uwagę Petera Jacksona i latami zdobywał sobie status i budował fandom, tak dzieła Crichtona zupełnie nie widzę jako książki, która 30 lat później, bez żadnej adaptacji w międzyczasie, porywała by tłumy.

Książkowy Park Jurajski jest krwawy i brutalny. Oczywiście, w tym filmowym też widzieliśmy tyranozaura, były groźne welociraptory polujące na dorosłych i dzieci, były też ofiary. Wciąż jednak jest to wyraźnie wygładzona wizja względem oryginału. Ocenzurowana i powycinana gdzie trzeba, by całe rodziny mogły dobrze się na tym seansie bawić.

Tymczasem fabuła u Michaela Crichtona zaczyna się zaś od małych dinozaurów które… żywcem zjadają noworodka. Co więcej, już na samym początku mamy szczegółowy opis operacji wykonywanej na robotniku, który trafił do szpitala na skutek ciężkiej rany. A zdania które temu towarzyszą obfitują w zgniliznę, widoczne organy, wszechobecny smród a sam pacjent finalnie umiera.

Nie inaczej to wygląda w dalszej części książki. Gdy już akcja dzieje się na całego, to ludzie w starciu dinozaurami kończą w sposób nie do pozazdroszczenia. Autor nawet nie próbuje dawać tu niejednoznaczności. Kiedy więc jedna z postaci traci wzrok na skutek kwasu, to na deser dostajemy jeszcze opis tego, jak nieszczęśnik dotyka swoich wypatroszonych jelit, a potem czuje kąsanie przy gardle. Zdecydowanie materiał nie family friendly.

Zobacz również: Czas zdrajców – recenzja książki. Kto pod kim dołki kopie 

Ciekawie wygląda też sprawa z okładkowym dinozaurem. Tutaj wizja Spielberga zadziałała na jego korzyść, bo chociaż kultowa scena z płotem i samochodami faktycznie pochodzi z książki, i była nawet dużo groźniejsza (a dla pewnej postaci wręcz mordercza) to sam T-Rex jest już potem spychany na dalszy plan. Momentami będąc nawet obiektem kpin i żartów pod jego adresem, wynikających z nieporadności i niespecjalnej inteligencji.

Głównym bossem Parku Jurajskiego są więc ostatecznie welociraptory, które zresztą stopniowo są zapowiadane jako największe z zagrożeń. Po czym faktycznie zastępują zagrożenie w postaci tyranozaura, będąc zdecydowanie większym utrapieniem dla naszych bohaterów.

Welociraptory nie są jednak tak nośne marketingowo jak POTĘŻNY DINOZAUR, więc można decyzję filmowców zrozumieć. 

W rzeczywistości, welociraptor byłby znacznie mniejszym zagrożenie dla człowieka, niż jego wersja z Parku Jurajskiego

To samo tyczy się brutalności. Ona może i podbija poczucie zagrożenia, a większa ilość trupów minimalizuje stosowanie deus ex machiny. Jednak poza tym, że zachowanie jej podbiło by kategorię wiekową, nic by do historii nie wniosła. Mówimy tu w końcu D-I-N-O-Z-A-U-R-A-C-H. To nie są przeciwnicy z kompasem moralnym i motywacjami. Nie są to też wrogowie z serii takiej jak Naruto, których możesz przegadać z pomocą talk no jutsu, budząc w nich pluszaka.

Zobacz również: Inwazja Jaszczurów – recenzja książki

To są drapieżniki, do tego mięsożerne. Gdy zobaczą ofiarę, to wiadomo do czego będą dążyć, bez względu na kategorię wiekową jaką by zastosowano. Wycinając więc dużą ilość oryginalnej brutalności, udało się zwiększyć szansę na kasowy sukces, który oczywiście stał się faktem. 

Książkowe kamienie milowe również zostały z grubsza zachowane. W opowiadaniu mamy oczywiście obchód po Parku, sabotującego informatyka Dennisa Nedryego czy problem z zasilaniem. Jest oczywiście wątek Alana, który opiekując się dwójką wnuków starego miliardera, musi przeprowadzić je bezpiecznie przez dżunglę. No i mamy samo opuszczenie wyspy. Tutaj dla ludzi żyjących tylko filmami i nie znających oryginału, może wystąpić mały szok. Związany z tym, komu się przeżyć udało, a komu nie. Ja zszokowany byłem, także polecam przed zakupem książki odpuścić sobie wszelkie spoilerowe opisy książki.

Siłą rzeczy, ze względu na obszerność, lektura wykorzystuje rozdziały do lepszego naświetlenia osób powiązanych z Parkiem Jurajskim i firmą Hammonda. Nie są to jednak specjalnie ciekawie zarysowane osoby. Na ich przykładzie widać wyraźnie, że priorytetem dla pisarza były same dinozaury i przedstawienie chaosu jaki wywołają. Ludzie są tam przede wszystkim naocznymi widzami tego dramatu, bez dostępu do drogi szybkiej ucieczki.

Zobacz również: Rysuj! Szybki, prosty i skuteczny kurs rysowania?

John Hammond jest do końca wierzącym w swoją nieomylność idealistą. Nawet w obliczu zawalenia się projektu nie chce tego widzieć katastrofy. Lub też naprawdę jest zbyt opętany iluzyjnym sukcesem, by dostrzegać umierających robotników i masakrę w pobliżu.

Alan Grant będzie rzucał ciekawostkami o dinozaurach i cieszył się obecnością młodego Tima, który ewidentnie chciałby pójść w jego ślady. Jednocześnie bez cienia zawahania stawia dobro dzieci nad swoje, nie posiadając specjalnie większych rozterek. Prócz tych najważniejszych, jak bezpieczeństwo i ogarnięcie tego bałaganu.

Ellie Sattler dosyć szybko zostaje – dosłownie i w przenośni – zepchnięta na dalszy plan Parku Jurajskiego. Nie licząc jednej czy dwóch akcji, to jej rola zostaje sprowadzona do opiekowania się przez resztę książki ofiarą ataku milusińskich z parku.

Ian Malcolm niezmiennie czaruje. Jego wykłady matematyczno-filozoficzne w momencie, gdy słuchaczem jest stary Hammond to zdecydowanie najbardziej zabawne ale i ciekawe momenty. Gdzie poważne rozważania matematyka trafiają na ścianę w postaci oderwanego od trosk właściciela Parku. Ta postać miała dużo szczęścia, że grał go w filmie Goldblum, i czytając książkę dokładnie takiego go przed oczami miałem.

Zobacz również: Extasia – recenzja książki. Gdyby nie feminizm

Ekipa Parku Jurajskiego to zaś osoby, które w zasadzie można podsumować po jednym wyrazie. Mamy więc myśliwego, informatyka, głównego naukowca, prawnika czy weterynarza. Ciężko coś więcej o nich napisać, bo ich zmartwienia lawirują głównie w kontekście swoich profesji i naprawy sytuacji na wyspie. Jedyny ciekawszy wątek w tle, czyli kradzież próbek DNA dinozaurów, zostaje szybko ucięty przez grupę agresywnych dinozaurów. Co też i film zachował.

Warto jednak wrócić do tego wątku informatyki i naukowych rozważań. Autor całkiem często rzuca nam rysunki, które mają przedstawiać ekran komputera i system, przez który zarządza się Parkiem. System ten pełni kluczową funkcję, i autor wielokrotnie do niego wraca, testując nawet w pewnym momencie uwagę czytelnika. Dzieje się to wtedy, gdy jeden z bohaterów musi przypomnieć sobie oznaczenie pewnego sektora parku i go włączyć. Kadr z tym sektorem w książce faktycznie się pojawia. Jeżeli więc go zapomnieliście po czym zostaje poprawie wprowadzony, to nie zdziwię się, jak też zaczniecie kartkować strony do tyłu, by to naprawdę zweryfikować. Ot taka meta zabawa autora. Detal, a jak cieszy i dodaje wiarygodności tej iluzji.

Mniej szczęścia miały zaś same dinozaury. W książce Park Jurajski, welociraptory są wysokimi na 3 metry terminatorami, które dokonują krwawej masakry na ludziach. Nauka jednak zweryfikowała, że były wysokie na metr. Przez co podchodząc do tej lektury, trzeba sobie wziąć jednak do serca, z jakiego roku ona pochodzi. Plujące kwasem dinusie również źle się zestarzały, przez co wątek otyłego informatyka musiałby być praktycznie poprowadzony inaczej.

Zobacz również: Loveless – recenzja książki. Kocha, nie kocha

Dla mnie osobiście to nie kłopot. W końcu tu o książkach wydanych i grubo 100 lat temu, a które podpierały się naukowymi zdobyczami. Rozstrzał między wizją autora a brutalną rzeczywistością nie odbierał mi więc frajdy z czytania. Domyślam się jednak, że niejeden pasjonat pradawnej grozy parsknie śmiechem tu czy tam.

Sumując, uważam Park Jurajski za obowiązkowy zakup dla każdego sympatyka tej franczyzy, która wokół dinozaurów powstała. Film z 1993 na tyle sporo powycinał i pozmieniał względem książki, że nie będziecie mieli uczucia deja vu. Jednocześnie zaś, jest brutalnie, niespecjalnie komediowo, a przy tym to jednak wciąż dobrze znana historia o parku. W którym główne atrakcje postanowiły wyrwać się na wolność i zmówić się na posiłek. Gdzie daniem głównym są wszyscy ludzie, na tej odizolowanej od reszty świata wyspie.

Dinomania która nastąpiła po premierze Parku Jurajskiego, od lat jest obecna w wielu różnych mediach i popkulturowych dziełach

Jako niezależna pozycja książka broni się już mniej. Współcześni czytelnicy są przyzwyczajeni do jeszcze częstszej i dokładniej opisanej brutalności. Same postacie w Parku Jurajskim też zapamiętuje się raczej przez wzgląd na ich odpowiedniki filmowe. Może z wyłączeniem książkowego Iana Malcolma, ten dalej jest postacią, którą po latach się lubi. Za jego humor, szyderę, ale i brutalną prawdę którą głosi. 

Zobacz również: Śpiący Przebudzony – recenzja książki

Dinozaury zaś są już stare, nie tylko jako kości. Nie dość, że na rynku jest nowa filmowa trylogia, to istoty te regularnie trafiają do bestiariusza różnych mniej lub bardziej fantastycznych pozycji. Jak chociażby w mandze i anime One Piece, główny wróg posiada wręcz cały oddział ludzi, zdolnych do przemiany w poznane już dobrze gatunki dinozaurów.

John Hammond chciał zawładnąć umysłami i portfelami ludzi poprzez iluzję dawnego świata i ich mieszkańców. W 2022 roku, nawet gdy faktycznie mówi się poważnie o takich projektach, to reaguje się raczej memem a nie podziwem. Park Jurajski Michaela Crichtona, wydany u nas po takim czasie tłumów z pewnością nie porwie. Niemniej już teraz jednak po statystykach i listach sprzedaży w księgarniach widać, że siła nostalgii i ciekawości wobec tego, dzięki czemu zawdzięczamy kinowy Park Jurajski jest i ma się dobrze. I w tej jednej kwestii Hammond nawet teraz się nie myli – nostalgia za dawnym to coś czego się nie lekceważy, a wydawnictwa chętnie to uczucie spieniężą.

A spoglądający z okładki tego wydania Tyranozaur to zaproszenie do porządnie napisanej, kultowej już pozycji. Która nikogo może nie znokautuje, jak po oberwaniu ogonem wspomnianego jegomościa, ale będziecie mieli satysfakcję z nadrobienia tej lektury. Rzeczy o których zaś nie wiecie, a które zmieniono bądź skasowano na potrzeby filmu, mogą was realnie zaskoczyć. 

Wydawnictwo Vesper wypełniło pewną istotną lukę w na polskim rynku klasyki fantastyki naukowej. Za to niewątpliwie należy ich docenić i cieszyć się z tej premiery. Nawet jeżeli w tym momencie nie odczuwacie zewu Parku Jurajskiego, i jeszcze na tą wyspę wkroczyć nie chcecie. Ona wam nie ucieknie, i teraz macie już możliwość zgłębienia tego klasyka w języku Mickiewicza.

Plusy

  • Różnice między filmem a książką sprawiają, że literackie doznanie potrafi wielokrotnie zaskakiwać
  • Dbałość autora o aspekty naukowe i filozoficzne, przywiązanie do detali
  • Postacie takie jak Ian Malcolm wciąż się bronią i wzbudzają sympatię

Ocena

7 / 10

Minusy

  • Wiele innych postaci to jednak osoby jednego zadania, bez żadnej psychologicznej głębi czy relacji
  • Niektóre rzeczy związane z dinozaurami zdążyły się już brutalnie zdezaktualizować
  • Fani filmowego tyranozaura mogą być rozczarowani jego perypetiami w książce
Krystian Wierzbicki

Fan gier video, książek Sci-Fi, anime i mang jak i wszelkich innych komiksów. W 2019 odkrył, że istnieją międzymiastowe konwenty więc stara się wpadać na co może. Miłośnik gier platformowych na czele ze Spyro, ale także serii Assassin's Creed czy Rayman (dalej wierzy, że Rayman 4 kiedyś nadejdzie...)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze